Sześciolatki w szkole. Debata w nto

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Mariusz Kapala
Rodzice 6-latków mają problem: posłać dziecko do szkoły czy zostawić w przedszko­lu. Aby Wam pomóc, zorganizowaliśmy w nto debatę ekspertek – nauczycielek, które uczą Wasze dzieci.

W debacie wzięły udział nauczycielki edukacji wczesnoszkolnej: Krystyna Dąbek (PSP nr 15 w Opolu), Jolanta Pytlik (doradca metodyczny w Miejskim Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Opolu), Małgorzata Nieświec (wicedyrektor PSP nr 7 w Strzelcach Opolskich), Klaudia Tomczyk (wicedyrektor PSP nr 9 w Opolu), Mariola Wodyńska (Zespół Szkół w Chróścinie) oraz Krystyna Dworecka, zastępca naczelnika Wydziału Oświaty Urzędu Miasta Opola.

Wydział Oświaty UM Opola przeprowadził ankietę wśród rodziców 6-latków. Co z niej wynika? Poślą dzieci do szkoły?
Krystyna Dworecka: Rodzice jeszcze nie wiedzą. Bardzo wielu z ponad 800 osób, które zankietowaliśmy, rozważa taką możliwość, ale większość ma różnego rodzaju obawy i wątpliwości. Ankieta była też okazją do ich wyrażenia, zadawania pytań, zgłaszania sugestii.
Badania dowodzą, że dziecko 6-letnie ma olbrzymie możliwości intelektualne i jest gotowe do podjęcia edukacji. To jest najlepszy moment na rozwijanie kompetencji miękkich, w tym społecznych. W tym wieku też znakomicie rozwijają się wszystkie rodzaje inteligencji dziecka. Z ankiet wynika, że najczęstsze obawy dotyczą właśnie dojrzałości szkolnej, społecznej i emocjonalnej. W latach 2009-2015 do szkół Opolu poszły 2274 sześciolatki. Tylko 4 nie sprostało wymaganiom. Ta liczba wiele mówi. To jest 0,17 procent.

Wasi uczniowie też dają radę?
Klaudia Tomczyk: W mojej szkole pierwszy rocznik 6-latków w czerwcu skończy podstawówkę. Przez cały okres kształcenia te dzieci radziły sobie świetnie. Niedawno był próbny sprawdzian i niejednokrotnie napisały lepiej niż klasa złożona z uczniów, którzy do szkoły poszli jako 7-latki. Generalnie jednak nie ma różnic. Oczywiście tak dzieje się wtedy, gdy do szkoły idą dzieci z gotowością szkolną.

Skąd rodzice mają wiedzieć, czy ich dziecko taką dojrzałość już osiągnęło?
Mariola Wodyńska: Ufać nauczycielce w przedszkolu i samemu obserwować. Dojrzałość szkolna nie wynika z wieku metrykalnego, to są indywidualne sprawy. Jeśli są wątpliwości co do jego rozwoju, to nauczycielka na pewno na bieżąco o tym informuje, a swoje obserwacje podsumuje, gdy dziecko będzie kończyć przedszkole.
Krystyna Dworecka: Nauczyciele przedszkola współpracują z nauczycielami ze szkół. Od lat są realizowane wspólne programy w zakresie edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, wspólne projekty i zajęcia. Wiele przedszkoli wprowadziło portfolio i kiedy dziecko idzie do szkoły, to takie dossier, pokazujące jego mocne strony, jest przekazywane.
Małgorzata Nieświec: Nauczyć czytać, pisać i liczyć to nie jest problem. Ważne są emocje dziecka, jeśli ono jest mocne emocjonalnie, to sobie poradzi. Im dłużej jest w domu, tym trudniej odnaleźć mu się w grupie.

Czy któraś z pań spotkała się z dzieckiem, które za wcześnie poszło do szkoły? Rodzice mają teraz prawo ponownie zapisać je do pierwszej klasy. To dobry pomysł?
Małgorzata Nieświec: W każdym roczniku dzieci są różne. Zdarzają się 6-latki, które mają pewne problemy, ale absolutnie nie wolno ich skreślać. To zadanie dla nas, nauczycieli, by jego możliwości rozbudzać, wzmacniać, pokazywać co można zrobić, nad czym popracować. Przy dobrej współpracy z rodzicami wszystko można wyrównać. Jeszcze nam się nie zdarzyło, by dziecko wróciło do przedszkola. Z pomysłem, by dziecko powtarzało pierwszą klasę, trudno nam się zgodzić. Przecież poszło do szkoły, zostało pasowane na ucznia, odnalazło się w klasie, czegoś już się nauczyło i teraz mamy mu powiedzieć, że to nieważne, że ma zacząć jeszcze raz od nowa. To nie jest dobry sposób. Takie dzieci powinny otrzymać jeszcze większe wsparcie, by nabyć wymagane umiejętności. Przy współpracy z rodzicami, przy zajęciach dodatkowych szkoła jest w stanie to zrobić. Tym bardziej że dziecko ma trzy lata, by nabyć wymagane umiejętności - pisania, czytania i liczenia. Może teraz potrzebuje wsparcia, a potem już nie będzie to konieczne.

Wielu rodziców przed posłaniem 6-latka do szkoły powstrzymuje obawa, że on nie usiedzi 45 minut w ławce.
Krystyna Dąbek: Oczywiście, że nie usiedzi i nikt go do tego nie zmusza. Nauka wczesnoszkolna wygląda teraz zupełnie inaczej niż 20-30 lat temu. My kontynuujemy to, co z dziećmi robiły panie w przedszkolach. Dzieci są prowadzone metodami zabawowymi. One same też informują, kiedy mają potrzebę odpoczynku i zabawy, a nauczyciel się do tego dostosowuje. Jak zaczynają się wiercić, to przesiadają się z ławek na dywan. Ten czas dla nauczyciela jest też bardzo istotny, bo jest okazją do zdobywania informacji o dziecku, na jakim poziomie ono się znajduje. Nauczyciel elastycznie dysponuje czasem. Nie pracujemy w systemie lekcyjnym. Stopniowo okres siedzenia w ławce staje się coraz dłuższy, ale nawet w III klasie to nie jest 45 minut.

Wciąż pokutuje przekonanie, że wcześniejsza edukacja to odebranie dziecku dzieciństwa. A rodzicom – pewnej wolności, bo muszą ze swymi pociechami przesiadywać nad książkami i odrabiać zadania domowe.
Mariola Wodyńska: Z chwilą pójścia dziecka do szkoły na pewno zwiększają się obowiązki rodziców, ale to „przesiadywanie nad książkami” to jakiś mit. Ja zadaję do domu, ale nie jest tego dużo. Zadaję, kiedy jestem przekonana, że dziecko pewną umiejętność posiadło na tyle, że sobie z zadaniem poradzi. A zadaję dlatego, że dziecku potrzebne jest ćwiczenie. Jeśli zrobimy coś tylko w szkole, a po krótkiej przerwie tego nie powtórzymy, to dziecko nie będzie umiało. Obowiązkiem rodziców jest dobre zaplanowanie dziecku czasu. Z rodzicami moich uczniów monitoruję czas odrabiania zadań domowych. Przy zadaniu dzieci rysują zegarek. Mama obserwując, jak długo dziecko je robi, i wpisuje - 10 minut, 15 minut. Czy to jest dużo?
Jolanta Pytlik: Rodzice różnie te zadania domowe postrzegają. Nie wyobrażam sobie, by dom rodzinny to było przedłużenie ręki szkoły. Wcale nie chodzi o ślęczenie nad książką czy wypełnianie kart pracy. Współczesne dzieci powszechnie mają kłopoty z grafomotoryką. Owszem, kciuki mają wyćwiczone na smartfonach, które dostają kilkulatki, ale wydzieranie, robienie makaroników z plasteliny już im nie idzie tak sprawnie. To mogliby ćwiczyć rodzice. Bardzo męczące?
Klaudia Tomczyk: Dzieci same proszą o zadania domowe. Szkoła od początku z tym im się kojarzy i na to czekają. Lubią, jak im się zadaje, lubią za to dostać pochwały, buźki, słoneczka. Nie spotkałam się, by ktoś traktował to jako karę. To forma
utrwalenia tego, co robi się w szkole. Nie dla oceny. A że rodzice czasem wyrywają dziecku kartkę z zeszytu i każą przepisywać, żeby było ładnie, to inna sprawa.
Krystyna Dąbek: Pewne umiejętności wymagają dłuższego czasu. Na przykład wdrożenie do czytania musi odbywać się także w domu, ale dziecko może czytać cokolwiek, nawet program telewizyjny. A nauka liczenia może odbywać się w drodze - np. ile czerwonych samochodów przejechało.

Nauka kojarzy się rodzicom z murami szkolnymi i salą, w których ich dziecko zostanie zamknięte od 7 do 17.
Krystyna Dąbek: Teraz jest bardzo duży nacisk na żywe nauczanie, co oznacza wychodzenie na zewnątrz i obserwację. Jest mnóstwo pozaszkolnych miejsc nauki - spacery do parku, wyjścia do galerii, teatru, są małe projekty badawcze, edukacja środowiskowa.
Klaudia Tomczyk: Ja od lat jeżdżę z 6-latkami na zieloną szkołę. Na pięć dni, daleko - Biskupin, Kraków, Góry Świętokrzyskie - i bez żadnego rodzica. Dzieci są prze przeszczęśliwe, mają wycieczki, muzea, atrakcje, rozrywki, trochę kultury, trochę zabawy, jakaś dyskoteka. Nie ma płaczów, ale jak ktoś w nocy w poduszkę zacznie chlipać, to przytulamy, opowiadamy bajki. Po powrocie na zebranie z rodzicami przynoszę dwa worki ubrań, ale jest cudownie.

A czy na co dzień w szkole taki sześcioletni maluch jest bezpieczny?
Mariola Wodyńska: A czy 3-latek jest bezpieczny w przedszkolu z 6-latkiem? Oczywiście, że w szkole jest bezpiecznie, skoro gwarantujemy opiekę, to gwarantujemy też bezpieczeństwo. Dziecko w szkole uczy się zasad funkcjonowania w społeczności. Ono to lubi. Lubi, żeby mu mówić, co jest dobre, co ma robić i jak ma robić. Dziecko lubi, by od niego wymagać. Czy tak nauczony 9-latek zrobi krzywdę 6-latkowi?
Klaudia Tomczyk: Małe dzieci są stopniowo wdrażane do szkolnego życia. Nie puszcza się ich samopas. Wszędzie prowadzi je nauczyciel - do sali gimnastycznej na wf., po lekcjach do świetlicy, na zajęcia dodatkowe, na obiad do stołówki. Dziecko cały czas jest pod opieką. Nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej nie ma przerwy, bo na przerwie siada z dziećmi i gra w „państwa miasta” albo wyciąga gry planszowe.
Krystyna Dworecka: W szkole są psycholodzy, pedagodzy, logopedzi. Od nowego roku szkolnego miasto Opole wprowadza do każdego oddziału pierwszoklasistów dodatkową osobę – asystenta nauczyciela. Rodzice domagali się tego i my tę wzmożoną opiekę zapewniamy.

A co zrobić, by maluchy nie dźwigały ciężkich tornistrów?
Jolanta Pytlik: Na własnej skórze doświadczyłam, skąd się biorą legendy o ciężkich tornistrach, gdy jako dobra babcia postanowiłam kupić w internecie wspaniały tornister, który wnuczka sobie wymarzyła. Już gdy go rozpakowałam, pomyślałam: matko, jaki on ciężki! Wnuczka najpierw się cieszyła, ale wytrzymała tylko tydzień i poprosiła o inny. W gruncie rzeczy tornister nie ma prawa być ciężki, bo dzieci nie noszą książek. Od kilku lat zostawiają je w szkole. Codziennie potrzebują 1-2 cienkie zeszyciki, piórnik. Tymczasem maluchy noszą wypasione piórniki, czasem nawet cztery. Jak je rozłożą, to się Marysia z Kasią na jednej ławce nie mieszczą. A do tego w tornistrach są: albumy, karteczki na wymianę, śniadaniówki, termosy, butelki, lalki itd. itd. Dzieci same sobie wkładają to do tornistra, a rodzice tego nie widzą.

Epoka pełnych poświęcenia babć się skończyła i niemal każde dziecko trafia do świetlicy. O tych świetlicach też krążą legendy – że to za­tłoczone przechowalnie, w których włącza się dzieciom telewizor i czeka, żeby już sobie poszły.
Jolanta Pytlik: To nieprawda! W żadnym wypadku to nie jest przechowalnia. Mamy piękne programy edukacyjne w świetlicach, różne zajęcia - artystyczne, śpiewacze, sportowe - np. przychodzą ludzie z Miejskiego Ośrodka Sportu. Do godziny 17 dzieci naprawdę mają co robić. Z drugiej strony dziecko nie może być stale nakręcane, bo to nie jest zegarek. Musi mieć czas, żeby pogadać z koleżanką, wyciągnąć lalkę z tornistra i się pobawić czy po prostu wyciszyć.
Mariola Wodyńska: Przecież w przedszkolu od „leżaków”, czyli od godz. 14 do 17 też nie ma całych czas organizowanych zajęć. Tak samo jest w świetlicy. To nie jest poczekalnia. Małe dziecko najlepiej uczy się przez ruch. Jeśli biega, chodzi na czworakach, to się cały czas uczy i taką możliwość ma w świetlicy. W mojej szkole organizowane są też płatne zajęcia pozalekcyjne.
Klaudia Tomczyk: Często jest tak, że dzieci najmłodsze mają osobną świetlicę. Łatwiej im wtedy zajęcia i zabawę zorganizować.
Krystyna Dworecka: W wielu świetlicach są takie poduchy relaksacyjne, na których dziecko może się położyć i odpocząć.

W przedszkolu dziecko jest nakarmione przez cały dzień - dostaje śniadanie, obiad i podwieczorek. Panie pilnują, by nikt nie był głodny czy spragniony.
Mariola Wodyńska: W szkole też. Nie znam takiej szkoły na Opolszczyźnie, w której nie ma posiłków. Nie wszędzie są kuchnie, ale stołówki już tak. W mojej szkole jest duża, nowoczesna kuchnia, która gotuje bardzo tanie obiady jednodaniowe. Gotujemy także dla czterech innych szkół w gminie.
Krystyna Dąbek: U nas są dwa dania, ale można posiłek podzielić. Po 4 lekcjach zjeść zupę, a później drugie danie. Panie pilnują, dzieci na pewno nie chodzą głodne.
Klaudia Tomczyk: Na drugie śniadanie jest specjalna przerwa. Nikt nie musi przyniesionej z domu kanapki jeść w biegu. Schodzimy całą klasą do stołówki. Na dzieci czeka tam herbata. Jeśli ktoś zapomniał wziąć śniadanie, inne dzieci się z nim podzielą. Nie ma możliwości, by nauczyciel nie zauważył, że któreś dziecko nie jadło.

Dla pracujących rodziców ogromnym problemem są świąteczne przerwy w szkole, ferie, długie wakacje. Przecież nie zamkną 6-latka samego w domu, gdy szkoła ma wolne.
Krystyna Dworecka: Władze Opola postanowiły, że w czasie przerw świątecznych, ferii i wakacji będą organizowane zajęcia dla dzieci w szkołach dyżurujących. Taka forma już się sprawdziła podczas tegorocznych ferii zimowych. Ponad 250 dzieci znalazło opiekę i atrakcyjny program - przy wsparciu MDK i MOS - w wyznaczonych szkołach. Spełniamy oczekiwania rodziców.
Małgorzata Nieświec: W Strzelcach w czasie wakacji, przez dwa tygodnie, też tak robimy. Są nauczyciele, którzy chcą przyjść popracować. Jednak muszą być na to pieniądze.

Z pań odpowiedzi wygląda na to, że nie ma się czego bać. Ale czy naprawdę szkoły są przygotowane na 6-latki?
Krystyna Dworecka: W ankietach ta obawa często jest wyrażana. W Opolu w ostatnich latach na doposażenie szkół przeznaczono ponad 3 mln zł. Nie ma placówki, w której nie byłoby placu zabaw. Wszędzie są dostosowane sale lekcyjne. Kupiliśmy mnóstwo pomocy edukacyjnych, które rozwijają kreatywność dziecka.
Małgorzata Nieświec: W szkole są oddzielne szatnie dla każdej klasy, a każde dziecko ma swoją podpisaną szafkę, jak w przedszkolu.
Mariola Wodyńska: My w Chróścinie mamy duże zielone tereny, przecudny plac zabaw. W dodatku mamy osobny budynek dla klas 1-3. A nauczycielki stale się szkolą, dokształcają, każda ma co najmniej trzy kwalifikacje. Wszystko po to, by umieć jak najlepiej postępować z dziećmi rozpoczynającymi naukę.

A jeśli mama lub tata jeszcze mają wątpliwości?
Krystyna Dworecka: Niech przyjdą do szkoły, zobaczą, porozmawiają z nauczycielami i sami się przekonają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska