Sukces lekarzy z Opola. Schłodzili pacjenta i uratowali mu życie

Redakcja
Dr Maciej Gawor, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM, Ewa Woszczyna oraz jej uratowany syn Bartosz. Pacjent zaczyna już normalnie rozmawiać, odpowiada na pytania, rozpoznaje bliskich. Zdaniem lekarzy robi systematyczne postępy.
Dr Maciej Gawor, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM, Ewa Woszczyna oraz jej uratowany syn Bartosz. Pacjent zaczyna już normalnie rozmawiać, odpowiada na pytania, rozpoznaje bliskich. Zdaniem lekarzy robi systematyczne postępy. Paweł Stauffer
Lekarze z WCM w Opolu, jako pierwsi w regionie, zastosowali hipotermię u 25-letniego mieszkańca Brzegu, u którego doszło do zatrzymania krążenia.

Metoda ta polega na obniżeniu temperatury ciała człowieka do 32-33 stopni Celsjusza. Osiąga się to za pomocą specjalnej aparatury oraz poprzez założenie choremu kombinezonu na całe ciało i głowę. Pacjenta "chłodzi się" przez 24 godziny.

- Metoda hipotermii chroni organizm przed następstwami niedotlenienia mózgu, przed upośledzeniem jego funkcji i daje szansę na całkowity powrót do zdrowia - mówi Maciej Gawor, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM, na którym dzięki odpowiedniemu schłodzeniu uratowano 25-letniego Bartosza Woszczynę z Brzegu.

- Dochodziła piąta rano, gdy syn, podczas snu, zaczął bardzo ciężko oddychać - opowiada Ewa Woszczyna, mama Bartosza. - Na początku myśleliśmy, że coś mu się śni, ale szybko zorientowaliśmy się, że dzieje się coś złego. Chwilę potem stracił przytomność. Synowa zaczęła go reanimować, wezwaliśmy szybko pogotowie.

Karetka przyjechała błyskawicznie. Ratownicy reanimowali Bartosza blisko godzinę. Jego stan raz poprawiał się, raz pogarszał, aż w końcu można go było przenieść do ambulansu i zawieźć do WCM.

Na początku lekarze nie wiedzieli, co spowodowało zatrzymanie akcji serca u Bartosza. Bo jak mówiła Ewa Woszczyna, jej syn na nic wcześniej poważnie nie chorował i na nic się nie skarżył.

- Wykonaliśmy u pacjenta UKG i okazało się, że powodem zatrzymania krążenia była bardzo rzadka choroba serca, kardiomiopatia przerostowa - mówi dr Maciej Gawor. - To wrodzona wada. Przez lata można normalnie funkcjonować, aż nagle się ujawnia. Kończy się to śmiercią albo nieodwracalnymi uszkodzeniami układu nerwowego i mózgu, jeśli pomoc nie nadejdzie w porę. Uznaliśmy, że jedynym ratunkiem dla Bartosza jest hipotermia. Mamy to urządzenie dopiero od miesiąca, akurat dział techniki medycznej dopuścił je do użycia, gdy trafił do nas ciężko chory, któremu mogliśmy pomóc dzięki hipotermii - mówi dr Maciej Gawor, ordynator oddziału. - Wcześniej schładzaliśmy pacjentów lodem, okładami z zimnej wody, wentylatorami. Ale trudno było utrzymać wymagane 32-33 stopnie przez całą dobę. Jesteśmy wdzięczni, że dyrekcja szpitala, mimo problemów finansowych, aparat kupiła.

Urządzenie sprowadzono z Izraela, kosztowało 75 tys. zł. Kombinezony są jednorazowe, oddział dysponuje ich zapasem na cały rok.

Zastosowanie hipoterapii jest możliwe dopiero po bardzo głębokim uśpieniu pacjenta. Następnie, po 24 godzinach, aparat przywraca ciału normalną temperaturę. Trwa to od 6 do 10 godzin.

- Nasz pacjent znajdował się potem przez cztery dni w śpiączce farmakologicznej - dodaje dr Gawor. - Był to czas pełen emocji i niepewności. Zastosowaliśmy tę metodę po raz pierwszy i się powiodła. Nawet ratownik medyczny z brzeskiego pogotowia dzwonił i pytał o stan chorego. Wszyscy bardzo to przeżywaliśmy. Na pewno do uratowania pana Bartosza przyczyniła się odpowiednio prowadzona reanimacja - podjęta przez rodzinę i kontynuowana przez ekipę ratowniczą. - Jestem niezwykle wdzięczna ekipie karetki i lekarzom z WCM, że zrobili dla mojego syna wszystko, co tylko było możliwe - mówi wzruszona Ewa Woszczyna.

Bartosz robi coraz większe postępy, rozmawia, odpowiada na podstawowe pytania. Obecnie przebywa już na Oddziale Kardiologii WCM. Czeka go wszczepienie kardiowertera. - To aparat, który wysyłając impuls elektryczny, sam przywraca normalny rytm serca, usuwa arytmię - tłumaczy Andrzej Wester, kardiolog z WCM.

Metodę schładzania zaleca się także u pacjentów po ciężkich urazach czaszkowo-mózgowych, udarach mózgu. Doktor Gawor szacuje, że rocznie aparatura będzie wykorzystywana 50-60 razy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska