Teatr ma się w sobie

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Ewa Wyszomirska mówi, że od dziecka była "skazana na teatr". Niedawno obchodziła 35-lecie pracy scenicznej.

Tyle lat upłynęło od oficjalnego dorosłego debiutu, ale pierwszy raz aktorka pojawiła się na scenie znacznie wcześniej. Jako czteroletni brzdąc zagrała Nabuchodonozora w "Żabusi" Zapolskiej. Wychowywała się za kulisami i - jak mówi - zawsze kiedy w inscenizacji było potrzebne dziecko, to właśnie ją brano pod uwagę. Była dzieckiem aktorskiego małżeństwa - Marii i Bronisława Kassowskich - i wnuczką śpiewaczki operowej. Z takim zapleczem rodzinnym i stylem życia zaszczepionym od dzieciństwa Ewa Wyszomirska była "skazana na scenę". Rodzice uważali, że aktor powinien często zmieniać miejsce pracy. Rodzina żyła na walizkach. Ewa i jej siostra Teresa (Zielińska, suflerka w Teatrze Kochanowskiego - dop. red.) po szkole, niemal co rok innej, wracały do teatru i tam w garderobie odrabiały lekcje podczas wieczornego przedstawienia.
- Całe moje dzieciństwo upłynęło w teatrze. W domu mówiło się tylko o teatrze. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że można żyć poza teatrem. Nic innego mnie nie interesowało - przyznaje Ewa Wyszomirska.
Do szkoły teatralnej
się nie dostała, bo z powodu słabego wzroku i egzaminacyjnych emocji nie zauważyła swego nazwiska na liście zakwalifikowanych do następnego etapu egzaminu. Pojechała do domu i dopiero gdy ze szkoły zadzwonili do ojca, dowiedziała się, jak było naprawdę.
- W ten sposób coś mi przeszło koło nosa - mówi.
Dyplom aktorski uzyskała
parę lat później eksternistycznie. W 1968 roku związała się na stałe z Opolem. Przez 22 lata była aktorką Opolskiego Teatru Lalki i Aktora. Poszła tam za namową rodziców, przekonanych, że inaczej nie poradzi sobie, wychowując jednocześnie malutkiego synka. Nie żałowała tej decyzji. Uwielbia dzieci i granie dla nich sprawiało jej ogromną radość.
- Czułam się niesamowicie potrzebna - przyznaje.
Praca w "lalkach" dała też spełnienie zawodowe, wyrażone uznaniem krytyki i licznymi nagrodami.
- Zdobyłam tyle nagród, w tym dwie państwowe, że w końcu musiałam sobie powiedzieć, że już nic więcej na tej scenie nie osiągnę - wspomina.
Wtedy postanowiła przejść do "dramatu".
W Teatrze Kochanowskiego debiutowała rolą Walentyny w "Gwiazdach na porannym niebie" i do dziś wspomina ją jako jedną z najważniejszych w dorobku. Bardzo ceni pracę pod kierunkiem Marka Fiedora. W jego "Niewinnych" zagrała wbrew własnej otwartej i pogodnej naturze kobietę zamkniętą, "wycofaną do wewnątrz" i stało się to dla niej bardzo ważnym doświadczeniem. Jeszcze trudniejsze zadanie miała do wykonania w "Matce" Witkacego - tytułową rolę kreowała tam pod kierunkiem syna-reżysera, Bartłomieja Wyszomirskiego. Ten fakt czynił pracę nad rolą nie tylko wyzwaniem artystycznym, ale też bardzo osobistym. Artystka odkryła tu pełnię swych możliwości aktorskich. Potworowi z pierwszej części przedstawienia, mrożącego swą nienawiścią i pogardą wobec scenicznego syna, nadała w drugiej części wymiar tragiczny, prawdziwie ludzki, nie pozbawiony ciepła i wzruszenia. Na XXVI Opolskich Konfrontacjach Teatralnych aktorka otrzymała wyróżnienie za tę rolę, jedną z najbardziej przejmujących w swej karierze.
Ewa Wyszomirska ma wyjątkowy dar
budowania postaci z krwi i kości. W jej grze nie ma najmniejszego fałszu, co wynika z dogłębnej analizy psychologicznej i znakomitego warsztatu aktorskiego. Artystka sprawdza się w żywiole komediowym i dramatycznym. Obdarzona poczuciem humoru, doskonale radzi sobie z groteską. Na scenie nie miewa słabości. Wszystko, co robi, jest pewne, doskonale przemyślane, konsekwentne. Nawet gdy przedstawienie jest słabsze, warto chodzić "na Wyszomirską", bo ona nigdy nie zawodzi. Ostatnie jej osiągnięcia to wspaniała Murzawiecka w "Wilkach i owcach" i Eileen w "Kalece z Inishmaan". Za nie właśnie Ewa Wyszomirska odbierze z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru "Złotą Maskę", przyznaną przez marszałka województwa opolskiego.
Jej ojciec, nieżyjący już wspaniały Bronisław Kassowski, mawiał o aktorstwie, że nie polega ono na tym, że "jest się w teatrze", ale że "teatr ma się w sobie".
- To jest cała prawda - przyznaje Ewa Wyszomirska.
Potwierdza to każda jej rola.
Z teatrem związały się dzieci aktorki. Syn jest uznanym reżyserem, córka ma za sobą debiut scenograficzny. Nigdy nie kwestionowała ich wyborów.
- Teatr to cudowny magiczny świat
- mówi. - Jak miałabym mojemu dziecku powiedzieć: "nie rób tego". Jeśli ja jestem tu szczęśliwa, to dlaczego moje dziecko nie miałoby zaznać tego samego szczęścia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska