Dr Kazimierz Szczygielski, w 1998 poseł na Sejm:
(fot. fot. Witold Chojnacki)
W czasie majowego spotkania w wypełnionym po brzegi opolskim amfiteatrze pojawił się pomysł, aby premierowi Buzkowi wręczyć symboliczny klucz do województwa opolskiego. Rekwizyt, przygotowany przez Cech Rzemiosł Różnych, miała początkowo przekazać senator Dorota Simonides. Potem uznano, że posłowie są bliżej rządu - i padło na mnie.
Jerzy Buzek miał zostać uhonorowany w Warszawie. Warunek był jeden: premier otrzyma klucz wyłącznie wtedy, jeśli poprze utrzymanie województwa opolskiego. Opolanie obecni na wiecu w amfiteatrze wyraźnie mnie do tego zobowiązali. Niestety, premier zagłosował przeciw. Trudno mu się zresztą dziwić, bo nie ma zwyczaju, by szef rady ministrów głosował inaczej, niż wnioskował jego rząd.
Ale skoro tak postąpił, nie wręczyłem mu tego klucza. Przechowuję go do dziś jako cenną pamiątkę. Ma on w moim domu honorowe miejsce.
Prof. Dorota Simonides, w 1998 roku senator RP
(fot. fot. Sebastian Stemplewski)
onieważ wiedziałam, że 2 kwietnia 1998 roku Opolanie przyjadą do gmachu Sejmu, zaprosiłam senatorów i posłów z różnych partii, by obok straży marszałkowskiej czekali na naszą delegację.
Kiedy nasi przedstawiciele weszli do budynku, dziewczyny w strojach śląskich wręczyły parlamentarzystom kołacz, tulipany i przepiękne opolskie kroszonki. Stojący obok mnie poseł był absolutnie zaskoczony. Powiedział mi wprost, że spodziewał się raczej, że go obrzucą jajkami, a nie przyniosą mu tak piękne jajka w prezencie. Odpowiedziałam mu, że nasza opolska odrębność nawet jajkami się wyraża.
Ten gest Opolan odbił się w Sejmie głośnym echem. Posłowie, którzy dostali śląski kołacz, dzielili się nim ze swoimi kolegami. Bardzo wielu parlamentarzystów prosiło mnie o przywiezienie do Warszawy kroszonek. Sporo ich wtedy rozdałam. Jestem przekonana, że sympatyczny gest Opolan bardzo nam pomógł podczas głosowania za utrzymaniem województwa. Nawet Ludwik Dorn nas poparł, choć długo był przeciw.
Henryk Kroll, w 1998 poseł Mniejszości Niemieckiej
(fot. fot. Paweł Stauffer)
czasu walki o obronę województwa opolskiego najbardziej pamiętam swoje wystąpienie przed wielotysięczną widownią w amfiteatrze w Opolu. Zapadło mi ono w pamięć nie tylko dlatego, że było to prawdopodobnie moje jedyne publiczne wystąpienie w stolicy województwa poza środowiskiem mniejszości i różnymi kameralnymi spotkaniami.
Zapytałem wtedy publiczność, czy my, Niemcy, mamy z tego regionu wyjechać, żeby mógł on zostać. Odpowiedziało mi zdecydowane, głośne "nie!". A potem publiczność zgotowała mi wielki aplauz. I moje słowa, i mniejszość niemiecką w ogóle przyjęto wtedy tak dobrze, że uwierzyłem, że na Opolszczyźnie naprawdę dokonał się cud pojednania. Takiej aprobaty nie przeżyłem nigdy wcześniej, a i później różnie z tym bywało. Ale wówczas zrobiło to na mnie wielkie wrażenie.
Wiem, że tak ogromnym tłumem nie da się sterować, że ta akceptacja była wtedy autentyczna. Dzięki niej lepiej zrozumiałem, że nasza Opolszczyzna jest nie tylko piękna, mała i czysta, ale jest naprawdę inna od pozostałych województw.
Przekonałem się też wtedy, że istnienie mniejszości niemieckiej jest ważnym argumentem za utrzymaniem regionu. To było bardzo istotne doświadczenie, że Opolan łączy coś większego i ważniejszego niż jakiekolwiek podziały i tym czymś jest właśnie ich wspólny region.
Ryszard Zembaczyński, w 1998 roku wojewoda opolski
(fot. fot. Sławomir Mielnik)
iedy staraliśmy się wszyscy o zachowanie naszego województwa, odbyłem kilkanaście, a może kilkadziesiąt rozmów z różnymi osobami z kręgu władz w Warszawie. Wszyscy byli wtedy nastawieni na nie i wszystkich trzeba było przekonywać. Jedną z osób, do których się wtedy wybrałem, był Donald Tusk. Obecny premier wówczas stał na czele Senatu. Rozmowę ze mną rozpoczął od deklaracji, że popiera podział Polski na 8 do 10 regionów. Ale zgodził się o tym podyskutować. Przed wyjazdem "uzbroiłem się" w kilkanaście raportów pokazujących nasze ekonomiczne atuty, wewnętrzną spójność i specyfikę województwa opolskiego.
Naturalnie, opowiadałem panu Tuskowi także o inicjatywach społecznych, o zbieraniu w różnych środowiskach podpisów w obronie województwa. Starałem się jednak, żeby argumenty emocjonalne nie wzięły góry nad racjonalnym uzasadnieniem naszego istnienia. Pod koniec rozmowy podjąłem wreszcie temat złożonej opolskiej tożsamości. I Tusk - jako człowiek z Pomorza - docenił te argumenty. To one go przekonały. Obiecał mi wtedy, że gdy będzie się decydowała sprawa Opolszczyzny, nie będzie przeciwko nam. Dotrzymał słowa.