Święci, grzesznicy i detektywi czyli księża w filmach i serialach

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Rozmowa z ks. dr. hab. Markiem Lisem, teologiem i filmoznawcą z Uniwersytetu Opolskiego.

- W serialach emitowanych w polskiej telewizji wręcz roi się od księży. Prawie nie ma telenoweli bez bohatera w sutannie...
- To jest nowe zjawisko. Księża-bohaterowie seriali pojawili się w naszej telewizji właściwie dopiero w XXI wieku. Dotyczy to m.in. "Plebanii", która już dawno przekroczyła tysiąc odcinków. Przez ten serial przewinęło się sporo postaci księży. Bo wprawdzie proboszcz, ks. Antoni, dzielnie trwa na stanowisku, ale jego wikarzy wciąż się zmieniają. Jedni są sympatyczni, czasem aż za bardzo, inni widzów denerwują. Do serialu przenikają fragmenty naszych społecznych problemów, zwłaszcza tych, o których głośno w mediach. W jednym z odcinków dowiadujemy się np., że na proboszcza donosił jego przyjaciel, inny ksiądz.

- Serialowe wyobrażenia księży odpowiadają rzeczywistości?
- Myślę, że nie. W serialach oglądamy raczej księży, jakich chcielibyśmy mieć. Takim duszpasterzem jest sympatyczny, żyjący blisko parafian proboszcz w "Plebanii". Jest nim także wcale niewolny od przywar - wybuchowy, trochę zakłamany - ale w gruncie rzeczy swój chłop, czyli proboszcz w Wilkowyjach grany przez Cezarego Żaka w "Ranczu". Seriale bardziej mówią o naszych marzeniach o kapłanach niż o nich samych. Ale ta przypadłość dotyczy nie tylko pokazywania księży. W serialu "Na dobre i na złe" spotykamy mądrych, oddanych lekarzy i wszyscy chcielibyśmy trafić do szpitala w Leśnej Górze. A doktor House jest może cyniczny i okrutny, ale za to jest profesjonalistą w każdym calu.

- Za jakim księdzem - z perspektywy seriali - tęsknimy?
- Za takim, który jest blisko ludzi. Kiedy w katedrze proboszczem był nieżyjący już ks. prałat Baldy, wielu ludzi pozytywnie szokował, bo dla niego nie było problemem złapać za kielnię murarską, młotek czy taczkę z piaskiem. Pamiętam mojego proboszcza w Głogówku, gdzie byłem wikarym, księdza Pasiekę. Trafiłem tam w trakcie remontu plebanii i cmentarza. Dla niego nie było problemem nie tylko zwołać chłopów do pracy, ale i być z nimi przez kilka godzin. Oni zresztą nie oczekiwali, że proboszcz będzie za nich sypał cement do betoniarki. Ważniejsze było, żeby rozmawiał, słuchał rad, czasem czymś poczęstował. Był kimś bliskim, "oswojonym". Bo ksiądz - zdążył nam o tym już kilka razy przypomnieć nowy biskup opolski - nie może się zamknąć w kościele ani na plebanii zamienionej w twierdzę. Musi wychodzić do ludzi. Nie musi pić z ludźmi piwa w barze, ale musi się interesować ich życiem.

- Seriale pokazują też probostwa od środka. Prawdziwie?
- Każde probostwo jest trochę inne, jak każdy dom. Ale myślę, że te serialowe plebanie, podobne w klimacie do rodzinnych domów, są mocno nieprawdziwe. Zwłaszcza w diecezji opolskiej większość probostw zamieszkuje jeden ksiądz i coraz częściej stałej gospodyni nie ma. Raczej jest to osoba dochodząca na kilka godzin do pracy. Ten model pokazywany w filmach, w których gospodyni jest taką plebanijną mamą, to jest gatunek wymierający.

- Księża są pokazywani w serialach tak dobrze, że w mediach pojawiały się ostatnio pretensje, że polska telewizja zamienia się w ambonę i idealizuje kapłanów.
- Tak pokazuje się księży w wielu telewizjach, nie tylko w Polsce. Przecież pomysł na detektywa w sutannie, czyli ojca Mateusza, został zaczerpnięty z włoskiego serialu "Don Matteo". Wyidealizowani księża funkcjonują także w telewizji niemieckiej, a nawet w wielowyznaniowej Ameryce. Skąd się to bierze? Ksiądz jest - czy ktoś tego chce czy nie - jedną z postaci ważnych dla lokalnych społeczności i często wywiera na nią pozytywny wpływ. Więc taki przenika też do telewizji. Tyle że seriale lubią księży niestereotypowych.

- Na przykład ojca Mateusza, który jeździ nie autem, ale rowerem.
- Jak wielu księży poruszających się na krótkich dystansach. Sam jeżdżę rowerem po Opolu. Trudno to tylko zrobić w sutannie, bo wcina się w łańcuch. Ale "Ojciec Mateusz" jest nie tyle filmem o księdzu, ile o detektywie, który przychodzi z pomocą swym kolegom, nieudolnym policjantom. To częsty motyw w serialach. Takimi detektywami spoza policji byli choćby Philip Marlowe czy Sherlock Holmes. Księdzu do przestępstw i śledztw jest niby daleko, ale z drugiej strony ojciec Mateusz wnosi do spraw kryminalnych element etyczny. Posługuje się nie tyle sposobami policyjnymi czy prokuratorskimi, ile odwołuje się do sumienia sprawców i to jest dość wyjątkowe.

- Po serialu "Ranczo", w którym ksiądz był postacią mocno komediową i ostrze satyry było tam wymierzone także w niego, odzywały się wobec twórców zarzuty, że przesadzili, bo chwilami proboszcz został tam sprofanowany. Ksiądz podziela ten pogląd?
- Wcale nie. Dowcipy o księżach są stare jak świat i jak wszystkie żarty zdarzają się lepsze i gorsze. Skoro ksiądz jest człowiekiem z krwi i kości, to znaczy, że można się z niego czasem śmiać, nie jest poza krytyką. Oczywiście, funkcja księdza jest szczególna, bo styka się on bezpośrednio z nadprzyrodzonością, z Bogiem. Ale to go nie czyni ani nieomylnym, ani nietykalnym. Bywają księża pracowici, zangażowani i święci, bywają zmęczeni, zniechęceni i grzeszni. Taka prawda o nich przenika także do filmu.

- W minionym tygodniu wygłosił ksiądz w Muzeum Diecezjalnym wykład o filmowych księżach - grzesznikach i świętych. W polskim kinie księży świętych trochę było. Grzeszników - może poza ks. Surynem z "Matki Joanny od Aniołów" w reżyserii Kawalerowicza - nie umiem sobie przypomnieć. Jest taki stereotyp, by tego w filmie nie pokazywać?
- Na pewno nie. Generalnie w kinie obserwujemy dwie tendencje. Z tradycji protestanckiej wyrasta sposób pokazywania księdza, który jest grzesznikiem w drodze do świętości, ale ta grzeszność jako człowieka go nie przekreśla. Taki motyw znajdujemy choćby w filmie Bergmanna "Goście wieczerzy Pańskiej". Jego bohater, pastor, po śmierci ukochanej żony przeżywa kryzys wiary. Ma wątpliwości, czy wraz z nią nie umarł także Bóg. Ale pozostaje księdzem, bo wie, że stawianie trudnych pytań nie jest odrzuceniem ani zdradą powołania.

- Tradycja katolicka jest inna?
- Według niej albo ksiądz jest całkowicie święty - tak pokazuje się w kinie ks. Popiełuszkę czy Jana Pawła II - albo jest grzesznikiem i wtedy staje się, żeby powiedzieć bardzo dosadnie, świnią gorszą niż wszyscy. A zło przez niego popełnione jest nieodwracalne.

- Przykłady?
- Nie jest nim wskazany w poprzednim pytaniu ksiądz Suryn. Przeżywa on lęki, pokusy i rozterki wynikające z tego, że się zakochał, ale czyni to jednak w obliczu Boga. Postać złego księdza znajdujemy w filmie Kutza "Milczenie" z roku 1962. Jego bohaterem jest stary proboszcz. Staje się on świadkiem nieszczęścia, które spotyka młodego chłopaka. Bawiąc się niewypałem, młodzieniec traci wzrok. W opinii miejscowej społeczności jest to kara Boża, bo chłopak rzekomo planował zamach na księdza. Kapłan wie, jaka jest prawda, ale milczy. To zaniedbanie powoduje, że widz go odrzuca jako człowieka skompromitowanego.

- A "Złe wychowanie" Almodovara?
- Tam pojawia się wątek seksualnego molestowania. Almodovar zetknął się zresztą z tym problemem jako uczeń szkoły zakonnej i próbuje się z tymi upiorami przeszłości zmierzyć na ekranie. Ksiądz, który niegdyś uczniów molestował, staje się w tym filmie postacią całkowicie przegraną.

- Czy zawsze ksiądz odchodzący od kapłaństwa jest w kinie potępiany?
- Nie zawsze. W filmie "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej eksksiędza gra opolanin Rafał Maćkowiak. Ten ksiądz jest tam postacią mocno groteskową. Inaczej ten motyw pokazał w filmie "Historie miłosne" Jerzy Stuhr. Film składa się z czterech nowel. Bohaterem jednej z nich jest gorliwy ksiądz. Pewnego dnia dowiaduje się, że jest ojcem nastoletniej dziewczynki. Jest ona owocem jego dawnego krótkotrwałego romansu z okresu przed kapłaństwem. Po śmierci matki dziewczyna trafia do domu dziecka. Ksiądz rezygnuje - w imię uczciwości - z kapłaństwa, by się nią zająć.

- Które filmowe wyobrażenia kapłana uważa ksiądz za najciekawsze?
- Księdza z filmu "Uśpieni" granego przez Roberta de Niro. Jego bohaterowie to czterech nastolatków. Znaleźli się oni w nowojorskim domu poprawczym i zostali tam zgwałceni. Dwóch jakoś sobie radzi z tym przeżyciem. Dwaj pozostali straszliwie cierpią. Po latach, jako dorośli, odnajdują dawnego wychowawcę-gwałciciela i dokonują na nim egzekucji. Ksiądz wie o ich losach i ma ogromny dylemat sumienia. W końcu zaświadcza, że był z zabójcami na meczu. Kłamie, ale w pewnym sensie staje po stronie dobra, bo mordercy odpokutowali swoją zbrodnię niejako z góry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska