Tak sowieci walczyli z Kościołem na Śląsku

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Ksiądz Karol Lange ze Strzelec Opolskich wśród członkiń Kongregacji Mariańskiej. Nie miał zegarka, więc Sowieci zakłuli go bagnetami.
Ksiądz Karol Lange ze Strzelec Opolskich wśród członkiń Kongregacji Mariańskiej. Nie miał zegarka, więc Sowieci zakłuli go bagnetami. fot. Ze zbiorów Karola Mutza
W Boguszycach sowiecki żołnierz po zastrzeleniu proboszcza jeździł po wsi bryczką ubrany w ornat. Krzyczał: Boga nie ma!

Zamordowanego proboszcza, ks. Franciszka Walloschka, nie uratowało nawet to, że potrafił się dogadać po rosyjsku z żołnierzami, którzy zakwaterowali się na probostwie.

28 stycznia 1945 został zabrany przez radzieckich żołnierzy na podwórko jednego z gospodarstw i - wraz z grupą miejscowych mężczyzn - zabity strzałem w tył głowy.

Przed egzekucją Sowieci zdarli z niego sutannę. Plebanię splądrowali i spalili. Los proboszcza nie różnił się od losu jego parafian.

W Boguszycach zamordowano podczas przejścia frontu ponad 300 cywilów. Być może była to zemsta za twardy opór Volkssturmu, a może rozpasanie karnej kompanii kryminalistów, która wkroczyła do wioski.

Trup bronił dziewczyn

Boguszyce nie były wyjątkiem. Kiedy żołnierze sowieccy przekroczyli granicę Rzeszy, pozwolono im mścić się na Niemcach. Ochoczo więc "wyzwalali" kobiety z czci, mężczyzn z życia, a wszystkich z dobytku.

- Wrocławski biskup, kardynał Bertram, zostawił wikarym wolną rękę, ale proboszczom nakazał, by pozostali przy swoich wiernych - mówi ks. dr Andrzej Hanich. - Zdecydowana większość kapłanów posłuchała biskupa. Jeśli mieszkańcy wsi uciekali przed frontem, ksiądz szedł z nimi na tułaczkę. Jeśli zostawali, on też zostawał. Często więc z nimi ginął.
Podczas przejścia frontu życie oddało 32 księży diecezjalnych (tylko 9 z nich nie mówiło po polsku), 12 zakonników i jeden pastor ewangelicki, ks. Guenter Brun z Ozimka. Nie lepszy był los sióstr zakonnych. Żołnierze Armii Czerwonej zabili ich na Śląsku Opolskim osiemdziesiąt. Zgwałcili kilkaset.

.W wielu parafiach księża stawali w obronie gwałconych kobiet. Zwykle płacili za to życiem. W Gogolinie zabito z tego powodu proboszcza, ks. Józefa Bieniosska, i wikarego, ks. Eryka Schewiora. Na plebanii ukrył kobiety ks. Robert Gerlich z Kup i zginął w ich obronie.

Ksiądz Karol Lange ze Strzelec Opolskich ukrył kobiety w krypcie parafialnego kościoła św. Wawrzyńca. Kiedy 24 stycznia 1945 roku Sowieci weszli na plebanię, zażądali od wszystkich obecnych zegarków. Nikt ich już nie miał. Zrabował je wcześniejszy oddział Krasnoj Armii.

W odwecie Rosjanie zabrali proboszcza i wikarego. Ten drugi przypomniał sobie po drodze, że w pokoju ma budzik, i wrócił po niego. Żołnierze nie czekali. Zaprowadzili proboszcza pod kościół i zakłuli go bagnetami.

Kiedy parafianie znaleźli ciało ks. Langego, ubrali je w liturgiczne szaty jak do pogrzebu i położyli na marach wewnątrz świątyni. Leżało tam osiem dni. Żołnierze wchodzący do kościoła na widok trupa, rezygnowali z przeszukiwania i plądrowania. Dali też spokój ukrywającym się w krypcie dziewczynom. Księdza pochowano bez trumny, bo w warunkach frontowych nie miał jej kto zrobić, obok kościelnej zakrystii.

Nie masz wódki, giń

Mordowanie duchownych często łączyło się z grabieżą. Proboszcz z Kielczy, ks. Józef Schroda, zginął, bo miał na zębach kilka złotych koronek. Kiedy zauważył je radziecki oficer, włożył mu do ust lufę pistoletu i pociągnął za spust. Księdza w Byczynie czerwonoarmista zastrzelił, kiedy odkrył na plebanii telefon. Wnioskował prosto: Kto ma telefon, jest niemieckim szpiegiem.

Dobrym powodem, by zabić "czarnego diabła", jak nazywali księży Sowieci, był alkohol, a właściwie jego brak. Zwykle już podpici domagali się kolejnych butelek. Tak było m.in. w Groszowicach, gdzie żołnierze wypili cały zapas wina mszalnego. W czasie pijackiej burdy zażądali więcej od emerytowanego proboszcza, ks. Franciszka Rudzkiego. Ponieważ nie spełnił ich żądań, zabili go, a dom, w którym mieszkał, podpalili.

Nie zabrakło wina na plebanii w Otmęcie, ale tam Sowieci uparli się, że chcą wódki. Na nic zdało się tłumaczenie ks. Huberta Demczaka, że wódki nie ma, bo jej nie pije. Radziecki oficer przyłożył mu do brzucha pistolet i ciężko ranił. Wracał potem jeszcze dwukrotnie, oddając kolejne strzały. Ksiądz skonał po kilku godzinach straszliwych męczarni.

A Rosjanie zabijali dalej - chorą gospodynię proboszcza i pięć zakonnic, franciszkanek wiedeńskich szukających na plebanii schronienia. Probostwo splądrowano.

Dobrowolnie poszedł na śmierć z mężczyznami ze swojej parafii ks. Alojzy Zug, administrator parafii Rogów Opolski. Dołączył do 33 "łodziorzy", czyli marynarzy barek odrzańskich. Aresztowano ich, bo nosili mundury i podobne do wojskowych czapki. Ksiądz miał nadzieję, że uda mu się ułagodzić Rosjan. Tymczasem, kiedy zaczęto przesłuchiwać więźniów, Niemcy w okolicach Rogowa przeprowadzili kontratak. Na przesłuchania nie było już czasu. "Łodziorzy" i księdza rozstrzelano.

Zakonnik tylko w bieliźnie

Anna Sonsalla (s. Herais) ze zgromadzenia sióstr franciszkanek szpitalnych spłonęła żywcem wraz ze swymi podopiecznymi z domu starców w Pokoju.
(fot. fot. Ze zbiorów ks. Andrzeja Hanicha)

Najliczniejszą grupę wśród zamordowanych zakonników stanowili franciszkanie. Dwóch ojców z klasztoru w Prudniku-Lesie kule dosięgły podczas ucieczki przed Rosjanami atakującymi niemieckie pozycje.

W innej franciszkańskiej placówce, w Nysie, zostało trzech ojców i ośmiu braci. Nie chcieli opuszczać dużej grupy starych i chorych nysan, którzy szukali schronienia w piwnicach klasztornych. Sześciu nie przeżyło spotkania z Rosjanami.

Radzieccy żołnierze zmusili zakonników do zdjęcia habitów i poddania się rewizji osobistej. Ocaleli tylko ci, którzy pod habitem nosili wyłącznie bieliznę. Kto miał spodnie, został uznany za przebranego niemieckiego żołnierza i mordowany strzałem w potylicę.

Zabito w ten sposób o. Benona Sonsallę oraz braci: Gotfryda Boechnigha, Franciszka Kasperczyka, Wacława Fludera, Jana Froncka i Dionizego Wegnera. Kolejny franciszkanin, o. Bertrand Zimolong, zginął w Chróścicach zakłuty bagnetem, gdy stanął w obronie swojej bratowej.

Jeszcze gorzej przedstawiał się los sióstr zakonnych. Około 200 z nich zostało w samej Nysie, by nie zostawiać bez opieki 2 tysięcy ludzi starych i chorych, niezdolnych do ewakuacji.

Po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną przeszły one straszliwą gehennę. Były gwałcone wielokrotnie. Oficerowie i żołnierze ustawiali się w długich kolejkach do swoich ofiar. Kto się bronił, był zabijany lub biciem doprowadzany do stanu, w którym żadna obrona nie była już możliwa.

Nie oszczędzali nawet 80-latek

Najbardziej ucierpiały elżbietanki, bo też ich było w Nysie najwięcej. Zastrzelono lub zakatowano dwadzieścia siedem sióstr z tego zgromadzenia. Około 150 zgwałcono brutalnie i wielokrotnie. Nie oszczędzono nawet zakonnic mających 70 i 80 lat.

Nie lepiej traktowano siostry z innych zgromadzeń w innych miejscowościach. Zamordowano m.in. pięć boromeuszek - w Ujeździe, Jędrzejowie, Otmuchowie, Mochowie i Nowym Lesie.

Osiemnaście sióstr straciły służebniczki śląskie. Jedną z nich była Jadwiga Gonschior (s. Caritas), która w Raszowej koło Koźla oddała życie w obronie dziewczyny gonionej przez żołnierzy. Siostra otwarła uciekającej drzwi klasztoru i zdążyła je zatrzasnąć przed napastnikami. Ci, nie mogąc otworzyć, oddali serię z pepeszy i śmiertelnie ranili zakonnicę.

W Pokoju spłonęła żywcem Anna Sonsalla (s. Herais), franciszkanka szpitalna. W obawie przed nadciągającym frontem przeniosła swoich podopiecznych z domu starców do drewnianej stodoły w lesie. Zaufani ludzie dostarczali im jedzenie.

Wszystko było dobrze do chwili, gdy na samotny budynek natknęli się czerwonoarmiści przeczesujący lasy po zajęciu Pokoju. Oblali ściany benzyną i nikomu nie pozwolili wydostać się z pożaru.

- Czasem powodem takich zachowań żołnierzy radzieckich była nienawiść do Boga, Kościoła i osób duchownych - mówi ks. dr Hanich. - Czasem chęć zemsty na Niemcach za wywołanie wojny i ich zbrodnie popełnione na wschodzie. Podczas pielgrzymki do Polski w 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował 108 męczenników nazizmu. Myślę, że doczekamy się także beatyfikacji ofiar komunizmu. Zbieranie dokumentacji do procesu beatyfikacyjnego już się rozpoczęło.

Podczas pisania tekstu korzystałem z najnowszej książki ks. dra Andrzeja Hanicha: Czas przełomu. Kościół katolicki na Śląsku Opolskim w latach 1945-1946.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska