Szkocja to ojczyzna whisky, kraciastych kiltów i oszczędności. Coś w tym jest na rzeczy: od alkoholu Szkoci nie stronią, kraciaste wyroby z wełny można znaleźć na każdym kroku, oszczędność jest bardziej umiłowaniem praktyczności.
- Kiedy chcemy dopiec Anglikom, przypominamy nazwiska brytyjskich wynalazców i myślicieli. Wszyscy byli Szkotami - mówi Steven Burnes, mieszkaniec Glasgow, wymieniając Bella, wynalazcę telefonu, Smitha, ojca ekonomii liberalnej, i Dunlopa, wynalazcę opony. Dzisiejsza dobra organizacja Szkotów przekłada się na komunikację publiczną, która działa dobrze i w miarę - choć Szkoci uważają inaczej - punktualnie.
- Nasz kraj jest tak dziki i wspaniały zarazem, że nawet Rzymianie podbijający Wyspy Brytyjskie zatrzymali się na naszej granicy - śmieje się Steven Burnes z Glasgow.
Jak się masz?
Kemraha - tak brzmi gaelickie pozdrowienie. Jeśli w ten sposób zwróci się do nas jakiś Szkot z północy, oznacza to, że pyta nas o samopoczucie. To po gaelicku. Jeśli ktoś z "tutejszych" zacznie mówić po angielsku, niektóre zwroty rozszyfrować będzie równie trudno. Nawet Anglikom.
- W Szkocji twardo, śpiewnie, trochę "szczekająco" mówią wszyscy - śmieje się pochodzący z Opolszczyzny Filip Tereszkiewicz. Z pobytu w Szkocji zapamiętał - poza piękną przyrodą i zabytkami - to, jak na poczcie, w kasie na dworcu czy w sklepach musiał prosić o powtarzanie niektórych kwestii po kilka razy.
Po kilka razy trzeba się tu wybierać w góry, aby trafić na ładną pogodę. W Szkocji przez większość roku pada lub jest pochmurno. Kiedy wreszcie wyjdzie słońce, kraj staje się jednym z najpiękniejszych na świecie.
- Łąki, góry, wrzosowiska, jeziora, potoki i spacerujące między nimi krowy i owce sprawiają bajkowe wrażenie - wspomina Tereszkiewcz. Z powodu zbyt długiego podziwiania zatoki niedaleko Fort William prawie spóźnił się na pociąg.
Podczas podróży po górach należy pamiętać o dwóch rzeczach: nieprzemakalnych butach oraz o tym, że nie warto walczyć z midges, małymi muszkami, które kąsają o wiele boleśniej niż jakiekolwiek znane w Polsce zwierzę.
- Nie ma na nie żadnej rady. Jeśli chcemy wyjść z domu wieczorem musimy opatulić się jak najszczelniej, na twarz nadaje się tylko siatka pszczelarska - radzi pochodząca z Niemodlina Anna Olbert, która żyła w Szkocji przez kilka lat. Dodaje, że spreje i kremy można wyrzucić do śmietnika.
Piękny, ale surowy klimat jest powodem najważniejszej narodowej specjalizacji Szkotów, o której wynalezienie kłócą się od setek lat z Irlandczykami... Ma procenty i złocisty kolor.
W stromych i ciasnych uliczkach Edynburga warto się zagubić. To przy nich można znaleźć sklepiki z antykami i miejsca, gdzie zapisana jest historia Szkocji.
(fot. Mariusz Jarzombek)
Whisky i zamki
- Mieliśmy znacznie gorszy klimat i lepszą wodę - argumentują Szkoci, którzy do dziś z niezbyt przyjazną aurą tłumaczą najwyższe spożycie alkoholu na głowę na Wyspach.
- To od nas wzięło się powiedzenie o barowej pogodzie. Skoro cały czas leje, to jak tu się nie napić? - żartują.
Aby spróbować mocnego złocistego napitku, nie trzeba dalekiej podróży. Destylernie są w większości szkockich miast. Przy blisko setce małych i większych wytwórni będziemy mieli okazję zasmakować też shortbreadów, tradycyjnych szkockich ciastek maślanych.
- Z nimi można przesadzić, z whisky nie radzę - mówi Tereszkiewicz.
Szkocja jest krajem zamków, jest ich około dwóch tysięcy. Wszystkie są kamienne i... skromne.
- Nie znajdziemy w nich przepychu znanego z Wersalu czy Wawelu, wszystko to wynik surowej protestanckiej kultury, która nadaje im posmak tajemniczości - mówią Polacy, którzy odwiedzili Szkocję.
Wędrując po zamkach, nie sposób ominąć Stirling, osady, w pobliżu której William Wallace, znany jako Waleczne Serce pokonał armię angielską. Zwycięstwo upamiętnia wielki monument jego imienia.
- To tu przekonałam się, że Walles nie był ogolonym krótko sobowtórem Mela Gibsona, ale krępym, umięśnionym brodaczem - przyznaje Teresa Zając, która przed odwiedzinami u znajomych w Szkocji, o tutejszym bohaterze wiedziała tylko z filmu.
Miasto Boruca
Do położonego wśród pól Stirling w godzinę dotrzemy z Glasgow lub Edynburga. Niezależnie, do którego z tych dwóch największych miast kraju przylecimy, oba są obowiązkowymi przystankami w podróży. W pierwszym coś dla siebie znajdą miłośnicy industrialu, drugi jest mekką fanów muzeów i kultury.
Glasgow, niegdyś robotnicze, pełne brudu i przemysłu miasto, jest domem blisko połowy populacji Szkotów, ale nie sprawia wrażenia wielkiego molocha. Pełne parków i nowoczesnych budynków może pochwalić się znakomitymi muzeami nauki, uczelniami i dwoma najbardziej utytułowanymi klubami piłkarskimi kraju.
- Być w Glasgow i nie odwiedzić stadionu Celticu Park to jak ominąć Wieżę Eiffla w Paryżu - mówią kibice klubu Artura Boruca, którego podobizny widać tu na każdym kroku.
Podobnie jak ornamenty wymyślone przez Charlesa Macintosha, architekta, który zaprojektował wiele tutejszych gmachów. W mieście działają dziś dwa "tea rooms" jego autorstwa.
Położony nieopodal Edynburg to zupełnie inny świat. Miliony turystów przyjeżdżają tu dla zamku, tysięcy historycznych pamiątek i dwupiętrowego, zbudowanego przy wulkanicznym wąwozie starego miasta. Wszystkich atrakcji nie sposób wymienić.
Najważniejszą jest sierpniowy festiwal kulturalny. To wtedy ulice wypełniają się artystami z całego świata - mówi Joanna Bielak, Polka, która mieszka w stolicy Szkocji od czterech lat.
Impreza ma jeden minus. - Miasto staje się wtedy wielkim zatłoczonym autobusem. Mam na myśli to, że z powodu morza turystów w knajpkach nie ma gdzie usiąść. Są tylko miejsca stojące - żartuje pani Joanna.
Jeśli miejsce się jednak znajdzie, kelnerki z pewnością zaproponują nam haggis.
- Robi się z owczych wnętrzności, na pierwszy rzut oka przypomina śląski krupniok. Ten drugi jest zdecydowanie smaczniejszy, ale spróbować jednak warto - przyznaje Filip Tereszkiewicz.
Spódnica od święta
Choć kilt jest dla Szkotów ubraniem odświętnym ubranych w nie dudziarzy spotkać można wszędzie. Podobnie jak sklepy z kraciastymi pamiątkami.
- Przy kupowaniu kraciastych bibelotów trzeba uważać i nie kupować ich na głównych turystycznych arteriach, kilkadziesiąt metrów dalej zapłacimy za nie o wiele mniej - mówi Teresa Zając.
Pytając Szkotów o to, czy mają pod kiltami bieliznę, nie usłyszymy jednoznacznej odpowiedzi.
- Przekonaj się samemu - mówią zaczepiani przez kobiety Szkoci.
To samo usłyszymy nad jeziorem Loch Ness, w którym, zdaniem wielu, żyje ponoć prehistoryczny potwór. Wokół głębokiego na ćwierć kilometra polodowcowego zbiornika kwitnie handel pamiątkami z "Nessim". Miejscowi, zdaje się, wiedzą, że historia z potworem to wielka bujda. Mimo to zachęcają do poszukiwania zwierzęcia i kupowania suwenirów.
- No i na tym właśnie polega nasza zaradność, którą niektórzy nazywają skąpstwem - żartuje Steven Burnes.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?