Szczególny świadek Karola Wojtyły

Redakcja
Z prof. Jerzym Antonim Janikiem z Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie rozmawia Danuta Nowicka

- Przyjaźń, która łączy pana, panie profesorze, z Papieżem, nie jest następstwem jakichś biograficznych uwarunkowań: nie byliście kolegami z ławy szkolnej czy ze studiów. Sprowokował pan tę bliskość po wysłuchaniu kazań młodego kapelana u św. Floriana w Krakowie.
- Ma pani rację. Przed 49 laty przypadkiem, bo to nie była moja parafia, uczestniczyłem we mszy św. u św. Floriana i zachwycił mnie głównie intelektualny poziom homilii Karola Wojtyły.
- Podczas gdy pan, wówczas młody doktor fizyki, drążył świat materii, ksiądz Wojtyła penetrował świat ducha. Trudno o większy kontrast.
- Wcale nie. Świat ducha stanowi pewne ukoronowanie świata materii, jest pewną ekstrapolacją świata materii do części rzeczywistości, którą fizyk dotychczas się nie zajmował. Dla mnie osobiście poznanie tej strony rzeczywistości nastąpiło w wyniku wielogodzinnych, wielodniowych i jeszcze dłuższych rozmów z Karolem Wojtyłą. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaką pełnię rzeczywistości poznaję.
- Zechciałby pan to rozwinąć?
- Pewno już pani słyszała, że pierwszym naszym seminarium filozoficznym stała się wycieczka narciarska w Gorce w 1953 roku. Powołując się na ostatnie wypowiedzi Ojca Świętego, mógłbym powiedzieć, że Bóg bogaty w miłosierdzie zaprowadził mnie na drogę, na której mogłem spotkać Karola Wojtyłę, i to zmieniło moje życie. Zrozumiałem, na czym polega metafizyka, inaczej ontologia, czyli ta część filozofii, która zajmuje się bytem, zajmuje się abstrakcją innego, wyższego stopnia niż ta, która jest udziałem nas, fizyków. Co wcale nie znaczy, że nasz typ abstrakcji jest łatwy...
- Docieranie do jądra atomu, które jest pana udziałem z racji naukowych zainteresowań, nie jest więc oddalaniem się od bytu metafizycznego?
- Nie, ponieważ jądro atomu i cały mikroświat jest rządzony prawami mechaniki kwantowej. Są to prawa przedziwne i, powiedziałbym, tak zaskakujące, że refleksja nad nimi raczej zbliża do świata metafizycznego, niż oddala.
- Opisany w Starym Testamencie proces stwarzania świata nie koliduje z teorią wielkiego wybuchu?
- Oczywiście, że nie koliduje. Jest tylko wyrażony innym językiem. To wszystko, co znajduje się w Genesis, wyrażone jest językiem odpowiednim dla mitologii, ale zasadnicza treść, to znaczy, że Bóg stworzył świat z niczego, jako jego transcendentny Stwórca, pozostaje jak najbardziej aktualna. Nie widać tu żadnej sprzeczności, jeśli, oczywiście, nie rozumie się całkiem dosłownie słów dotyczących dni, w które Bóg stwarzał to czy tamto.
- Jeśli się pamięta, że ten tekst to wielka metafora.
- Właśnie.
- Wedle Tomasza z Akwinu świat jest zrozumiały. Tak więc nie jest przypadkiem, że - wówczas, gdy Wojtyła przeprowadził się na Kanoniczą - wczytywali się panowie, już w towarzystwie innych fizyków, w pisma tego świętego?
- Owszem, przy czym te wspólne czytania odbywały się na ogół w domu mojej, obecnie już świętej pamięci, żony i moim, najpierw przy placu Dominikańskim, potem przy ul. św. Marka. Dotyczyły głównie św. Tomasza, później ich zakres rozszerzył się poza tę filozofię. Aczkolwiek w dużej mierze byliśmy i ciągle jesteśmy, i myślę, że Ojciec św. z nami, pod wielkim wpływem Tomasza z Akwinu, który wprawdzie miał naiwny pogląd na fizykę, ale metafizykiem był absolutnie wielkim.
- Krakowskie spotkania przerodziły się w watykańskie konwersatoria interdyscyplinarne "Nauka - Religia - Dzieje"...
- To są spotkania polskich intelektualistów z Papieżem, mające na celu ustalenie punktów styku, które występują pomiędzy nauką, głównie fizyką, a filozofią, a także nauką, szczególnie fizyką, a teologią. Odbywają się co dwa lata w Castel Gandolfo. Właśnie dzisiaj tam wyjeżdżam, żeby omówić z Ojcem św. scenariusz następnego, już dwunastego spotkania seminaryjnego w przyszłym roku.
- Stał się pan szczególnym świadkiem Karola Wojtyły. Najpierw były wspólne, wspomniane już wypady narciarskie, potem do pana rodzinnego domu biskup Wojtyła przychodził na wigilię.
- Na wigilię też. Były to wigilie bardzo serdeczne, rodzinne. Zwykle uczestniczyła w nich także nasza starsza przyjaciółka, pani Jadwiga Stromeger, luteranka.

Prof. Jerzy Antoni Janik, wybitny fizyk europejski, ur. w 1927 r. we Lwowie w rodzinie inteligenckiej (ojciec, lekarz, zginął w Katyniu). W 1944 rozpoczął studia w dziedzinie fizyki i matematyki na tajnym Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1948 otrzymał tytuł magistra filozofii w zakresie matematyki i fizyki. Pracował w Instytucie Fizyki UJ, następnie w Instytucie Fizyki Jądrowej, od 1972 r. jako profesor zwyczajny. Członek PAN, Polskiej Akademii Umiejętności, a także, m.in., Norweskiej Akademii Nauk i Literatury, Europejskiego Towarzystwa Fizycznego. Wiele godności i wyróżnień związanych było z pracą poza granicami kraju; pomiary neutronowe wykonywał głównie w Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej. Stworzył w Krakowie własną szkołę naukową.

- Można by więc pół żartem, pół serio powiedzieć, że papieska idea ekumenizmu narodziła się pod pańskim dachem.
- (Śmieje się) Można...
- To kardynał Wojtyła odprawił mszę św. z okazji 25-lecia pana małżeństwa.
- Wzruszająca historia, bo był wtedy chory - nieoczekiwanie zapadł na grypę - i stało się to w pokoju przylegającym do jego sypialni przy Franciszkańskiej. Sądziliśmy, że nic z tego nie wyjdzie, tymczasem mimo wysokiej gorączki wstał z łóżka, wygłosił homilię, odprawił mszę św., złożył nam gratulacje i życzenia, pozdrowił przyjaciół, którzy otaczali ołtarz, i poszedł się z powrotem położyć.
- To wreszcie pan z żoną i córkami spędził z Papieżem jego pierwsze wakacje w Castel Gandolfo.
- Tylko parę dni, ale i tak znacznie dłużej, niż przewidywał skrajnie optymistyczny scenariusz, wedle którego mieliśmy szansę spotkać się z Papieżem po przyjeździe i na pożegnanie. Byliśmy z córkami parę razy w czasie lata w Castel Gandolfo. Jedliśmy z Ojcem Świętym posiłki i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy.
- Co zostało z tych lat? Jaki wizerunek Papieża, wykraczający poza powszechnie znany, zachował pan, panie profesorze?
- Trudne pytanie. Dla moich córek, które znają go od swoich urodzeń, Papież jest w pewnym sensie bliższy niż mnie. One nie odczuwają dystansu, bowiem od niemowlęcia miał je na kolanach, rozmawiał z nimi, żartował itd. Natomiast po konklawe w 1978 roku ja poczułem pewne onieśmielenie. Zawsze zdaję sobie sprawę, że jestem dopuszczony do pewnej konfidencji do namiestnika Chrystusa. To jest coś, co mnie dystansuje, ale powiedziałbym, we właściwy sposób: nie wstydzę się tego onieśmielenia.
- A cechy Papieża, jakich nie dostrzegamy, w przewadze zdani na krótkie, dalekie kontakty?
- Pewno nie odpowiem pani celnie, a jedynie przytoczę to, co mi w tej chwili przychodzi na myśl: dla mnie najistotniejszą jego cechą jest szczególna zdolność do wysłuchiwania innych. Papież słucha i to słuchanie jest stymulujące. Podczas spotkań seminaryjnych w Castel Gandolfo zabiera głos zaledwie w kluczowych momentach, natomiast sam aspekt słuchania nadaje tym rozmowom, dyskusjom czy referatom wyjątkowe piętno. Nigdy, także jako młody ksiądz, nie narzucał woli, a myśmy spełniali jego życzenia. Proszę wspomnieć tych parę ostatnich dni. Na nikim niczego nie wymuszał, a jednak było tak, jak sobie życzył.
- Żal, że tak krótko. Po odlocie do Watykanu życie w Polsce powoli wraca do "normy".
- Ponieważ prawdą jest, że, jak mówi się o Polakach, jesteśmy dość spontaniczni, ale i dość powierzchowni. Potrafimy tę drogą osobę przyjąć całym sercem, ale zapominamy dość szybko, co nam zostało powiedziane.
- Nie ma sposobu, by przesłanie Papieża, wielokrotnie, z naciskiem i przecież nie bez odzewu powtarzane, zapadło głębiej w umysł, nie tylko w serce?
- (Z naciskiem) A może to się stało? Nie mogę i nie chcę być prorokiem, natomiast muszę powiedzieć, że tegoroczna pielgrzymka zrobiła na mnie największe wrażenie ze względu na przesłanie zawarte w homilii o Miłosierdziu Bożym i czytelne w pozawerbalnych zachowaniach Jana Pawła II. Choćby w półgodzinnej modlitwie na Wawelu. Ta zwykła księżowska modlitwa była przejmująca. Albo odmawianie brewiarza przed grobem św. Stanisława. Normalność zachowania księdza, mimo że ten ksiądz jest papieżem, a może dlatego, że nim jest. Potężne przesłanie. Wydaje mi się, że bardzo dobrze zrozumiał je pan prezydent i był nim poruszony. Oceniam to na podstawie jego skupienia zarówno na Błoniach, jak i przy innych okazjach, a także wypowiedzi, skierowanych do dziennikarzy i do samego Ojca Świętego. Chociaż nie wyartykułowane jako takie, zawierały wiele treści chrześcijańskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska