Świńska grypa - Mexico City opustoszało

Redakcja
Rozmowa z Agnieszką Kimlą, opolanką mieszkającą w Meksyku.

Jak wygląda sytuacja w zaatakowanej przez świńską grypę stolicy Meksyku? Jak to olbrzymie, 22-milionowe miasto teraz funkcjonuje?
- Prawie wszystko jest zamknięte: przedszkola, szkoły, uniwersytety, muzea, galerie, kina, teatry. Na razie wiadomo, że ma tak być do 6 maja. Część restauracji też jest zamknięta albo pusta. Na targowiskach, jeśli ktoś się pojawia, to tylko na chwilę, by kupić coś do zjedzenia. Nikt niczego nie je na ulicy, co wcześniej było powszechnym zwyczajem. Centra handlowe i ulice świecą pustkami. W niedzielę odprawiono tylko jedną mszę w najważniejszej katedrze w mieście, ale przyszło malutko ludzi, wszyscy w maskach. Noszą je też kasjerki w sklepach.

- A co z zakładami pracy, stanęły?
- Niektóre. Nie było polecenia, żeby wszystkie zamknąć. Aha, mecze piłkarskie też są rozgrywane, ale bez udziału widowni. Transmituje je telewizja. Podobnie jest z innymi imprezami relacjonowanymi na żywo. Program w TV jest co jakiś czas przerywany, na ekranie pojawiają się przedstawiciele władz sanitarnych i mówią, że nie można się całować na powitanie, podawać ręki, że trzeba kichać w chusteczkę albo w łokieć, jak się jej nie ma, myć często ręce itp.

- Polska telewizja podała, że w Meksyku ochronne maseczki na twarz rozdają na ulicach.
- Tak, na ulicach i na lotnisku. Ale wielu ludzi kupuje je też w aptekach. Już to niektórzy wykorzystali, żeby zarobić. Wcześniej jedna maseczka kosztowała 2-3 pesos (1 dolar to ok. 13 pesos), teraz są już po 50 pesos.
- Co jeszcze robi państwo, żeby zmniejszyć zagrożenie, nie dopuścić do epidemii?
- Przez całą dobę osoby, które zauważyły u siebie pierwsze objawy grypy, mogą się zgłaszać do publicznych placówek służby zdrowia, gdzie dostają za darmo specjalny zastrzyk przeciwwirusowy. Wszędzie są podawane ich adresy.

- Czy wiadomo dokładnie, gdzie i kiedy zachorowania na świńską grypę się zaczęły?
- Pierwsza chora, kobieta, zmarła 13 kwietnia, mieszkała w stanie Oaxaca, 500 km od Mexico City. Podobno przez osiem dni leczyła się sama, a potem na ratunek było już za późno. O innych zmarłych niewiele wiadomo, czy zgłosili się do lekarza, czy zwlekali. Może byli biedni i nie mieli pieniędzy na leki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska