MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Swoje trzeba odczekać

Rys. Andrzej Czyczyło
Rys. Andrzej Czyczyło
Dziesiątki opolan chce rozmawiać z prezydentem miasta. Na spotkanie z nim trzeba czekać co najmniej dwa miesiące.

Od grudnia ubiegłego roku Ryszard Zembaczyński przyjmuje opolan w każdy poniedziałek od 13.00 do 16.00. Wczoraj na korytarzu przed gabinetem Ryszarda Zembaczyńskiego spotkaliśmy głównie ludzi domagających się przydzielenia komunalnego lokalu. - Czekamy całymi latami, urzędnicy najczęściej nas tylko zbywają. Nie mamy żadnej kontroli nad tym, ile mieszkań zwalnia się w mieście. Nie stać nas na kupienie. Nie mamy też pieniędzy na lokale oferowane do remontu - mówili reporterowi "NTO" petenci, zastrzegając anonimowość.

- Do prezydenta można przyjść z każdą sprawą dotyczącą funkcjonowania miejskich służb i działań samorządowych urzędników - zapewnia Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta Opola.
Zgłosić taką sprawę jest łatwo. Można zrobić to ustnie w sekretariacie. Mirosław Pietrucha przyznaje jednak, że długo czeka się na osobistą rozmowę z prezydentem
- Rzeczywiście w tej chwili zapisy są na maj. Na liście jest już ponad 60 osób - wylicza.
Zdaniem rzecznika jest kilka przyczyn tak długiej kolejki. - Od grudnia prezydent przyjął 120 osób. Wiele z nich już wcześniej przychodziło ze swymi problemami do dwóch poprzednich prezydentów. Zmiana władzy w mieście spowodowała, że przychodzą ponownie.

- Tacy ludzie stanowią około 70 procent rozmówców prezydenta Zembaczyńskiego - szacuje rzecznik. - To zarówno ci, którzy już się z nim spotkali, jak i oczekujący na rozmowę.
Być może przyczyną kolejek jest czas, jaki Ryszard Zembaczyński poświęca jednej osobie. Zdaniem jego rzecznika, przeciętna rozmowa trwa około pół godziny. - Przez trzy godziny jest w stanie przyjąć 6-8 osób. - Oczywiście czas spotkań może się przedłużać. Prezydent rzadko kończy dokładnie o 16.00
"Przyjęcia stron", jak nazywane są w ratuszu cotygodniowe spotkania z prezydentem, od kilku tygodni zaburzają wizyty niedoszłych lokatorów "Kolorowego Osiedla" budowanego przez spółkę Dobre Domy Opole. Kilkanaście osób przychodzi o 15.00. Prezydent rozmawia z nimi nieco ponad godzinę. Później wraca do indywidualnych petentów.

- Druga, choć mniej liczna grupa interesantów skarżyła się na funkcjonowanie miejskich instytucji. Narzekają głównie na stan dróg i chodników i słabe ich zdaniem działanie zarządców domów komunalnych. Przychodzą z prośbą o ponaglenie remontu klatki schodowej, uporządkowania podwórka itp. Ostatnio też coraz częściej pojawiają się bezrobotni. Liczą, że samorząd ułatwi im poszukiwanie pracy - uzupełnia Mirosław Pietrucha.

Skargi mieszkańców przyjmowali też poprzedni prezydenci Opola.
- Ponieważ największa ich liczba dotyczy mieszkań, czyli spraw nie do załatwienia, interesanci będą wracać. Dlatego na każdym spotkaniu jest ich tak dużo - uważa Piotr Synowiec, radny, były prezydent Opola. - Przyznaje, że i u niego na rozmowę trzeba było czekać około czterech tygodni. Twierdzi jednak, że wysłuchiwanie nawet beznadziejnych skarg ma sens. - Tworzy się z tego jakiś ogólny obraz ludzkich problemów. Można go potem przełożyć na plany i zadania. Bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że załatwienie konkretnych spraw bywa najczęściej niemożliwe.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska