Szpital dla zwierząt w Łubnianach przeżywa prawdziwe oblężenie. Tylko za leczenie dzikich pacjentów nie ma kto płacić

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Fundacja "Avi" nie korzysta z dotacji, które pozwoliłyby pokryć koszty leczenia i rehabilitacji pacjentów, więc może pomagać wyłącznie dzięki wsparciu darczyńców. Jesteście ciekawi, jakich kuracjuszy miała w ostatnim czasie pod opieką? Zobaczcie w naszej galerii.
Fundacja "Avi" nie korzysta z dotacji, które pozwoliłyby pokryć koszty leczenia i rehabilitacji pacjentów, więc może pomagać wyłącznie dzięki wsparciu darczyńców. Jesteście ciekawi, jakich kuracjuszy miała w ostatnim czasie pod opieką? Zobaczcie w naszej galerii. Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt [/quot/]Avi[/quot/]
Kuracjuszy w Łubnianach jest w tej chwili około 70. Samo ich wyżywienie to dziennie 250 złotych. Do tego dochodzą koszty leczenia. Dla fundacji, która może działać wyłącznie dzięki darowiznom, każdy dzień jest balansowaniem na krawędzi.

- Na zapłatę czekają trzy faktury z lecznic, bo nasi pacjenci często potrzebują kosztownych konsultacji i zabiegów. W sumie na 3 tys. złotych. Ktoś powie, że to nie dużo, ale nam one spędzają sen z powiek – mówi Marta Węgrzyn, założycielka Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi" w podopolskich Łubnianach.

Do opłacenia została m.in. faktura za leczenie młodego bociana, który spadając z gniazda złamał obie nogi – każdą w dwóch miejscach. Trafił do azylu dopiero po 3 tygodniach od wypadku i musiał przejść operację we Wrocławiu. Jest też faktura za szopa, który czekał na eutanazję.

Ci, którzy dzwonią do azylu z prośbą o pomoc, często wyobrażają sobie, że mają do czynienia ze sporą organizacją, zatrudniającą sztab ludzi. Robią wielkie oczy ze zdumienia, gdy okazuje się, że wszystkich pacjentów zaopatruje głównie pani Marta.

- Samych zgłoszeń telefonicznych mam od 20 do 50 dziennie. Połowa z nich wymaga interwencji i przyjazdu do nas – mówi twórczyni azylu. – Nie mamy ambulansu, który moglibyśmy wysłać po pacjenta, ale na szczęście trafiamy na wspaniałych ludzi, wrażliwych na los dzikich zwierząt. Czasami dowożą nam je ci, którzy znaleźli takiego potrzebującego pomocy osobnika. Ale bywa, że on przyjeżdża do nas taksówką albo BlaBlaCarem.

W sezonie lęgowym najwięcej jest skrzydlatych pacjentów. Dominują jaskółki i jerzyki, ale są też kosy, wróble, szpaki, pustułki, myszołowy i bociany. – Pisklaki trzeba karmić co 30-45 minut, więc z taką częstotliwością robię obchód, żeby zapełnić ferajnę dziubków – mówi pani Marta. – Pacjenci chorzy wymagają podania kroplówek, leków i nakarmienia – czasami sondą lub strzykawką, bo nie zawsze chcą jeść. Praca jest więc od bladego światu do późnej nocy.

Do azylu trafiają często młode ptaki, które rodzice wyrzucili z gniazd. Jak mówi założycielka fundacji, w tym roku ptasim rodzicom wyjątkowo trudno odchować młode. – W ubiegłym sezonie był wysyp gryzoni, co sprawiło, że ludzie – by się ich pozbyć – zaczęli je truć. Skutek jest taki, że w tym sezonie gryzoni jest dramatycznie miało, dlatego niektóre gatunki nie przystąpiły nawet do lęgów, a te które mają potomstwo – często nie mogą wykarmić wszystkich młodych i najsłabszych się pozbywają – wyjaśnia pani Marta.

Taki los spotkał m.in. młodą pójdźkę z okolic Strzelec Opolskich. Osłabiony, wyrzucony z gniazda ptak, tułał się w pobliżu drogi, aż w końcu został potrącony. Leczenie przebiegło pomyślnie, dlatego wkrótce pójdźka będzie mogła wrócić do natury. Ptakom nie pomagają też u pały. Do azylu w Łubnianach trafiły m.in. jerzyki, które – nie chcąc się ugotować żywcem – wyskoczyły z gniazd. Jerzyk to ptak, który nie siada na ziemi, więc rodzice nie mają szans pomóc osobnikowi, który znalazł się poza gniazdem.

Fundacja "Avi" nie korzysta z dotacji, które pozwoliłyby pokryć koszty leczenia i rehabilitacji pacjentów, więc może pomagać wyłącznie dzięki wsparciu darczyńców. Koszty są jednak większe niż wsparcie, stąd nieopłacone faktury.

– Samo wyżywienie naszych podopiecznych to 250 złotych dziennie, a przecież wielu pacjentów wymaga też leczenia – mówi Marta Węgrzyn. - Staramy się karmić pacjentów pokarmem zbliżonym do naturalnego, bo to zwiększa szanse na leczenie zakończone sukcesem i na ich powrót do natury. Bo przecież o to chodzi w naszej działalności.

Jeśli znaleźliście dzikie zwierzę lub ptaka i nie wiecie jak mu pomóc, możecie skontaktować się z panią Martą, dzwoniąc na numer: 733 335 401.

Pomóc dzikim pacjentom możecie robiąc przelew na konto fundacji:
Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi".
86 1090 2138 0000 0001 4699 9709
Z dopiskiem: Darowizna dla dzikich zwierząt.
Dla przelewów z zagranicy:
Swift: WBKPPLPP
IBAN: PL86109021380000000146999709

Jesteście ciekawi, jakich kuracjuszy miała w ostatnim czasie pod opieką fundacja "Avi"? Zobaczcie w naszej galerii.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska