Telefon z kieszeni

Michał Wandrasz
Najnowsze potrafią przesłać krótki film, zastąpić radio, dyktafon i kamerę wideo.

Pierwsze przypominały cegły i ważyły po kilka kilo. Większość z nas nie wyobraża już sobie życia bez telefonu komórkowego, który wczoraj świętował 10 lat swojej obecności w Polsce. Dokładnie 18 czerwca 1992 roku uruchomiono pierwsze telefony sieci Centertel. Kosztowały horrendalne pieniądze, ważyły kilka kilogramów, a rozmowy - trzeszczące i szumiące - były tak drogie, że był to luksus dostępny naprawdę tylko dla zamożnych. A ponieważ fortuny rodziły się wówczas bardzo szybko i często w bardzo tajemniczych okolicznościach, prędko pojawiło się powiedzenie "fura, skóra i komóra" jednoznacznie opisujące przeciętnego posiadacza tego wynalazku.
Nawet administracja rządowa musiała poczekać, aż wyposażono ją w przenośne telefony. Choć ich przenoszenie wcale nie było sprawą łatwą.

- Miałem telefon bazowy - ze stacją ważącą chyba ze dwa kilo, taką potężną rączką i słuchawką na kabelku - wspomina były wojewoda Ryszard Zembaczyński. - Wydaje mi się, że miałem go od 1995 roku, tak więc wcale nie tak zaraz po pojawieniu się telefonów komórkowych w Polsce. Nigdy nie traktowałem go jak przedmiot do szpanowania, ale po prostu jako narzędzie pracy. Śmiesznie to wyglądało na naradach, bo za każdym wojewodą stała teczka, na której ustawiano tę maszynerię i wyglądaliśmy, jak jakiś sztab łączności.
Telefon wojewody Zembaczyńskiego odegrał strategiczną rolę podczas powodzi w 1997 roku. Gdy urząd wojewódzki został ewakuowany do siedziby Izby Rzemieślniczej przy ulicy Katowickiej, potężna "komóra" Motoroli była przez kilka dni jedynym działającym tam telefonem.
- Aparat miał fantastyczny zasięg i dzwonili na niego ludzie z całej Europy, dowiadując się o los swoich krewnych i znajomych, bo konsulaty i ambasady podały jego numer, jako kontaktowy z zalanym Opolem - opowiada były wojewoda. - Co ciekawe, aparat odbierał tylko wtedy, kiedy stał na szafie w jednym pokoi. Gdy się go przestawiło o kilka metrów, łączność zanikała.

- Było to duże, nieporęczne - i zapełniało spory kawałek torby - mówi o swojej pierwszej nokii poseł Jerzy Szteliga. - Rozmawiając przez niego, co chwilę wpadało się w jakieś dziury, gdzie nie było sieci, w słuchawce trzeszczało, ale szybko się okazało, że trudno bez tego pracować. Nigdy nie traktowałem "komórki", jak zabawki. Nie lubię telefonów z bajerami, dzwonków, obrazków i tym podobnych gadżetów. Nawet SMS-ów nie wysyłam, tylko dostaję je najczęściej od żony i syna. Ten pierwszy aparat, kupiony w 1994 roku, mam do dzisiaj. Trzymam go w "pudełku wspomnień", które stoi w moim pokoju obok książek.
Telefony komórkowe to obecnie nie tylko urządzenia służące do rozmawiania oraz wysyłania obrazków i tekstów, ale także przesyłania danych. Sieć komórkowa jest jedną z dróg przekazywania do sztabu w Urzędzie Wojewódzkim informacji o stanie wód na Odrze.
- W czterech stacjach na Odrze dokonywany jest automatyczny pomiar stanu wody, łączymy się z nimi za pomocą telefonii komórkowej, a potem ściągamy dane - wyjaśnia pułkownik Jan Burniak, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego, Ochrony Ludności i Spraw Obronnych Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Pierwsze "komórki" ważyły po trzy kilogramy i były wielkości torby. Współczesne są nie większe od zapalniczki i tyleż samo ważą. Trudno sobie wyobrazić, jak będą wyglądały aparaty telefoniczne za kolejnych dziesięć lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska