Tajemnice jednostki w Olszowej

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Tak wyglądały wojskowe uroczystości w Olszowej w latach 80. Tę część jednostki można było fotografować, ale wyrzutni rakiet i magazynów już nie.
Tak wyglądały wojskowe uroczystości w Olszowej w latach 80. Tę część jednostki można było fotografować, ale wyrzutni rakiet i magazynów już nie.
Rakiety zgromadzone w lesie pomiędzy Olszową a Zimną Wódką były w stanie razić obiekty w odległości do 56 km. Zadaniem tutejszych wojskowych było strzec przestrzeni powietrznej.

Ojednostce wojskowej pod Olszową przez lata niewiele było wiadomo. Wszystko, co działo się za siatką i betonowymi ogrodzeniami było tajemnicą państwową, a za fotografowanie obiektów w tej okolicy można było trafić do więzienia.

Komunistyczne władze przystąpiły oficjalnie do formowania jednostki 26 marca 1962 roku na podstawie zarządzenia Sztabu Generalnego. Zgodnie z założeniem pod Olszową powstał dywizjon rakietowy obrony powietrznej, który podlegał śląskiej dywizji. W rzeczywistości przygotowania do stworzenia takiej jednostki ruszyły znacznie wcześniej, bo w styczniu 1961 roku. Wtedy wojskowi wysłali do Bemowa Piskiego na północy kraju żołnierzy, którzy w tamtejszym Ośrodku Szkolenia Specjalistów Artylerii zapoznali się z supernowoczesnymi (jak na tamte czasy) rakietami SA-75, o kryptonimie "Dźwina".

Był to jeden z najnowszych wynalazków radzieckiej myśli technicznej. Rakiety liczyły 10 metrów długości, były w stanie razić cele w odległości do 56 km, a radzieccy wojskowi opracowali je, żeby pozbyć się ze swojego terytorium amerykańskich samolotów szpiegowskich, które bezkarnie naruszały przestrzeń powietrzną. Wcześniej Rosjanie nie byli w stanie im zagrozić, bo amerykańskie samoloty latały na pułapie 27 km nad ziemią. Tymczasem radzieckie odrzutowce nie mogły wzbić się tak wysoko. W 1960 roku przy pomocy "Dźwiny" Rosjanom udało się zestrzelić nad Uralem amerykański samolot zwiadowczy U-2 pilotowany przez Francisa Gary'ego Powersa, co przyczyniło się do znacznego ochłodzenia stosunków na linii Waszyngton-Moskwa. Dla radzieckich wojskowych był to jednak znak, że ich nowe rakiety są na tyle skuteczne, iż warto rozmieścić je także w państwach bloku wschodniego, które były im podporządkowane.

12. dywizjon rakietowy Obrony Powietrznej w Olszowej był zatem częścią większego systemu przeciwrakietowego, który w tym przypadku miał chronić zakłady Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Oficjalnie wiadomo było, że powstaje tutaj jednostka wojskowa, która miała strzelać z broni konwencjonalnej - w tym celu dla kamuflażu ustawiono w pobliżu koszar sześć pokazowych dział. Budowa wyrzutni rakiet oraz budynków stanowiących zaplecze dla niej była natomiast przedsięwzięciem ściśle tajnym - do prac zaangażowano ludzi z zewnątrz, którzy mieli zakaz rozmawiania na ten temat. Na potrzeby jednostki wojskowi zajęli obszar o wielkości 492 tys. m kw. Siedzibę sztabu i budynki koszarowe ulokowano w pobliżu bramy. Natomiast wyrzutnię rakiet, stację naprowadzania i bunkry dla obsługi ukryto w środku lasu. Równie ważnym budynkiem był magazyn nr 7, w którym składowano kilkadziesiąt rakiet. Niegdyś cały teren był ogrodzony siatką zakończoną drutem kolczastym.

Marian Łaskawiec, niegdyś związany z jednostką w Olszowej, a dziś emerytowany wojskowy wspomina, że jednostka była cały czas gotowości do odpalenia sześciu rakiet, które były w pełni uzbrojone. Kolejne rakiety mogły być dowiezione do wyrzutni za pomocą ciężarówki i specjalnej przyczepy.

- Kilkakrotnie zdarzyło się, że na niebie znalazł się niezidentyfikowany obiekt, którego braliśmy na celownik - wspomina Łaskawiec. - Na szczęście były to fałszywe alarmy i nigdy nie musieliśmy strzelać.
Rakiety typu "Dźwina" z czasem zostały zastąpione przez ulepszoną wersję o kryptonimie "Wołchow". Były bardziej celne i można było je szybciej odpalić.

- Szkolenia z użyciem prawdziwych rakiet były prowadzone co kilka lat m.in. na poligonie w Aszułuku (dziś: teren Kazachstanu) - dodaje Łaskawiec. - Miałem okazję widzieć na własne oczy, jaką siłę ma taka rakieta, bo wbrew obowiązującym przepisom podglądaliśmy jej start leżąc na ziemi. W tamtych latach wywarło to na mnie ogromne wrażenie.

W latach 90. na skutek zmiany sytuacji politycznej zdecydowano o reformie wojska polskiego. To był początek końca jednostki w Olszowej, która w takim kształcie przestała być potrzeba. Armia postawiła w tym czasie także na mobilne zestawy rakiet, które w razie potrzeby mogą być transportowane do różnych zakątków kraju.

W 1998 roku jednostka oficjalnie została rozwiązana. Ostatnim dowódcą dywizjonu był ppłk. Ireneusz Zaguła. Od tego czasu budynki wojskowe pod Olszową stoją puste i popadają w ruinę. W najgorszym stanie są stare bunkry i magazyny. Kilka lat temu teren jednostki kupiła prywatna firma z Krakowa, która obiecała utworzenie tam nowoczesnego centrum konferencyjnego wraz z basenem i spa. Na razie nic się tam jednak nie dzieje.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, znawcą lokalnej historii. W artykule wykorzystano dane pochodzące z tekstu Dariusza Pietruchy pt. "Olszowa - do niedawna ściśle tajna", opublikowanego na łamach magazynu "Odkrywca".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska