Tajemnice wielkiej dziury pod Kędzierzynem-Koźlem

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Adam Małysz lubi tu trenować. Pomagają mu wtedy lokalni miłośnicy terenówek. Obok mistrza Adam Bełkot, prezes stowarzyszenia Doromutt Kotlarnia.
Adam Małysz lubi tu trenować. Pomagają mu wtedy lokalni miłośnicy terenówek. Obok mistrza Adam Bełkot, prezes stowarzyszenia Doromutt Kotlarnia. Archiwum
Adam Małysz trenuje tu przed swoimi rajdami terenowymi. Przed akcjami w Afganistanie ćwiczą polskie wojska specjalne, a kiedyś także amerykańskie. Jest jednak pomysł, żeby to wszystko zalać wodą. Wtedy będzie można tu pływać żaglówkami.

Jednostka specjalna Agat z Gliwic to elita polskich wojsk specjalnych. Jej żołnierze mają za zadanie operować na tyłach wroga. Szkolą się m.in. w Alpach, Gujanie Francuskiej i w Kotlarni (gmina Bierawa).

- Mówią, że panujące tu warunki bardzo przypominają te z Afganistanu, gdzie operują podczas tajnych akcji - mówi Marian Bełkot, prezes stowarzyszenia Doromutt Kotlarnia, które zajmuje się m.in. integracją miłośników samochodów terenowych. Nic więcej na ten temat jednak się nie dowiemy. Prezes zdradził nam tylko, że raz w Kotlarni ćwiczyli także amerykańscy specjalsi...

Samemu w to miejsce lepiej się jednak nie wybierać. - Wejść tu łatwo, trudniej stąd wyjść - opowiada Tadeusz Pycia, dyrektor zakładu górniczego kopalni piasku w Kotlarni (gmina Bierawa). I przypomina historię mężczyzny, który się tu niedawno zgubił: - Chcąc utrzymać orientację, zwracał uwagę na znaki. Po długim marszu po piasku ze strachem stwierdził, że wrócił w to samo miejsce. Potem po raz kolejny i kolejny - opowiada Pycia.

Małysz był tu w piątek

Adam Małysz lubi tu trenować. Pomagają mu wtedy lokalni miłośnicy terenówek. Obok mistrza Adam Bełkot, prezes stowarzyszenia Doromutt Kotlarnia.
(fot. Archiwum)

Na szczęście człowiek miał komórkę, zadzwonił po pomoc i strażacy wyciągnęli go z pułapki. Gdyby nie miał, może i do dziś nikt by go tam nie znalazł. Wyrobisko wciąż działającej kopalni Kotlarnia jest bowiem potężne, jego powierzchnia sięga tysiąca hektarów. Zaczyna się w okolicach Grabówki, niedaleko zakładów azotowych w Kędzierzynie-Koźlu, i kończy w woj. śląskim. To w praktyce olbrzymia dziura w ziemi ze stromymi skarpami na krańcach. W wielu miejscach przypomina pustynię, w sporej części porośnięta jest lasem, który rośnie bardzo szybko na wilgotnym terenie.

W wydzielonej części mogą sobie szaleć wspomniani wcześniej miłośnicy jazdy terenowej. Wyjątkowość tego miejsca docenia Adam Małysz, który zabrał się za rajdy terenowe. Pod koniec listopada testował samochód SMG Buggy na marokańskiej pustyni, a potem przyjechał właśnie do Kotlarni. "Zimno, bardzo zimno, ale na szczęście jest ognisko i kiełbaski, więc od razu robi się cieplej i przyjemniej" - napisał nasz mistrz na swoim oficjalnym profilu facebookowym, zamieszczając kilka fotek z wyrobiska pod Kędzierzynem-Koźlem.

- Adaś zaczął do nas przyjeżdżać, jeszcze jak skakał na nartach. Wtedy zdradził nam, że chce startować w rajdach terenowych. Ostatnio był u nas w piątek - opowiada Marian Bełkot. Pan Marian i jego koledzy bardzo pomagają naszemu mistrzowi w przygotowaniach do zawodów. Przyznają, że lepszego miejsca w Polsce do treningów nie ma. - Jest tu piasek, błoto, przeprawy - podkreśla prezes Doromuttu.

To niejedyne ciekawe historie związane z tym miejscem. Piętnaście lat temu na terenie kopalni znaleziono nogę mamuta. Wcześniej szczątki takiego zwierzęcia znajdowano także w wyrobiskach w Pławniowicach i Dzierżnie. Zebrano je do kupy i obwożono po wystawach. Mamuta nazwano "Maniek". W Kotlarni znaleziono też szczątki nosorożca włochatego i koziorożca. Tutejsza ziemia, a raczej piasek, takich archeologicznych rarytasów skrywa z pewnością więcej.

Ale wyrobisko mogłoby mieć także duże większe znaczenie dla Opolszczyzny. Gdyby zalać je wodą, tworzyłoby olbrzymi zbiornik, który pełniłby funkcje rekreacyjne oraz retencyjne. - Koszt zmagazynowania jednego metra sześciennego wody w słynnym zbiorniku Racibórz, biorąc pod uwagę koszty tamtej inwestycji, to około 10 złotych - opowiada Jan Wojdyła, członek zarządu kopalni. - Tymczasem w Kotlarni to dwa, maksymalnie trzy złote.Dlatego od dawna prowadzimy działania zmierzające do tego, by zalać wyrobisko.

Wszystko było prawie gotowe

Rocznie z tego terenu odpompowuje się od 12 do 15 milionów metrów sześciennych wody, która jest potem wykorzystywana do procesów technologicznych w zakładach azotowych ZAK. Gdyby zaprzestano pompowania, zbiornik szybko by się napełnił. Las teoretycznie można byłoby wykarczować za darmo, bo firmy zajmujące się taką działalnością robią to w zamian za możliwość zachowania drewna, które potem sprzedają.

W sumie szacowany koszt przedsięwzięcia to zaledwie 60 milionów złotych. Gotowy zbiornik miałby pojemność 45 milionów metrów sześciennych wody. 18 milionów byłoby tu na stałe, a pozostała ilość magazynowana w czasie powodzi.

Kilka lat temu wszystko było już nawet przygotowane pod inwestycje, uzyskano odpowiednie pozwolenia, a nawet źródło finansowania przedsięwzięcia. Brakowało jedynie pozwolenia na budowę. Takowe nie mogło jednak zostać przyznane kopalni, ponieważ przedsiębiorstwo tego typu nie mogło się starać o pieniądze z krajowych funduszy. Takim inwestorem mógłby być Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach. Ale tam nie ma na to zgody.

Pomysł dobry, ale my go nie zrealizujemy

- RZGW w Gliwicach nie będzie pełnił funkcji inwestora dla takiego projektu. Nie zmienia to jednak faktu, że popieramy powstanie zbiornika, jako przykład rekultywacji terenu znacznie zdegradowanego przez kopalnianą eksploatację - tłumaczy nam Linda Hofman, rzecznik gliwickiego RZGW. - Zakład jest zobowiązany do zrekultywowania terenu po zakończonym wydobyciu. Korzyści z powstania zbiornika, funkcja rekreacyjna, zagospodarowanie terenu wokół zbiornika czerpałaby gmina. W związku z tym to właśnie te podmioty mogą pełnić rolę ewentualnego inwestora.

Gmina Bierawa oczywiście nie ma pieniędzy na budowę zbiornika. I tak koło się zamyka.
Sam zakład górniczy i współpracujące z nim spółki to w sumie 300 miejsc pracy. Do eksploatacji jest jeszcze około 100 hektarów, tj. praca na kilka lat. Działalność firmy nie podoba się jednak mieszkańcom miejscowości Siedliska, która znajduje się już po śląskiej stronie.

Twierdzą, że kopalnia przekroczyła o dwa hektary granicę terenu, który był objęty koncesją na wydobycie piasku. Teoretycznie takie przewinienie - gdyby okazało się prawdziwe - mogłoby mieć fatalne skutki dla zakładu, z odebraniem wspomnianej koncesji włącznie. Przedstawiciele kopalni poinformowali nas, że owszem, w dokumentach mogą być jakieś błędy, z czego wynikają teraz zastrzeżenia mieszkańców, ale winę ponosi za to urząd marszałkowski. Sprawą ma się zająć Ministerstwo Środowiska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska