Na tradycyjnym polowaniu hubertowskim w sobotę spotkało się prawie trzydziestu polujących z KŁ "Szarak". Rozpoczęli mszą świętą w kielczańskim kościele. Potem na polanie w Żędowicach Witold Sumera, prezes koła i Jerzy Smereczański, łowczy wręczyli kilku kolegom odznaki "Zasłużony dla łowiectwa Opolszczyzny".
Podzieleni na dwie grupy myśliwi pojechali na łowy. - Rozstawiam myśliwych na stanowiskach tak, żeby tworzyli łuk. W środku pola, zwanego po myśliwsku miotem, porusza się kilka osób nagonki ubranych w czerwone kamizelki. Oni płoszą zwierzęta. Myśliwi nie mogą strzelać do środka miotu, nawet jeśli zobaczą zwierzę tuż przed sobą. Mają takie prawo dopiero po tym, jak zwierzyna przekroczy linię miotu - tłumaczył Joachim Lebok, który prowadził pierwszą grupę.
On został też królem hubertowskiego polowania. Trafił kozę, czyli samicę sarny. Druga grupa przyjechała z takim samym trofeum, ustrzelonym przez Joachima Jaruszowca. - Koza kolegi Leboka była większa - mówił Jerzy Smereczański, łowczy w "Szaraku".
- Nie mieliśmy szczęścia do obfitych łowów. Zwierzyna jest wypłoszona przez grzybiarzy i drwali, którzy bez przerwy ścinają wiatrowały. Jednak św. Hubert pobłogosławił, bo mieliśmy dobrą pogodę i widzieliśmy kilka pięknych jeleni - komentował.
Polowanie myśliwi z "Szaraka" zakończyli przy stole, posilając się kiełbasą i fasolką, przygotowaną przez pani, Krystynę, żonę Joachima Leboka, i jego córkę.
W niedzielę polowali członkowie Koła Łowieckiego "Daniel".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
