Tak się wzruszam, tak przeżywam!

Redakcja
Nasza olimpijkaBożena Bąk, z domu Siemieniec, urodzona w 1966 roku w Głubczycach. Reprezentantka miejscowego LKS Technik. Jedenastokrotna mistrzyni Polski w grze podwójnej i pojedynczej. Sześciokrotna wicemistrzyni Polski w grze pojedynczej, podwójnej i mieszanej. Trzykrotna medalistka Grand Prix Europy. Reprezentantka w singlu i deblu w badmintona na igrzyskach w Barcelonie w 1992 r. Mąż (badmintonista), córki: 8-letnia Adrianna i 14-letnia Kamila (w koszykarskiej reprezentacji kadetek województwa opolskiego). Aktualnie wraz z mężem prowadzą kwiaciarnię w Strzelcach Opolskich.
Nasza olimpijkaBożena Bąk, z domu Siemieniec, urodzona w 1966 roku w Głubczycach. Reprezentantka miejscowego LKS Technik. Jedenastokrotna mistrzyni Polski w grze podwójnej i pojedynczej. Sześciokrotna wicemistrzyni Polski w grze pojedynczej, podwójnej i mieszanej. Trzykrotna medalistka Grand Prix Europy. Reprezentantka w singlu i deblu w badmintona na igrzyskach w Barcelonie w 1992 r. Mąż (badmintonista), córki: 8-letnia Adrianna i 14-letnia Kamila (w koszykarskiej reprezentacji kadetek województwa opolskiego). Aktualnie wraz z mężem prowadzą kwiaciarnię w Strzelcach Opolskich.
O stroju na szóstkę, wspaniałym jedzeniu i rekordach Guinnessa z badmintonistką Bożeną Bąk ze Strzelec Opolskich, olimpijką z Barcelony z 1992 roku, rozmawia Agnieszka Wawer-Krajewska

- Który moment igrzysk najbardziej zapada w pamięć?
- Wejście na stadion w dniu otwarcia. Przeogromne trybuny, huk tłumu, spotkanie z najwspanialszymi sportowcami świata. Nie zapomnę tego do końca życia. Szykowaliśmy się do wyjścia kilka godzin. Przemaszerowaliśmy blisko trybun, na których siedzieli król i królowa Hiszpanii.
- W Barcelonie po raz pierwszy sportowcy mogli oglądać zapalenie znicza olimpijskiego stojąc na płycie stadionu.
- Tak. Pamiętam, jak sportowiec z pochodnią przebiegł przez szpaler między nami. Ale jak będzie zapalany znicz, oczywiście, nie wiedzieliśmy. Wszyscy byli niezwykle ciekawi, bo na wieżę nie prowadziły schody. Tymczasem osoba z pochodnią podbiegła do łucznika, który, pamiętam, trochę utykał. W jednym momencie stadion zamilkł. Buzie nam się pootwierały. A co będzie, jeśli nie trafi? Oczywiście, strzała z ogniem olimpijskim doleciała na szczyt znicza i rozbłysnął ogień. To był szał radości. Rozświetliły się także trybuny, bo każdy widz przed wejściem dostał fosforyzujące pałeczki. Później się dowiedzieliśmy, że łucznik zrobił około stu prób i tylko dwie były nieudane.
- Wtedy też nad olimpijczykami rozwinięto przeogromną flagę z pięcioma kołami.
- Ważyła 700 ton i zakryła całą płytę stadionu. Przez kilka minut byliśmy nią przykryci. Ten wyczyn trafił do księgi rekordów Guinnessa. Ale samo otwarcie oglądaliśmy już na telebimach za kulisami.
- Á propos kulisów. Co olimpijczycy jedzą na igrzyskach?
- Potrawy kuchni z całego świata. W wiosce olimpijskiej była duża stołówka, zresztą także i ona trafiła do Księgi Rekordów Guinessa, bo mogło się w niej w jednym czasie wyżywić 3 500 tys. osób, w której były stoiska z potrawami z krajów wielu kontynentów. Można było przychodzić tam cały dzień i podjadać, co tylko się chciało. Oczywiście, wszystko za darmo. Tak dobrze, jak na igrzyskach, nie jadłam chyba nigdy w życiu.
- Czas wolny spędzaliście...
- Nie było go wiele. Ale udało się nam trochę zwiedzić miasto. Wioska miała plażę zarezerwowaną tylko dla sportowców, więc osoby, które były już po zawodach, mogły wygrzewać się na słońcu.
- Na zdjęciach z Barcelony widać, że jesteście poubierani nieoficjalnie. Teraz na każdy dzień olimpijczycy mają wyznaczone kadrowe stroje.
- Wtedy nie było takich wymogów. Dostaliśmy na wyjazd dwie koszulki, komplet safari i stroje wyjściowe. Á propos - właśnie za nie zajęliśmy szóste miejsce w konkursie na najładniej ubraną reprezentację.
- Igrzyska w Barcelonie przebiegały w niezwykle spokojnej atmosferze. Mówi się, że to jedne z najpiękniejszych igrzysk w całej historii, bo nikt ich nie bojkotował, nie było aktów agresji, jak chociażby cztery lata później wybuch bomby w restauracji w Atlancie.
- Atmosfera rzeczywiście była bardzo przyjazna, choć o bezpieczeństwo bardzo dbano. Wioska olimpijska była strzeżona przez uzbrojonych w karabiny policjantów. Nosiliśmy też magnetyczne identyfikatory.
- Jedyny skandal dotyczył trzech medalistów w konkursie pchnięcia kulą. Okazało się, że brali sterydy. Czy często kontrolowali was na obecność środków dopingujących?
- Tak. Przed zawodami, ale także w czasie treningów. Świadomie oczywiście nie braliśmy, choć ktoś mógł nam coś dosypać do jedzenia. Nie piliśmy kawy, bo kofeina była na liście substancji zakazanych. Badminton jest zresztą jednym z najczystszych sportów.
- Czy spotkała pani na ulicach jakichś słynnych sportowców?
- Natknęliśmy się na przykład na Steffi Graf, ale przyznam, że była bardzo niesympatyczna. Po części to zrozumiałe. Chyba miała dość, bo każdy biegł do niej po autograf. Widzieliśmy się z Borisem Beckerem, Marlene Otey. Ale spotkanie z polskimi sławami było dla mnie równie ważne. Każdego medalistę po zawodach witaliśmy bardzo gorąco. Ucierpiały na tym prześcieradła, z których robiliśmy transparenty na ich cześć.
- Wspomnienia niezapomniane...
- Nie wywalczyłam wtedy wiele, ale z perspektywy czasu widzę, że samo dostanie się do kadry olimpijskiej jest ogromnym sukcesem. A przecież nawet nie myślałam o wyjeździe na igrzyska. Wręcz przeciwnie. Miałam kończyć karierę.
- Tak?!
- Pod koniec lat 80. lekarze stwierdzili u mnie wadę serca. Nie podbili mi tym samym książeczki zdrowia. Jeden z nich tylko zasugerował, że wada może się cofnąć po ciąży. Córkę Kamilę urodziłam w sierpniu
1990 r. i, faktycznie, po chorobie serca nie pozostało śladu. W styczniu 1991 przyszła wiadomość z Warszawy, że mam szansę na wyjazd do Barcelony.
- Nie miała pani wiele czasu na treningi.
- Pierwsze dwa miesiące razem z mężem ćwiczyliśmy w starej nieogrzewanej sali gimnastycznej w Strzelcach. Usypiałam kilkumiesięczną córeczkę na materacach i graliśmy. Kolejne 18 miesięcy przebiegło pod znakiem treningów i wyjazdów. Dużo zawdzięczam mężowi, zresztą świetnemu badmintoniście, który zwolnił się wtedy z pracy, by przez 18 miesięcy opiekować się dzieckiem.
- I udało się, znalazła się pani w kadrze olimpijskiej.
- Tak. Teraz nie mogę powstrzymać łez, jak tylko widzę studio olimpijskie albo słyszę piosenkę "Do przodu Polsko!". Tak się wzruszam!
- Dziękuję za rozmowę.
* * *

Za tydzień rozmawiamy z olimpijczykiem z Atlanty, Krzysztofem Mehlichem ze Strzelec Opolskich. Opowie o kawie z Robertem Korzeniowskim w restauracji, w której wybuchła bomba i kołowaniu nad lotniskiem.

Nasza olimpijka
Bożena Bąk, z domu Siemieniec, urodzona w 1966 roku w Głubczycach. Reprezentantka miejscowego LKS Technik. Jedenastokrotna mistrzyni Polski w grze podwójnej i pojedynczej. Sześciokrotna wicemistrzyni Polski w grze pojedynczej, podwójnej i mieszanej. Trzykrotna medalistka Grand Prix Europy. Reprezentantka w singlu i deblu w badmintona na igrzyskach w Barcelonie w 1992 r.
Mąż (badmintonista), córki: 8-letnia Adrianna i 14-letnia Kamila (w koszykarskiej reprezentacji kadetek województwa opolskiego). Aktualnie wraz z mężem prowadzą kwiaciarnię w Strzelcach Opolskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska