Sylwia Kapałka stawia wszystko na jedną kartę

Archiwum prywatne
Dawniej klientki przychodziły na ćwiczenia, by schudnąć. Teraz - bo chcą zdrowo żyć.
Dawniej klientki przychodziły na ćwiczenia, by schudnąć. Teraz - bo chcą zdrowo żyć. Archiwum prywatne
Założenie firmy, która nie karmi i nie ubiera, zawsze łączy się z jeszcze większym ryzykiem. Wkrótce koszty jej utrzymania wzrosną o pełną składkę ZUS. I to bardzo niepokoi właścicielkę.

Żeby otworzyć klub fitness Sylwia Kapałka zrezygnowała z pracy, na którą miała stałą umowę.

- Było to niewątpliwie duże ryzyko - wspomina - ale powiedziałam sobie: jeśli nie teraz, to kiedy? Moim marzeniem było prowadzenie klubu, który byłby wyposażony w profesjonalne urządzenia do ćwiczeń, ale nie byłabym w stanie sfinansować ich zakupu. Dowiedziałam się, że jest szansa na unijną dotację z prowadzonego przez Wojewódzki Urząd Pracy projektu "Po klucz do biznesu", ale otrzymują ją tylko ludzie "na bezrobociu". Postawiłam więc wszystko na jedną kartę - zrezygnowałam z pracy. Chciałam robić to, co kocham. Nie mam na utrzymaniu rodziny, nikogo z bliskich nie narażam na nadmierne ryzyko.

Pozostało mi "tylko" przekonać komisję kwalifikującą projekty, że mój na pewno się powiedzie, że firma nie splajtuje nim jeszcze zacznie zarabiać.

Na członkach komisji zrobiły wrażenie liczne kursy pilatesu i fitness, które ma na koncie Sylwia Kapałka, absolwentka politologii. Trzeba ich było też przekonać, że takiego klubu, jaki zamierza otworzyć, w Opolu jeszcze nie ma.

Udało się. Półtora roku temu Sylwia Kapałka, po otrzymaniu 40 tys. zł dotacji, otworzyła podwoje swojego klubu.

- Dzięki dotacji mogłam kupić urządzenie do ćwiczeń, którego nikt w mieście nie miał i nie wiem, czy ma teraz - cieszy się pani Sylwia. - To reformer, rodzaj specjalnego łóżka, za które musiałam zapłacić ponad 20 tys. zł. Oddaje ono klientom nieocenione usługi. Inne urządzenia, które za pieniądze z dotacji kupiła, pozwoliły zorganizować nowoczesny klub i prowadzić zajęcia innowacyjne.

W trudnej sytuacji gospodarczej ludzie przede wszystkim dbają o to, by im nie zabrakło na jedzenie i wydają pieniądze na niezbędne usługi. Jednak Sylwia Kapałka wyszła z założenia, że świadomość społeczeństwa zmienia się i powoli wydatki na ćwiczenia ruchowe, sporty, czynną rekreację zaczynają zajmować stałą pozycję w domowych budżetach.

- Kiedy przychodzą do mnie nowi klienci, podsuwam im do wypełnienia ankietę - mówi pani Sylwia. - Półtora roku temu na pytanie o motywy i oczekiwania, klienci pisali, że chcą schudnąć, wzmocnić mięśnie. Teraz coraz częściej piszą, że pragną zmienić swój styl życia, zawalczyć ze stresem, aktywnie spędzać czas. To bardzo dobrze rokuje dla mojej firmy, ale widzę też, że wielu brakuje konsekwencji i zdyscyplinowania.

Półtora roku funkcjonowania firmy pokazało, że jest ona na rynku potrzebna. Istnieje, zarabia, ale jej właścicielka, podobnie jak inne osoby prowadzące małe podmioty gospodarcze, nie może liczyć na stabilizację.

Z doświadczenia w pracy marketingowej wie, że pozyskanie klientów jeszcze niczego nie gwarantuje, nawet jeśli są bardzo zadowoleni, nie wiadomo, czy wykupią karnet na kolejne miesiące. Niebawem firma Sylwii Kapałki będzie musiała płacić składkę ZUS już bez żadnej ulgi. Koszty pójdą w górę o 1000 zł. Zwiększone wydatki trochę niepokoją właścicielkę klubu fitness.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska