Tajniki pracy windykatora

Zbigniew Górniak
fot. sxc
fot. sxc
- Jest kryzys, więc ludzie popadają w długi. Ktoś te długi musi ściągać. Czy zatem nadchodzi złota era dla firm zajmujących się windykacją? Kto te firmy prowadzi? Jakie stosuje metody?

Jerzy Serafin jest właścicielem jednej z najstarszych firm w branży. „Finar” brzmi trochę jak „finał” albo „filar”. Obie konotacje korzystne. Umawiam się na rozmowę po konsultacji z prawnikiem. Siadam przed uśmiechniętym, pogodnym facetem w średnim wieku. Bródka, zwyczajny sweter. Żadnych złotych łańcuchów, sygnetów. Żadnych gangsterskich rekwizytów. Żadnego wykładania na stół dwóch telefonów. Pan Jerzy równie dobrze mógłby być weterynarzem.

- Niedawno obsługiwałem pańskiego kolegę z branży – mówi. – Facet, który prowadził mu budowę, brał z hurtowni na jego konto materiały, które lądowały na innej budowie.

- I co, pojechał pan uregulować sprawę z wiertarką w ręku? - prowokuję.

Pan Jerzy się śmieje.

- Dziś już nikt tak nie pracuje, chyba że bandyci między sobą. Mnie wystarczy prosta, grzeczna rozmowa. I to na ogół załatwia sprawę. Nie wiertarka, lecz internet ma w tej branży największe zastosowanie. W kilka minut potrafię sprawdzić, czy firma, z której mam ściągać dług, jest w ogóle wypłacalna, wiarygodna i warta zachodu.

Co znaczy „być wartym zachodu”?

Jerzy Serafin: - To znaczy, że mam z czego ściągać. Bo gdy widzę, że jest dramat, pusta kasa, zero majątku, to mówię zleceniodawcy uczciwie: z tego nic się nie da wycisnąć, proszę sobie odpuścić.

Ale przecież czarny rynek usług jest spory. Wymieniam pseudonimy mocnych facetów z Opola, o których wiadomo, że można ich było wynająć do ściągnięcia długów. Pan Jerzy się uśmiecha i kręci przecząco głową.

- Oni się wycofali, bo każdy z nich ma jakieś „zawiasy”, czyli wyroki w zawieszeniu. Poza tym dziś nikt rozsądny nie bierze do roboty ludzi z półświatka. Bo można się wpakować w kłopoty. Półświatek reguluje długi między sobą, oni idą do ludzi, o których wiadomo, że prowadzą niejasne interesy, że są na bakier z prawem.

Swego czasu w branży krążyła anegdota o tym, jak pewnemu właścicielowi komisu, który robił ludzi w konia, dwóch mocnych ludzi z miasta wsadziło głowę do kipiącego na kuchence rosołu.

Za długi się w Polsce nie siedzi

Brzmi jak paradoks, ale w czasie kryzysu firmy bardzo uważnie pilnują swoich płatności. Są też ostrożniejsze, nie robią interesów „na gębę”.

- Wszyscy trąbią o krachu, o kryzysie, więc przedsiębiorcy zabezpieczają się jak mogą – opowiada pan Jerzy. – Nie dają towaru na przedłużony termin płatności, same regulują swoje długi, żeby nie mieć kłopotów. Można powiedzieć, że kryzys wymusił etykę. No, ale nie na wszystkich, boby mi interes padł...

Czy zdarzyło mu się nie przyjąć zlecenia? Bardzo często.

- Są pewne firmy czy nazwiska, do których nie pojedzie nikt z naszej branży, bo nie ma po co. Gdy widzę, że ktoś chce ścigać faceta, który ma już na głowie czterdzieści nakazów płatniczych i nic sobie z tego nie robi, bo ma wszystko przepisane na babcię, to odpuszczam. Jakiś czas temu przyszły do mnie dwie emerytki, które rąbnął pewien dealer samochodów. Brał zaliczki, wiedząc, że nie sprzeda im samochodów.

- I co? Puszcza te pieniądze na Karaibach?

- A skąd! Żyje sobie spokojnie. Ma willę, tyle że zapisaną na kogoś innego.

- To w Polsce się nie idzie za długi do więzienia? – dopytuję.

- Oczywiście, że nie! Nie wiedział pan tego?

A w zarządzie Józek!

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, jak powstają długi? Bo zależy jakie. Może być np. dług zamierzony. Ktoś pożycza, gdyż chce oszukać. Wie, że nie odda - taki sposób na życie.

- Facet zakłada spółkę z o.o., zostaje jej właścicielem. Naciąga dziesięć firm na dwadzieścia tysięcy każdą, obiecując złote góry. No i już ma dwieście tysięcy. Po czym zwija interes. Załóżmy, że pan jest jednym z naciągniętych. Pozywa pan taką spółkę, a to kosztuje. Trzeba zapłacić w sądzie pięć procent wartości sporu, trzeba wynająć adwokata, uzyskać od komornika nakaz zapłaty. Rok z grzywki... I jak nie ma z czego ściągnąć, to po tym roku można przełożyć odpowiedzialność na zarząd spółki. Kolejna sprawa, kolejne koszty, kolejny rok. A potem się okazuje, że w zarządzie słup.

- Kim jest słup?

- Józkiem z dworca, który dostał na piwo i miał dzięki temu tydzień ostrej jazdy. Jeśli się złodziej dobrze zabezpieczył, nie ma na niego bata.

Pan Jerzy ma swoją teorię co do tego, kiedy ludzie przestają oddawać dług.

- Zaobserwowałem, że kwoty do dwudziestu, trzydziestu tysięcy właściciele firm reguluą bez problemu. Przy stu tysiącach jest już problem. A dwustu tysięcy się po prostu nie oddaje. I już.

„I już” oznacza wizytę pana Jerzego lub któregoś z jego pracowników. Czy ubierają się w jakiś szczególny sposób? Mają swoje triki, sztuczki?

- Na rozmowę z prezesem poważnej firmy wkładam garnitur. Na inne rozmowy jadę w sweterku. Rozmawiam tak jak z panem, z uśmiechem na twarzy. Proszę mi wierzyć, nie trzeba nikogo straszyć, czasem wystarczy rozmowa przez telefon. Dłużnik musi mieć świadomość, że nikt nie odpuści mu pieniędzy.

Najtańsza forma kredytu

- Czy oglądał pan głośny film „Komornik”? – pytam mojego rozmówcę.

- Nie.

- A „Dług”? – dopytuję.

- Tak. Ale to ma mało wspólnego z naszą pracą. Ja jestem stanowczy na inny sposób. Ta stanowczość przejawia się na przykład w prośbie: skoro nie ma pan jak oddać, to niech pan wskaże swoich dłużników, ściągnę z nich dług, którym będzie pan mógł uregulować swój. I często ze ściganego dłużnik staje się kolejnym klientem firmy.

- A czy warto dług spłacać kolejnym długiem? Na przykład kredytem?

- Broń Panie Boże od takiego rozwiązania!!! – przestrzega Jerzy Serafin. – Nie ma niczego gorszego!

Zazwyczaj ludzie nie oddają, bo albo nie mają, albo oddać nie chcą. Albo...

- Traktują swój dług jako najtańszą formę kredytu. Jeśli ma pan co miesiąc do uregulowania należności na milion złotych i nie spłaca ich pan z założenia przez 30 dni, co jest granicą przyzwoitości, to przez rok ten milion wypracuje dla pana piętnaście, a nawet trzydzieści procent. Nie trzeba łazić po bankach, prosić się, wypełniać papierów.

- Czy dłużnicy próbują brać egzekutorów na litość?

- Teraz jest bardziej moda na kryzys – mówi pan Jerzy. - Każdy tłumaczy się kryzysem. Chociaż czasem zdarzało nam się litować nad ludźmi. Kiedyś wysłałem pracownika gdzieś pod Kluczbork. On dzwoni z komórki i mówi: szefie, tutaj bida z nędzą, głód...

Są ludzie, którzy nie płacą, bo nie lubią tych, od których pożyczyli pieniądze. Albo nie lubią, kiedy się na nich krzyczy.

- To bardzo częsta reakcja – tłumaczy Jerzy Serafin. - Ktoś czeka na swoje pieniądze pół roku, dzwoni do dłużnika i zaczyna rozmowę od bluzgów: ty złodzieju, i tak dalej... No i ten drugi zacina się. Nie oddam, bo nie. Wtedy wystarczy moje pośrednictwo, nawet przez telefon. O, proszę, przykład z ostatniego tygodnia: ktoś był komuś dłużny dwanaście tysięcy. Zadzwoniłem, grzecznie pogadałem i dług został spłacony.

Udręka długu

- Pan Jerzy zatrudnia w swojej firmie wyłącznie mundurowych: z wojska lub z policji. Podobno ma to duże znaczenie.

- Sam jestem emerytowanym policjantem. Dziewięć lat w przestępstwach gospodarczych i dziesięć w kryminalnej. Mundurowi mają po prostu doświadczenie z różnymi ludźmi, potrafią rozmawiać i nie stresują ich nieprzewidziane sytuacje.

Na przykład takie: Kiedyś jeden z szefów spółki, z której ściągano dług, popełnił samobójstwo. To był na wskroś uczciwy człowiek, jeden z takich, którzy nie potrafią poradzić sobie ze świadomością, że są winni komuś pieniądze. Ponaglenia i telefony są dla nich udręką, poniżeniem, stresem nie do udźwignięcia.

- Najciekawsze, że ta jego firma miała według mnie bardzo duże szanse na wyjście z długu – mówi pan Jerzy.

Ludzi rujnuje też wiara we własne szczęście biznesowe i nieumiejętność przestawienia interesu na nowe tory.

Jerzy Serafin: - Znam człowieka, który w szczęce handlował drobną konfekcją. Szło mu znakomicie: willa, samochody, wczasy w tropikach. Myślał, że tak będzie zawsze, i nie zauważył, że obok powstały hipermarkety, które go wykończyły. No i jest biedakiem.

Jakaś ważna refleksja w roli kropki nad „i”? Pan Jerzy nawet się nie zastanawia.

- Niech pan napisze, że u Polaków z uczciwością wcale nie jest najgorzej. Wiem, co mówię, bo działałem trochę w Niemczech. Tam ludzi się roluje bardziej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska