Tatiana Okupnik: W rozkroku między Londynem a Polską

Archiwum artystki
Tatiana Okupnik
Tatiana Okupnik Archiwum artystki
Rozmowa z Tatianą Okupnik, piosenkarką, byłą wokalistką zespołu Blue Cafe.

- Cytując klasyka: nie ma takiego miasta jak "Lądyn"! Jest Lądek, Lądek Zdrój. Gdzie się zapodziałaś?
- Właśnie w Londynie. Tym samym, który nie oczarował mnie wcześniej, gdy przyjeżdżałam na kilka dni, tak jak teraz, kiedy tu zamieszkałam. Chyba po prostu potrzebowałam ludzi, którzy go znają i wiedzą, co i gdzie pokazywać.

>- Nauczyłaś się już pijać popołudniowe herbatki?
- Nie pijam herbatki w ogóle (śmiech). Kawy też nie. Ale typowo tutejszej kuchni już spróbowałam. Byłam na angielskich Fish&Chips, czyli smażonej i panierowanej rybie z frytkami. Mimo legendy okropnego jedzenia, bo taka się za tym daniem ciągnie, uważam, że wcale nie jest złe. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie je kupować.

- Kiedy postanowiłaś wyjechać z Polski?
- Po pierwsze: nadal jestem w rozkroku między Londynem a Polską. Zbyt wiele mnie łączy z krajem, by tak po prostu się przenieść. A pomysł wyszedł przypadkiem. Mój obecny menedżer Dave Fowler dowiedział się od wspólnych znajomych, że chciałabym spróbować występów za granicą. Postanowił więc przylecieć do Polski, żeby usłyszeć mnie na żywo. Niezobowiązująco. Trafił na koncert na dniach Jasła, podczas których strasznie lało. Bałam się, że ludzie nie przyjdą albo, że będą się słabo bawić. Tymczasem dopisało wszystko poza pogodą. Dave na koniec koncertu po łydki zapadł się w błocie, bo pomagał wypychać z niego nasz samochód… Myślałam, że się zniechęcił. Okazało się, że przeciwnie. Spodobało mu się tak bardzo, że postanowił zająć się mną kompleksowo.

- I zabrać cię do Londynu?
- Uznał, że jeśli coś mam tam zdziałać, to warto być w mieście. Bliżej producenta, muzyków, bliżej miejsc, gdzie miałabym nagrywać, występować.

- Niedługo wydajesz płytę. Łatwiej ją wydać właśnie tam?
- To się okaże. Premiera singla "Spider Web" odbędzie się 11 kwietnia. Jak spora część projektów tu powstających, będzie mieć w zasadzie premierę międzynarodową. Ale wiem, że zanim cokolwiek większego zacznie się dziać, musi upłynąć czas. Nie mam kompleksów i nie boję się. Gdybym się bała, nie trafiłabym tu. Tymczasem jestem już prawie dwa lata i pracuję nad płytą.

- Choć odrobinę tremy masz?
- Oczywiście. Najbardziej się boję czegoś niezależnego ode mnie - że wysiądą odsłuchy, mikrofon. Ale nawet w takim momencie da się wybrnąć z sytuacji dzięki dobremu humorowi.

- Wyniosłaś się z Polski podobno z powodu "niskich standardów miejscowego show-biznesu"?
- To nie jest moja wypowiedź. Ktoś przekręcił to, co powiedziałam, a potem wielu innych to bezwiednie powtórzyło. Mówiłam, że gdybym została w Polsce, robiłabym swoje, tylko musiałabym iść na więcej kompromisów, bo jest mało miejsc, gdzie można się zaprezentować. Dla popu, który śpiewam, są tylko Opole i Sopot. A w nich albo konkurs, w którym nie zawsze chce się brać udział, albo udział w jakimś koncercie "ku pamięci" nie ze swoim repertuarem. Brakuje programów muzycznych, w których można się pokazać. W Wielkiej Brytanii jest na przykład Jools Holand Show, gdzie prezentowane są muzyczne nowości z każdej beczki - od śpiewanej poezji francuskiej po hip-hop i metal. U nas, żeby zaistnieć, muzycy gotują zupy, oprowadzają po swoich mieszkaniach albo zjeżdżają na nartach. Tylko tak mogą przemycić informację, że wydają właśnie płytę.

- Dlatego uciekłaś z Polski?
- Nie uciekłam. Bardzo chciałam wydać płytę w kraju, ale - mówiąc otwarcie - nikt nie był tym zainteresowany.

- Dlaczego?
- Pewnie z tego samego powodu, z którego nie wyszło mi w Polsce wydanie poprzedniego albumu. Przygotowując go w USA, nagrałam duet z Wycleafem Jeanem z zespołu Fugees. Wszystkie ścieżki wychodziłam sobie sama, poznałam go przez jego brata, muzyka. Kiedy rozmawiałam w Polsce o płycie, kończyło się na gratulacjach.

- A na ile twój wyjazd był spowodowany jakimś błędem w promowaniu cię tu w Polsce. Mam na myśli singiel sprzedawany z reklamowaną przez ciebie pastą do zębów.
- Nie zgadzam się, że to był błąd. Na całym świecie aktorzy czy wokaliści reklamują różne rzeczy. Ja nie mam nic przeciwko temu, by mnie kojarzyć z pięknym uśmiechem i zdrowymi zębami. Muzyka była tego częścią - w końcu śpiewam. Zresztą mój "pastowy" utwór był ciepło przyjmowany na koncertach. No a poza tym - to był jeden z projektów, które pozwoliły mi finansowo realizować swoje plany, również te związane z zagranicą. Na zachodzie artyści też reklamują kosmetyki.

- Albo występ w programach typu "Gwiazdy tańczą na lodzie", które prowadziłaś czy w "Tańcu z gwiazdami", do którego nie poszłaś, mimo wielu próśb.
- Nie poszłam, bo zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Za dużo jest rzeczy, które trzeba zrobić, by wziąć w nim udział. Od przeprowadzki do Warszawy po wielogodzinne próby. Jeżdżenie na łyżwach było bardziej kuszące. Tym bardziej, że łączyło się to z rolą konferansjerki, a tej chciałam spróbować. Podobało mi się. Ale kolejny raz już bym tego nie zrobiła. Nacieszyłam się i mam dość.

- Nie żałowałaś nigdy rozstania z Blue Cafe? Kapela za twoich czasów była jednym z ulubionych zespołów, Ty sama jedną najpopularniejszych wokalistek. Solowa kariera póki co nie przyniosła ci takiej sławy.
- Nie żałowałam i nie żałuję, bo cały czas mam przy sobie fanów, którzy lubią to, co robię na bieżąco i nie potrzebują kolorowej otoczki sławy. Bardzo sobie cenię czas spędzony w Blue Cafe. To była moja pierwsza szkoła życia. Raz lepsza, raz gorsza, o czym już wiele razy mówiłam. Ale na wszystko przychodzi pora. Zaczęły mi się rodzić w głowie inne pomysły, chciałam spróbować czegoś nowego. Uznałam, że nie ma sensu tkwić w zespole. Absolutnie nie żałuję tej decyzji. Tym bardziej, że będąc w grupie trzeba iść na kompromisy. W przypadku Blue Cafe z siedmioma osobami…

- … zwłaszcza z dominującą osobowością, jaką jest Paweł Rurak-Sokal.
- W ogóle w każdym zespole jest ciągłe przeciąganie liny. Trzeba albo przekonać innych do swojej wizji, albo dać się zdominować. W przypadku solowych projektów tylko my odpowiadamy za swoje decyzje. Jak nie wychodzi, to bardziej bolą pośladki.

- Jak się czujesz w roli debiutantki? W końcu znów zaczynasz, i to na obcym terenie.
- Bardzo dobrze. Adrenalina, kiedy wiesz, że ludzie cię nie znają, przychodząc na koncert, i oceniają tylko po tym, czy potrafisz czy nie, jest fantastyczna.

- Trzeba mieć duże pieniądze, żeby próbować swoich sił poza granicami?
- Przede wszystkim trzeba mieć za sobą ludzi. Gdyby nie Dave i budowana przez niego ekipa, nie byłoby tak dobrze, jak jest. To dzięki nim w studiu pojawiali się znakomici muzycy, którzy dawali się przekonać do projektu i czasem nawet nie chcieli za to pieniędzy. Współpracowaliśmy na zasadzie, że jak się uda, to potem pomyślimy. Ale pieniądze też oczywiście trzeba mieć. W moim przypadku to były oszczędności, chyba wszystkie (śmiech). Postawiłam na jedną kartę.

- Płyta ukazuje się 1 maja. Będzie też na rynku polskim?
- Nie wiem, bardzo bym chciała. Jeśli się nie uda, to marzyłaby mi się choćby trasa koncertowa zorganizowana na przykład w teatrach. Materiał z tego krążka świetnie się nadaje do takich sal - aranżacje są bogate, bardzo mięsiste. Jest w nim trochę jazzu, soulu i… twista a' la James Bond.

- Czego tobie, emigrantce, brakuje w Londynie?
- Chyba tylko moich kotów, a mam ich trzy. Mają już paszporty, nawet z miejscem na zdjęcie, przeszły kwarantannę i czekają pod opieką rodziny i znajomych, aż je zabiorę. Zrobię to za kilka tygodni, po pierwszych koncertach, bo mamy ich sporo. Nie chcę sprowadzać zwierzaków na obcy teren i od razy zostawiać je samym sobie.

- Skoro sprowadzasz koty, to znaczy, że zamierzasz zabawić w Londynie dłuższy czas.
- Ciągle jedna moja noga jest w Łodzi, ale żeby coś zrobić w Londynie, muszę w nim być. Czy to moje ostatnie miejsce w życiu - nie wiem. Od lat chciałabym zamieszkać w Szkocji…

- Paszporty kotom mogą się więc jeszcze przydać?
- Mogą…

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska