MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szaleni dowódcy, mali bojownicy... Najmocniej utrwalone mity o Powstaniu Warszawskim

Witold Głowacki
Powstańcy całkowicie zaskoczyli Niemców, którzy absolutnie nie spodziewali się tego, co stanie się w godzinie W? Do dziś chętnie tak myślimy - tyle że to niestety myślenie życzeniowe - w dodatku zawierające w sobie życzenie, które siedemdziesiąt lat temu bynajmniej się nie spełniło. Otóż 1 sierpnia 1944 r. o 17.00 na Niemców wcale nie spada grom z jasnego nieba. Przeciwnie - całkiem nieźle wiedzą, co święci. Po pierwsze - przegrywają właśnie wielką pancerną bitwę z Sowietami na przedpolach Warszawy. Dlatego minowane są mosty, a miasto przygotowywane jest do obrony - na wypadek gdyby sowieckie postępy okazały się jeszcze szybsze, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Hitlerowi roi się nawet Festung Warschau - miejska twierdza, w której Niemcy mają się bronić przed Sowietami do ostatniego żołnierza - rozkaz jej utworzenia zostaje wydany 27 lipca, w mieście ma powstać kilka pierścieni obrony opartych przede wszystkim na niewielkich schronach typu Tobruk, ale także na fortach Cytadeli etc. Po drugie - w ostatnich dniach lipca i 1 sierpnia przed godziną W Niemcy mają wystarczająco wiele sygnałów, że coś niepokojącego dzieje się także w samej stolicy. Na ulicach Warszawy w zasadzie jawnie rozdawana jest konspiracyjna prasa, ostentacyjnie zignorowane zostaje niemieckie wezwanie (rozkaz wydał Hans Frank tego samego dnia, w którym Hitler zadecydował o tworzeniu Festung Warschau), by mieszkańcy stawili się do fortyfikowania miasta. Wreszcie pierwszego sierpnia na długo przed godziną W w Warszawie widać dziwne poruszenie, po ulicach poruszają się grupy młodych ludzi, o 14 dochodzi do przedwczesnej wymiany ognia na Żoliborzu, o 16 na Woli. To wszystko wystarcza, by Niemcy wprowadzili odpowiednie środki zapobiegawcze - przede wszystkim skupiają się w swoich ufortyfikowanych obiektach rozsianych po całym mieście. Wzmocnione zostają warty i posterunki. Przed niemieckimi budynkami ustawione zostają gniazda karabinów maszynowych zabezpieczone workami z piaskiem i płytami chodnikowymi, Niemcy szykują się też do murowania i zabezpieczania otworów okiennych. Wreszcie o 16.30 ogłaszają pełny alarm. Te przygotowania zaprocentują już pierwszego sierpnia, skutkując potwornymi stratami powstańców w trakcie pierwszych szturmów.
Powstańcy całkowicie zaskoczyli Niemców, którzy absolutnie nie spodziewali się tego, co stanie się w godzinie W? Do dziś chętnie tak myślimy - tyle że to niestety myślenie życzeniowe - w dodatku zawierające w sobie życzenie, które siedemdziesiąt lat temu bynajmniej się nie spełniło. Otóż 1 sierpnia 1944 r. o 17.00 na Niemców wcale nie spada grom z jasnego nieba. Przeciwnie - całkiem nieźle wiedzą, co święci. Po pierwsze - przegrywają właśnie wielką pancerną bitwę z Sowietami na przedpolach Warszawy. Dlatego minowane są mosty, a miasto przygotowywane jest do obrony - na wypadek gdyby sowieckie postępy okazały się jeszcze szybsze, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Hitlerowi roi się nawet Festung Warschau - miejska twierdza, w której Niemcy mają się bronić przed Sowietami do ostatniego żołnierza - rozkaz jej utworzenia zostaje wydany 27 lipca, w mieście ma powstać kilka pierścieni obrony opartych przede wszystkim na niewielkich schronach typu Tobruk, ale także na fortach Cytadeli etc. Po drugie - w ostatnich dniach lipca i 1 sierpnia przed godziną W Niemcy mają wystarczająco wiele sygnałów, że coś niepokojącego dzieje się także w samej stolicy. Na ulicach Warszawy w zasadzie jawnie rozdawana jest konspiracyjna prasa, ostentacyjnie zignorowane zostaje niemieckie wezwanie (rozkaz wydał Hans Frank tego samego dnia, w którym Hitler zadecydował o tworzeniu Festung Warschau), by mieszkańcy stawili się do fortyfikowania miasta. Wreszcie pierwszego sierpnia na długo przed godziną W w Warszawie widać dziwne poruszenie, po ulicach poruszają się grupy młodych ludzi, o 14 dochodzi do przedwczesnej wymiany ognia na Żoliborzu, o 16 na Woli. To wszystko wystarcza, by Niemcy wprowadzili odpowiednie środki zapobiegawcze - przede wszystkim skupiają się w swoich ufortyfikowanych obiektach rozsianych po całym mieście. Wzmocnione zostają warty i posterunki. Przed niemieckimi budynkami ustawione zostają gniazda karabinów maszynowych zabezpieczone workami z piaskiem i płytami chodnikowymi, Niemcy szykują się też do murowania i zabezpieczania otworów okiennych. Wreszcie o 16.30 ogłaszają pełny alarm. Te przygotowania zaprocentują już pierwszego sierpnia, skutkując potwornymi stratami powstańców w trakcie pierwszych szturmów. Fot. Wikimedia Commons
Długo się spieramy o Powstanie Warszawskie i pewnie długo jeszcze będziemy się o nie spierać. Ale w tych sporach powinniśmy opierać się na faktach. Właśnie dlatego przedstawiamy przegląd największych mitów o Powstaniu. ZOBACZ GALERIĘ!

W ciągu dziesięcioleci, które minęły od powstania warszawskiego, zdążyliśmy już wielokrotnie renegocjować jego historię. Te narodowe negocjacje osądu powstania bynajmniej się nie zakończyły - co zresztą jest całkowicie zrozumiałe.

Komuniści przez lata próbowali wygasić pamięć o zrywie, a gdy to okazało się zadaniem kompletnie ponad ich możliwości, przedstawiać go jako akt kompletnego zatraceńczego szaleństwa. Dość zrozumiałą na to reakcją był milczący, martyrologiczny kult, bynajmniej niegasnący z upływem czasu.

W ostatnich latach powstanie jawi nam się z kolei coraz częściej jako romantyczny, kolorowy epizod w szarej i mrocznej okupacyjnej rzeczywistości - a w niektórych interpretacjach spod znaku tzw. polityki historycznej wręcz jako przedsięwzięcie niemalże zwycięskie. Widzimy w tym ujęciu piękne łączniczki i przystojnych chłopaków z rozpylaczami odzianych w stylowe stroje i kładących pokotem niemieckie hordy.

Tej prometejskiej mitologii powstania przeciwstawiana jest inna, czarna legenda, w której na pierwszym planie widzimy zmasakrowane miasto, 150 tys. cywilnych ofiar i rzeź młodej polskiej inteligencji. Zważone tuż po wojnie ze skrupulatną dokładnością tony ludzkich prochów i konkretne liczby trumien, w których prochy te później uroczyście chowano.

Polski spór o powstanie i jego ocenę nie skończy się zapewne jeszcze przez pokolenia, stosunek do tego, co wydarzyło się w Warszawie 1 sierpnia 1944 r., długo będzie jeszcze należał do znaków rozpoznawczych różnych - wciąż przecież bardzo różnych! - modeli polskiej tożsamości. Osąd powstania długo zaś będzie zawierał w sobie element wyboru - jest tak zawsze, gdy zderzamy ze sobą tragicznie przeciwstawne racje z przeszłości, bo przecież wynik tego zderzenia określa także naszą teraźniejszość.

Warto więc szukać "własnej" pamięci o powstaniu, własnego jego osądu, własnej interpretacji - nie ma i nie będzie nic w tym zdrożnego. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy starając się wybrać swój pogląd, wybieramy także fakty. Albo - co gorsza - skazani jesteśmy na fakty, które wybrali za nas inni.

Tak właśnie bywa z powstaniem. Przedstawiamy więc kilka najmocniej utrwalonych mitów na jego temat - stale obecnych w naszych polskich sporach o ocenę historii. ZOBACZCIE NASZĄ GALERIĘ!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska