Dawid jest dzieckiem ze zwyczajnej rodziny. Ma troje rodzeństwa. A to oznacza, że ma także zagonionych rodziców, którzy dokonują "cudów", żeby co miesiąc związać koniec z końcem. Dawid nie lubi matematyki i nie chce się jej uczyć z mamą.
A ona zmęczona nie zawsze ma dość cierpliwości, żeby coś tłumaczyć kolejny raz. W opolskiej świetlicy "Promyk" chłopak znalazł nie tylko nieodpłatne korepetycje. Odniósł pierwszy matematyczny sukces - szóstkę na egzaminie kończącym szkołę. - Mama o mało nie dostała zawału z radości - opowiada chłopiec. - A ja zaczynam lubić matematykę.
Przykład Dawida dobrze ilustruje sens istnienia świetlic środowiskowych. W polskich i opolskich warunkach, gdy rodzice są zapracowani, jedno a czasem oboje są "na skasach", miejsca w świetlicy może potrzebować prawie każdy.
Stereotyp świetlic, które są miejscem dla dzieci z rodzin patologicznych przełamywano w czwartek podczas konferencji "Świetlice środowiskowe jako forma pomocy dziecku i rodzinie w środowisku lokalnym".
Zorganizowały ją Wyższa Szkoła Zarządzania i Administracji oraz Fundacja Pomocy Dzieciom "Bądź dobroczyńcą". Fundacja prowadzi w Opolu świetlice "Promyk" i "Parasol".
- W "Promyku" gromadzimy dzieci z domów o bardzo różnym stopniu zamożności - mówi Małgorzata Czerwińska. - Łączy je to, że wszystkie potrzebują zorganizowania czasu wolnego, bo to nuda jest złem. Od niej zaczyna się zainteresowanie naroktykami i wszelką destrukcją. Nie ma żadnych kryteriów przyjęcia do świetlicy. Kto przyjdzie, ten jest.
A kto jest, może liczyć na pomoc w odrabianiu lekcji, zabawę i rozmowę, na wspólny wyjazd do kina, na wycieczkę albo na narty. Podczas zajęć z gotowania można nie tylko poprawić sprawność manualną, ale i zjeść dzieło własnych rąk.
A jeśli pracownicy i wolontariusze świetlicy widzą, że z dzieckiem dzieje się coś złego, szukają - do skutku - kontaktu z rodzicami.
- Z chłopakiem są problemy - dodaje pani Małgorzata - dzwonimy i okazuje się, że nie tylko rodzice się rozwodzą, ale rozżalony ojciec odrzuca syna. Rozmawiamy z ojcem, tłumaczymy, że dokopuje, pewnie nieświadomie, własnemu niczemu niewinnemu dziecku. Tata i dziecko wracają do siebie i wtedy widać, że świetlica jest czymś więcej niż przechowalnią.
"Parasol" jest świetlicą szczególną. Działa od 2006 roku i jest jedyną w Opolu placówką mieszczącą się w bloku socjalnym dla 60 rodzin przy ul. Odrzańskiej.
- Przychodzą tu dzieci w wieku od 3-4 lat do 18, czasem w kapciach, jak do domu - opowiada pani Czerwińska. - Młodsze dołączają śladem starszych. A my, jeśli to tylko możliwe, zapraszamy razem z nimi rodziców. Po to, by mogli nabrać zaufania, zaprzyjaźnić się, bo wtedy łatwiej opowiedzą o swoich problemach. Tu ma je prawie każda rodzina. Od drobnych kłopotów wychowawczych po ciasne mieszkanie, dzielone z dziadkami.
Dorośli absolwenci "Parasola" mają prowadzony przez fundację klub. Opiekunowie zdobyli na jego urządzenie pieniądze. Podopieczni włożyli pracę w wymalowanie i własnoręczne zmontowanie sportowych sprzętów. Przychodzą tu nie tylko pogadać i ćwiczyć. Także zapytać, czym się różni umowa o pracę od umowy o dzieło. Ich bliscy nie zawsze to wiedzą.
- W mieście jest 11 świetlic - mówi Zdzisław Markiewicz, dyrektor opolskiego MOPR. - Są miejscem, gdzie spotykają się ludzie, którzy chcą dla innych zrobić coś dobrego i pomóc spełnić marzenia z dziećmi, które potrzebują wsparcia. Świetlice są niezbędnym elementem systemu owego wsparcia. Powinny być dostępne w każdej, najmniejszej dzielnicy, w każdej tworzącej się społeczności. Niestety, niełatwo je założyć. Formalne wymogi sanitarne, pożarowe itp. często ludzi dobrej woli zniechęcają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?