W ciągu dziesięcioleci, które minęły od powstania warszawskiego, zdążyliśmy już wielokrotnie renegocjować jego historię. Te narodowe negocjacje osądu powstania bynajmniej się nie zakończyły - co zresztą jest całkowicie zrozumiałe.
Komuniści przez lata próbowali wygasić pamięć o zrywie, a gdy to okazało się zadaniem kompletnie ponad ich możliwości, przedstawiać go jako akt kompletnego zatraceńczego szaleństwa. Dość zrozumiałą na to reakcją był milczący, martyrologiczny kult, bynajmniej niegasnący z upływem czasu.
W ostatnich latach powstanie jawi nam się z kolei coraz częściej jako romantyczny, kolorowy epizod w szarej i mrocznej okupacyjnej rzeczywistości - a w niektórych interpretacjach spod znaku tzw. polityki historycznej wręcz jako przedsięwzięcie niemalże zwycięskie. Widzimy w tym ujęciu piękne łączniczki i przystojnych chłopaków z rozpylaczami odzianych w stylowe stroje i kładących pokotem niemieckie hordy.
Tej prometejskiej mitologii powstania przeciwstawiana jest inna, czarna legenda, w której na pierwszym planie widzimy zmasakrowane miasto, 150 tys. cywilnych ofiar i rzeź młodej polskiej inteligencji. Zważone tuż po wojnie ze skrupulatną dokładnością tony ludzkich prochów i konkretne liczby trumien, w których prochy te później uroczyście chowano.
Polski spór o powstanie i jego ocenę nie skończy się zapewne jeszcze przez pokolenia, stosunek do tego, co wydarzyło się w Warszawie 1 sierpnia 1944 r., długo będzie jeszcze należał do znaków rozpoznawczych różnych - wciąż przecież bardzo różnych! - modeli polskiej tożsamości. Osąd powstania długo zaś będzie zawierał w sobie element wyboru - jest tak zawsze, gdy zderzamy ze sobą tragicznie przeciwstawne racje z przeszłości, bo przecież wynik tego zderzenia określa także naszą teraźniejszość.
Warto więc szukać "własnej" pamięci o powstaniu, własnego jego osądu, własnej interpretacji - nie ma i nie będzie nic w tym zdrożnego. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy starając się wybrać swój pogląd, wybieramy także fakty. Albo - co gorsza - skazani jesteśmy na fakty, które wybrali za nas inni.
Tak właśnie bywa z powstaniem. Przedstawiamy więc kilka najmocniej utrwalonych mitów na jego temat - stale obecnych w naszych polskich sporach o ocenę historii. ZOBACZCIE NASZĄ GALERIĘ!