Tabor Szynowy to firma, która od ponad 100 lat produkowała i naprawiała w Opolu wagony. Niestety od kilku lat miała coraz większe kłopoty finansowe, a w styczniu sytuacja była tak zła, że zdesperowani pracownicy pikietowali biurowiec firmy.
To wówczas usłyszeli, że właściciel firmy biznesmen Andrzej Świerczek, negocjuje sprzedaż Taboru Szynowego.
W tym tygodniu w firmie pojawiali się przedstawiciele nowego właściciela. Została nim nie firma z branży kolejowej - jak się powszechnie spodziewano - ale Grupa Leo Maks z Opatówka pod Kaliszem, zajmująca się produkcja napojów i przetwórstwem owoców.
Jej przedstawiciele zapowiedzieli, że zamierzają nadal prowadzić dotychczasową działalność Taboru Szynowego. Chcą także spłacić długi i spróbują wyprowadzić zakład na prostą.
- Trudno w to uwierzyć - przyznają pracownicy TS, którzy w większości siedzą teraz w domach i nadal nie wiedzą na czym stoją.
Nowym dyrektorem spółki został Zenon Sroczyński, który stworzył w Kaliszu od podstaw słynną firmę Helena, produkującą soki i napoje. Wczoraj Sroczyńskiego w firmie nie było, ale dziś bądź jutro ma się odbyć spotkanie z załogą firmy, w której wciąż zatrudnionych jest ponad 400 osób. Na spotkaniu pracownicy mają poznać szczegóły planu ratunkowego.
- Co tu ratować, skoro nie mamy już nic do roboty, poza naprawami gwarancyjnymi wagonów Intercity? - zastanawia się pracownik firmy. - Dlatego nikt z nas nie wierzy, że ktoś przyjdzie nagle z walizką pieniędzy i uratuje zakład, który ma długi szacowane na kilkadziesiąt milionów złotych.
Dokładnie: ponad 40 milionów z czego około 30 milionów to długi wobec firm, a pozostałe dziesięć to należności wobec państwa m.in. podatki, które nie wpłynęły do urzędu skarbowego.To właśnie skarbówka zawnioskowała o upadłość likwidacyjną Taboru Szynowego, który obecnie jest już w upadłości układowej, co umożliwia mu prowadzenie działalności.
- Rozprawa zaplanowana jest na 5 lutego i być może już wówczas sąd zdecyduje, czy do firmy wkroczy syndyk - informuje Ewa Kosowska-Kornika z Biura Prasowego Sądu Okręgowego w Opolu.
Takiego rozwiązania chcieliby pracownicy, z którymi rozmawialiśmy. - Żeby nasz zakład mógł ponownie zdobyć jakieś kontrakty, to trzeba go oddłużyć, a to można zrobić tylko poprzez upadłość - przekonują.
Bankructwo daje też możliwość wypłaty zaległych wynagrodzeń. To ważne, bo pracownicy Taboru po raz ostatni w całości pensje dostali w październiku. W listopadzie była płacona w ratach, a za grudzień i styczeń nie dostali nawet złotówki.
Tymczasem syndyk może uzyskać pieniądze na zaległe pensje z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?