Szczury i ludzie. Jak wygląda szczurzy świat

sxc.hu
sxc.hu
Szczurów jest więcej niż ludzi, czyli na Opolszczyźnie dużo ponad milion. Może nawet dwa. Byłoby jeszcze więcej, gdyby nie wysiłek szczurołapów. Od wieków toczą wojnę z gryzoniami. I wciąż nie mogą z nimi zwyciężyć.

- Gdyby szczur miał o dwadzieścia kilogramów więcej, człowiek nie mógłby być panem świata - mówi, cytując Alberta Einsteina, prof. Stanisław Ignatowicz, entomolog i znawca gryzoni. I dodaje żartując: - A wtedy na spotkanie umawiałaby się ze mną szczurzyca, a nie dziennikarka.

Szczur ma najwyżej 30 centymetrów długości, bez ogona. Właściwie nic wielkiego, od wieków jednak budzi w ludziach odrazę i strach.

- Często słyszę opowieści o szczurach wielkości kotów, albo jeszcze większych, ale to jest raczej wynikiem naszej wyobraźni - mówi profesor. - Czasem być może ktoś je myli z innymi gryzoniami, np. nutriami.

Kilka lat temu ludzie powtarzali sobie mrożącą krew w żyłach historię, że w jednym z warszawskich szpitali szczury zjadły zwłoki mężczyzny. - Rzeczywiście, był taki tragiczny przypadek - potwierdza prof. Ignatowicz. Ale jak szybko podkreśla, w miejskich legendach ludzie lubią mieszać rzeczywistość z fikcją. - Prawdą jest natomiast, że szczurów na kuli ziemskiej mamy więcej niż ludzi, a w niektórych miejscach na świecie sześć szczurów przypada na jednego człowieka - mówi prof. Ignatowicz.

Nie lubimy szczurów, a jednocześnie nas fascynują. Mówi się, że będą jedynymi stworzeniami, które przetrwają na Ziemi, bo np. przeżyją promieniowanie radioaktywne.

- Ale to wynika z tego, że mają większą szansę na przetrwanie, bo żyją pod ziemią - wyjaśnia profesor. - Ludzie też mają szansę przeżycia, jeśli schowają się w podziemnych korytarzach.

Jednak póki co, szczury były, są i nadal będą. Pożerają naszą żywność, niszczą uprawy, gryzą przewody elektryczne, linie telefoniczne, łącza komputerowe, wygryzają dziury w rurach wodociągowych, kanalizacyjnych i ścianach budynków. A wokół magazynów i silosów zbożowych ryją sieci wielokilometrowych, gigantycznych, korytarzy. Zawsze tam, gdzie jest jedzenie oraz odpadki. Czyli w pobliżu ludzi.

Są żarłoczne, 25 szczurów w ciągu doby zjada tyle, ile jeden człowiek.

Są dla nas konkurencją, więc od tysiącleci toczymy z nimi wojnę, kto będzie dominował. Dlatego tak w przeszłości, jak i teraz żaden szczurołap nie narzeka na brak zajęcia. A nie jest to łatwa wojna. Gryzonie są inteligentne, łatwo się przystosowują i szybko mnożą.

Szczur potrafi być groźny

- Prawdą jest, że szczur w sytuacji bez odwrotu potrafi podskoczyć do wysokości 1,5 metra i zaatakować człowieka - przyznaje prof. Ignatowicz. Ale, jak dodaje, to ssaki nocne i za dnia rzadko wychodzą na powierzchnię. Za dnia grupa wypycha na zewnątrz tylko słabe osobniki.

Inne doświadczenia ma Zbigniew Sudoł, z wykształcenia technik weterynaryjny, a od 20 lat właściciel opolskiej firmy dezynfekcyjnej, dezynsekcyjnej i deratyzacyjnej DDD. Potocznie szczurołap. On sam, podobnie jak jego koledzy po fachu nie lubi jednak, kiedy się go tak nazywa. Woli współczesną nazwę - deratyzator.

- Kiedyś pracowałem w cielętniku, wystarczyło zostawić chorego cielaka, żeby zaraz opadły go szczury - opowiada Zbigniew Sudoł. - Gryzonie ogrzewały się przy jego ciele, ale potrafiły też wgryzać się w miękkie nozdrza, zlizywać krew z ran, a potem w tym miejscu wygryzać jeszcze większą ranę.
Pozostawione tak dłużej bez ludzkiej opieki chore cielęta ginęły zagryzane przez szczury.

- Z kolei w innej części obory szczury podchodziły do krów świeżo po ocieleniu, zlizywały sączący się w wymion nadmiar mleka - opowiada deratyzator.

Niekiedy też podchodziły od tyłu do krów i podskakiwały, żeby wgryźć się w ogon krowy, a potem zlizywały kapiącą krew. Bywało też, że w chlewach zagryzały prosięta, potrafiły nawet od tyłu atakować maciory.
- Zawsze jest ich pełno, gdzie są pasze, a szczególnie mieszanki z dodatkiem witamin - dodaje Sudoł. - Intuicyjnie je wybierają.

Kiedyś w wąskim korytarzu, gdzie przesuwała się taśma z podajnikami na paszę, usadowił się szczur. Na widok Sudola podskoczył, ale zaraz błyskawicznie schował się w jamie wykopanej w paszy.

- Zawsze trzeba mieć na uwadze to, że szczur zagoniony w kąt - będzie atakował - podkreśla deratyzator. - Szczególnie trzeba uważać na wsi, bo jak np. wskoczy komuś do gumiaka, będzie gryzł i z determinacją szukał drogi wyjścia. A jak wciśnie się pod nogawkę spodni i pójdzie wyżej, może dojść do tragedii…

Wiele razy proszono go do mieszkań na parterze, żeby wygonił stamtąd szczury. Gnieździły się w piwnicach, buszowały po rurach kanalizacyjnych. Sudoł długo się zastanawiał, co je przyciąga. - Okazało się, że resztki z obiadów wyrzucane do muszli klozetowej - tłumaczy. - Podchodziły zawsze popołudniami, kiedy gospodyni myła naczynia i pozbywała się resztek jedzenia. I doskonale wiedziały, kiedy będzie to robić.

Nawet kabel może być przysmakiem

Szczurom smakuje nie tylko jedzenie. W jednej z opolskich miejscowości szczur poprzegryzał w aptece kable od komputera oraz buty farmaceutów. I gdyby nie zaprzyjaźniony deratyzator, który wpadał na kawę do aptekarki, ta długo by się zastanawiała, kto po aptece grasuje.

Do apteki wszedł przez rurę kanalizacyjną, harmonijkowe przyłącze kanalizacyjne. Nie dość, że proste do przegryzienia, to jeszcze z materiału, który podobno smakuje gryzoniom.

Na osiedlu domków jednorodzinnych właściwie być ich nie powinno - budowane według nowych standardów są szczelne. I rzeczywiście, w samych mieszkaniach przeważnie ich nie ma, ale gromadzą się w pobliżu.

- Kiedyś właściciel jednego z budynków poskarżył mi się, że w kanale przeraźliwie piszczą, już tego dłużej nie zniesie - wspomina Ireneusz, inny opolski deratyzator. - Odkryłem pokrywę kanalizacyjną, a tam rozlegało się piszczenie. Brr… Do tego zryły kostkę granitową w całej okolicy.

Szczurołap wskoczył w swój kombinezon i zszedł do podziemi, a tam cisza. Gryzonie go wyczuły i uciekły. Wcześniej zdążyły pochłonąć 20 kg trutki rozłożonej w kanale.
Właściciel posesji nadal słyszał szczurze piski.

- Któregoś wieczoru, gdy znów je usłyszał, złapał za dubeltówkę, bo to myśliwy - opowiada Ireneusz, opolski szczurołap. - Odsunął pokrywę, zszedł i wypalił w kanale.

Od tej pory już nie słyszał szczurzych pisków. Za to po trzech miesiącach deratyzatora wołali do posesji z drugiej strony osiedla - kolonia szczurów najprawdopodobniej przeniosła się w inne miejsce.

Jak nie fletem, to trucizną

Sposoby walki ze szczurami zmieniały się przez wieki. W legendach ludzie opowiadają sobie o szczurołapach, którzy grając na flecie wyprowadzali za sobą z miasta gryzonie.

Profesor Ignatowicz nie wierzy w te opowieści. Uważa, że to niewiedza, strach, ale też fascynacja inteligentnymi i żyjącymi w zorganizowanych koloniach szczurami pomaga nam od najdawniejszych czasów snuć mity i tworzyć na ich temat współczesne legendy miejskie.

Bracia Grimm spopularyzowali, niegdyś przekazywaną ustnie, historię o szczurołapie grającym na flecie, który magiczną muzyką wywiódł w XIII w. z dolnosaksońskiego miasta szczury. Ale nie doczekał się zapłaty, więc w podobny sposób wywiódł z miasta dzieci, po których przepadł ślad.

W tej osławionej przez szczurołapa miejscowości rzeczywiście odnaleziono później zbiorowy grób zawierający kilkaset szkieletów dzieci. Pochodzący najprawdopodobniej z okresu epidemii dżumy - zarazy roznoszonej w przeszłości przez szczury. A raczej przez ich pchły, które roznosiły bakterie.

Zakażenie dżumą wśród ludzi poprzedzało masowe wymieranie szczurów. Pchły nie miały żywicieli, więc przenosiły się na ludzi. W XIII wieku dżuma uśmierciła jedną trzecią ludności Europy. W kolejnych wiekach wybuchały następne epidemie, ostatnia wybuchła w 1909 roku.

- Dżuma wygasła m.in. dzięki temu, że zaczęto budować domy z cegły i kamienia, a szczur śniady został wyparty z domostw przez szczura wędrownego - wyjaśnia prof. Ignatowicz. - Ale on też jest nosicielem różnych chorób. Salmonelli, wirusa pomoru, pryszczycy, włośnia.
Współcześni deratyzatorzy też wypłaszają szczura dźwiękiem.

- Używają specjalnych urządzeń, wydających odstraszające niskie dźwięki - mówi prof. Ignatowicz.
Współczesny szczurołap, podobnie jak ten średniowieczny, utrzymuje w tajemnicy swoje metody zwalczania gryzoni. A o samych urządzeniach dźwiękowych deratyzatorzy mówią, że są nieskuteczne.

- Wystarczy, że kilka razy się je zastosuje, żeby przestały na te dźwięki reagować - mówi Ireneusz.
Tyle że producenci urządzeń ultradźwiękowych nadal je wytwarzają, więc ktoś je kupuje…

Inna metoda to "naklejki" - działające jak lep na szczury. Kiedy już gryzoń znajdzie się na rozłożonej na ziemi naklejce, to na niej pozostaje.

Pierwszy je zwiadowca

Tradycyjnie też używa się zwykłych trutek, zwłaszcza w miastach, żeby uniknąć plagi gryzoni. Zwykle dwa razy do roku administracje rozkładają trutkę w zarządzanych przez siebie budynkach. Jednocześnie, żeby szczury nie mogły się przenosić w "niezatrute" miejsca.

- Ludzie często mówią, po co ta trutka, skoro nikt nie widział szczurów - mówi Zbigniew Sudoł. - A one są, pochowane w kanałach. Poza tym unijne normy wymuszają dezynsekcje, dezynfekcje i deratyzacje.
A jak radzą sobie wtedy szczury?

- Te, które my widzimy, które się pokazują, to szczury najsłabsze - wyjaśnia prof. Ignatowicz.
Wypycha je grupa, na zwiady. Żeby skosztowały pożywienia. Jeśli taki zwiadowca zje i nic mu się nie stanie, wtedy reszta wychodzi na żer.

Dlatego lata walki ze szczurami nauczyły deratyzatorów, że trutka w przynęcie musi działać z opóźnieniem. Dopiero po siedmiu dniach po zjedzeniu trucizny gryzoniom pękają naczynia krwionośne.
Oprócz szczurołapów najczęstszy kontakt ze szczurami mają instalatorzy wodno-kanalizacyjni oraz hydraulicy. Oni mogą więcej opowiedzieć o podziemnym życiu szczurzej społeczności.

- Nie dalej jak kilka dni temu w centrum Opola szczur zaklinował się na łączach kanalizacyjnych - mówi Janusz Rabiega, doświadczony instalator wodno-kanalizacyjny. - To spowodowało pęknięcie rury i fekalia wypłynęły w piwnicy. Tego typu problemy występują tam, gdzie jeszcze są jeszcze stare rury kanalizacyjne, po żeliwnych rurach szczur bez problemu się przemieszcza.

Uniemożliwiają im to natomiast nowe śliskie plastikowe rury.
- W Opolu nie ma takich dużych kanałów, w których może przemieszczać się człowiek - dodaje Rabiega. - W takich kanałach to można dopiero zaobserwować ten szczurzy świat.

Wrogiem szczura jest porządek i światło. Dlatego rzadko się je spotyka w nowoczesnych fermach hodowlanych. Jednak gryzonie najwidoczniej przyzwyczajają się do czystości i światła, bo od czasu do czasu zaczynają być widoczne na luksusowych osiedlach w dużych miastach. Wtedy sieją popłoch, a deratyzatorzy zacierają ręce.

Co jakiś czas populacja szczurów skokowo wzrasta.
- Tak było na przykład po powodzi przed czternastu laty - mówi Ireneusz. - Trudno zrozumieć, co było tego przyczyną. Być może ludzie byli zajęci sprzątaniem i nikt nie miał głowy do odszczurzania, więc się spokojnie mnożyły. A być może paradoksalnie dlatego, że ludzie porządkowali piwnice i dla dezynfekcji białkowali je wapnem, co szczury odebrały jako zagrożenie. A kiedy są zagrożone, zaczynają się mnożyć na potęgę.

Wojna z nimi trwa, ale choć trwa od wieków, ludzie wciąż nie mogą w niej zwyciężyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska