Tajemnica katastrofy myśliwca

Petr Sikora
Miejsce katastrofy  z 1953 roku. Lej po rozbitym myśliwcu zasypano zaraz po zdarzeniu, dziś rośnie tu  las. Poszukiwaczom udaje się jednak jeszcze znaleźć szczątki samolotu.
Miejsce katastrofy z 1953 roku. Lej po rozbitym myśliwcu zasypano zaraz po zdarzeniu, dziś rośnie tu las. Poszukiwaczom udaje się jednak jeszcze znaleźć szczątki samolotu. Petr Sikora
Pasjonaci historii z Czech chcą postawić pomnik w miejscu śmierci polskiego pilota wojskowego.

Wczesnym popołudniem 15 września 1953 roku mieszkańcy Prudnika usłyszeli nad głowami huk przelatującego samolotu. Musiał wywołać zainteresowanie.

Był to Jak-23 - jeden z pierwszych samolotów odrzutowych na wyposażeniu polskiego lotnictwa. Myśliwiec przemknął nad miastem i zniknął nad czechosłowacką granicą. Niektórzy chwilę później usłyszał odgłos potężnego wybuchu, dochodzący z odległości kilkunastu kilometrów od miasta. Jak rozbił się o stok Góry Zamkowej, tuż obok wioski Rejviz w Czechosłowacji.

Kilka lat temu Petr Sikora, czeski miłośnik historii lotniczych, dotarł w archiwach do czechosłowackich dokumentów na temat tej katastrofy. W polskiej literaturze jest ona tylko wzmiankowana. W Jak-u zginął młody pilot Franciszek Burek z 23. pułku lotnictwa stacjonującego w Strachowicach koło Wrocławia.

Tego dnia Burek wraz z drugim pilotem zostali wysłani na lot szkoleniowy w rejon Ostrowa Wielkopolskiego. Kiedy partner pilota wykonywał zwrot w stronę macierzystego lotniska, Burek gwałtownie zniżył lot i skierował się prosto na południe.

Przestał reagować na wywołania i komendy z samolotu dowódcy patrolu oraz z wieży kontrolnej. Leciał cały czas na południe. Rozbił się tuż za granicą.

Sikora dotarł do protokołów polsko-czechoslowackiej komisji lotniczej badającej przyczyny wypadku. Świadkami katastrofy było kilku robotników pracujących w lesie. Ustalono, że pilot nie katapultował się, tylko pozostając w samolocie wbił się na kilka metrów w głąb ziemi.

Powstały po katastrofie krater miał 6 metrów głębokości. Komisja przyjęła, że pilot stracił orientację w terenie, a przyczyną katastrofy był błąd człowieka. Dziś specjaliści od lotnictwa winę zrzucają raczej na błędy konstrukcyjne maszyny, w której szwankowała instalacja dostarczająca tlen do maski pilota. Franciszek Burek mógł po prostu stracić przytomność.

Do dziś otwarte pozostaje też pytanie, czy zabłądził, czy specjalnie uciekał do Austrii przed komunistycznym reżimem.

Miłośnicy historii z Czech w 50. rocznicę katastrofy w przyszłym roku chcą odsłonić pomnik, poświęcony polskiemu pilotowi. Postument z granitu rzeźbi Jaroslav Cep z Jesenika. Stanie przy drodze do Rejviz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska