Sztolnie Trzech Króli

Fot. Adam Wojcieszonek
Głuchołazy. Zespół sztolni wodnych na poziomie 35 m.
Głuchołazy. Zespół sztolni wodnych na poziomie 35 m. Fot. Adam Wojcieszonek
Pod Głuchołazami ciągnie sięlabirynt starych złotonośnych kopalń. To dla miasta może być prawdziwa żyła złota.

Okopalniach złota w Głu-chołazach dowiedzieliśmy się od przypadkowo spotkanej grupy speleologów jeszcze w latach 90., w czasie penetrowania fortów w Srebrnej Górze - opowiada Adam Wojcieszonek z Pomorskiego Klubu Eksploracyjnego. W czerwcu 2000 roku przyjechali w Góry Opawskie po raz pierwszy, na rekonesans. Efekt wyprawy nie był imponujący - odwiedzili trzy wykute w skale sztolnie w części zdrojowej miasta. Płytkie, położone blisko szlaków spacerowych, powszechnie znane. Bardziej zainteresowały ich rozległe pola i laski na południe od Głuchołaz w stronę granicy z Czechami, Zlatych Hor. Znaleźli tam sporą liczbę zapadlisk, jarów, które mogły być wejściami do dawnych sztolni.
- Ktoś z miejscowych opowiadał nam wtedy, że pod tymi polami znajduje się nie wiadomo co, ale podchodziliśmy do tych rewelacji sceptycznie - wspomina Wojcieszonek. - Własnymi kanałami zaczęliśmy szukać w archiwach planów starych głuchołaskich kopalni. Znaleźliśmy prawdopodobnie wykonany w XIX wieku rozkład podziemnych chodników, ale bez zaznaczonych wejść, bez żadnego odniesienia do powierzchni.

Cud XVI-wiecznej techniki
Okolice Głuchołaz i sąsiednich Zlatych Hor były mocno eksploatowane przez poszukiwaczy złota już w XIII wieku. W zakolu Białki w lesie na końcu ul. Andersa w Głuchołazach zachował się do dziś prawdziwy labirynt dawnych hałd wypłukanej w poszukiwaniu cennego kruszcu ziemi. Archeolodzy odsłonili tu zasypane płytkie sztolnie z okresu średniowiecza. Komory były kopane pionowo w dół, miały ok. 5 metrów głębokości i krótkie chodniki, odchodzące w bok od komory głównej.
W XV wieku eksploatacja złota przeniosła się na południe od miasta, w stronę Zlatych Hor. Złotonośny piasek wydobywano tu z pionowych sztolni, których głębokość dochodziła nawet do 100 metrów. Czescy badacze Josef i Vera Veczerkowie dotarli do sprawozdań z 1560 roku, z których wynika, że istniały tu wówczas trzy takie kopalnie: Sorkelsberg, Nowy Sorkelsberg i św. Jakub. Drążone w dół sztolnie z bocznymi chodnikami miały problemy z wodą zalewającą chodniki. W 1550 roku w rejonie dzisiejszego dworca kolejowego Głuchołazy Zdrój rozpoczęło się kopanie Sztolni Trzech Króli, której celem było dotarcie do istniejących podziemnych chodników i odprowadzenie z nich wody pochyłym chodnikiem w niżej położoną dolinę Białki. Sztolnia Trzech Króli stała się najbardziej znaną głuchołaską kopalnią złota. W roku 1590 i rok później znaleziono tu dwa największe samorodki złota na tym terenie - o wadze 1,387 i 1,783 kg. Oba trafiły do cesarza Rudolfa II do Wiednia. Z zachowanych dokumentów wynika, że na początku XVII wieku coraz mniej dochodowa sztolnia została zalana wodą, a do eksploatacji nigdy już nie powrócono.
Czescy badacze na podstawie badań terenowych na powierzchni ziemi określili przybliżony przebieg sztolni Trzech Króli. Pokrywa się on z miejscami poszukiwań Pomorskiego Klubu Eksploracyjnego.
- Sztolnia według danych technicznych miała 6 kilometrów długości i ok. 100 metrów głębokości. Można ją uważać za wyjątkowe dzieło techniczne inżynierii XVI wieku - twierdzą w swoich publikacjach Veczerkowie.

Szukaj zapadniętej ziemi
W styczniu 2001 roku zima na Opolszczyźnie była wyjątkowo wilgotna i ciepła. 15 stycznia na polach koło przejścia granicznego w Konradowie ktoś przypadkowo odkrył dziurę w ziemi. Według wykonanej miesiąc później inwentaryzacji specjalistów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zapadlisko miało początkowo 10 - 15 metrów głębokości, średnicę 5 metrów na powierzchni i kształt pionowej studni. Z czasem boczne ściany zapadły się do środka, zmniejszając głębokość studni. Pasjonaci z Pomorskiego Klubu Eksploracyjnego byli tam przed naukowcami z AGH.
- Znajomy zatelefonował do mnie, że w Głuchołazach otworzyło się olbrzymie zapadlisko, będące kiedyś prawdopodobnie szybem górniczym - opisuje zdarzenia sprzed 4 lat Michał. - W ciągu godziny postawiłem całą grupę na nogi, dwa dni później byliśmy w Głuchołazach.
Dzięki specjalistycznemu sprzętowi spuścili się na linach na dno szybu, wtedy na głębokości 18 metrów. 2 metry nad dnem znaleźli w ścianie niewielką szczelinę z fragmentem chodnika, zakończonym po 10 metrach zawałem. Nic więcej wtedy nie udało się odkryć, ale wrócili przekonani, że te poszukiwania warte są wysiłków.
- Dwa następne wyjazdy spędziliśmy na chodzeniu po polach z GPS-em (urządzenie do satelitarnego oznaczania położenia), nanosiliśmy na mapy topograficzne zapadliska i próbowaliśmy dopasować to do planów kopalni - wspomina Adam Wojcieszonek. - Na planach kopalni wybraliśmy najpłytszy chodnik, który powinien biec 12 metrów pod powierzchnią ziemi i za pomocą pomiarów elektroporowych wytyczyliśmy jego przebieg w terenie. Wreszcie udało nam się wytypować miejsce, gdzie powinien być szyb wentylacyjny.
Wlot do szybu był zasypany warstwą ziemi. Odkopali betonową ciężką pokrywę. Z trudem udało się ją uchylić na tyle, żeby przecisnął się człowiek. Pionowy szyb był początkowo obetonowany, potem pojawiła się cembrowina ceglana i jeszcze niżej skała.
Na kolejnych wyjazdach odkopali jeszcze 4 inne szyby, wszystkie wentylacyjne, bo wąskie, nie nadające się do wydobywania urobku górniczego. Wszystkie zasypane ziemią, zapadnięte, bez żadnych śladów betonowych zabezpieczeń. A pomiędzy nimi system korytarzy, chodników górniczych na trzech poziomach od 10 - 12 metrów pod powierzchnią ziemi do blisko 40 metrów w głąb.
Życie podziemnych ludzi
Pomorski Klub Eksploracyjny zorganizował dotychczas 6 wypraw do Głuchołaz. Wchodzą do kopalni i spędzają w nich parę dni. Biwakują, śpią i jedzą pod ziemią, całymi godzinami penetrują dostępne chodniki.
- Którymś razem zabraliśmy tylko 2 butle wody po 2,5 litra, bo w kopalni właściwie wody nie brakuje - wspomina Michał - Po wielogodzinnym marszu i przedzieraniu się przez zawały okazało się, że trafiliśmy do suchego fragmentu kopalni. Po drodze wypiliśmy w 5 osób 2,5 l i zostało nam tylko 2,5. Późnym wieczorem, kiedy robiliśmy biwak, wody już w ogóle nie było. Postanowiliśmy się rozejść i poszukać w najbliższych okolicach. Spotkaliśmy się dopiero po 5 godzinach, bo każdy gdzieś tam pobłądził i nie mógł znaleźć drogi powrotnej do biwaku. Każdy jednak wrócił z pełnym baniakiem.
Największe chodniki mają ok. 3 metrów wysokości, w najmniejszych trzeba się czołgać przez dziesiątki metrów. Korytarze ciągną się w różnych kierunkach, jakby były budowane w różnych okresach i w poszukiwaniu różnych kruszców. Wspólny jest tylko środek kopalni.
- Chodniki położone najwyżej są w najgorszym stanie, tam jest mnóstwo zawałów, praktycznie co 200 - 300 metrów. Chodniki na trzecim poziomie są w całkiem dobrym stanie - opowiada Adam Wojcieszonek. - Stare kopalnie można poznać po niskich i małych korytarzach. Takich chodników było tam niewiele, głównie na 2. poziomie, jakieś 18 metrów poniżej gruntu i biegły w stronę Zlatych Hor. Czy to jest pozostałość po Sztolni Trzech Króli - nie wiem. Nie znaleźliśmy tam żadnych śladów, pozostałości po starych górnikach.
Każda część kopalni wygląda inaczej. Różnice są widoczne nawet dla ludzi, którzy mniej się na tym znają - opowiada Michał. - Rozległa kopalnia jest jak gdyby innym światem, ogromnym miastem, po którym się chodzi i zwiedza. Kolejne wizyty powodują, że zaczyna się zauważać komory urobkowe, chodniki transportowe, magazyny, pochylnie itp.

Zapomniana atrakcja
Pomorski Klub Eksploracji bardzo dba, żeby nie zostawiać po swoich wyprawach żadnych śladów. Odkopane szyby zasypują. Nie chcą, żeby przypadkowi "zdobywcy" trafili pod ziemię. Zdaniem geologa z Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Andrzeja Grodzickiego widoczne na powierzchni ziemi pamiątki po eksploatacji pól złotonośnych można dziś świetnie wykorzystywać jako atrakcję turystyczną. Czy więc i do starych kopalni kiedyś trafią turyści, tak jak to się dzieje np. w odległym 40 kilometrów od Głuchołaz Złotym Stoku?
- Widziałem wiele starych kopalni udostępnionych teraz dla turystów - mówi Adam Wojcieszonek. - Kopalnie w Głuchołazach też warto by pokazać, ale ze względów bezpieczeństwa trzeba by zacząć od udostępniania najniżej położonych chodników. To by było bardzo kosztowne i pracochłonne, choć na takie pomysły można się starać o pieniądze z funduszy Unii Europejskiej.
Kopalnia generalnie jest sucha, chodnikami płyną tylko czasem strużki wody, znikając pod ziemią, jakby nadal funkcjonował stary system odprowadzania wody na powierzchnię. Poszukiwacze z Pomorskiego Klubu Eksploracyjnego twierdzą, że nie spenetrowali wszystkiego. Są tam szyby idące jeszcze głębiej, na dnie których mogą być nowe korytarze. Już umawiają się na kolejne spotkania w Głuchołazach.
PS. Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki "Europejskie dziedzictwo złota na terenie Gluchołaz i Zlatych Hor" (Prudnik 2002 rok), wydanej po konferencji naukowej pod tym samym tytułem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska