Telefony i głąby, czyli jak najlepiej kolorować

Radosław Święs
Różne są sposoby podchodzenia do egzaminów, ale zasada zawsze pozostaje ta sama - byle skutecznie.

Sesja to najlepszy czas, by wprowadzić w czyn najlepsze pomysły, które stają się później legendami i towarzyszą kolejnym pokoleniom.
Telefonik i żyłeczka
Na Politechnice Opolskiej klasyką jest egzamin z marketingu, przed którym studenci pojawiają się na uczelni o piątej czy szóstej nad ranem, zaopatrzeni w śpiwory i koce. Nie liczą się listy tworzone wielokrotnie wcześniej, tylko wywalczone, wysiedziane, wyspane miejsca w kolejce. Wszystko po to, by na sali usiąść jak najdalej od czujnego wzroku prowadzącego.
Od ostatniej sesji krążą legendy o studencie "telefonomaniaku". Egzamin zdał on dzięki... zestawowi głośno mówiącemu. Na nic się zdało, że przeprowadzający egzamin bardzo dokładnie pilnował, by nikt nie ściągał (kazał siedzieć z twarzą zwróconą ku tablicy, nie schylać się, przedłużającym pisanie darł kartki). Przyjaciele siedzący na korytarzu pomogli rozwiązać zadania. Podobno tylko prowadzący nie słyszał nadawania i odbioru informacji.
Mistrzowski numer zrobił rok, którego studenci do egzaminu "przygotowali się" wyjątkowo rzetelnie. W podłodze sali, w której odbywał się egzamin, na kilka dni przed nim wywiercili dziurę, przez którą na żyłce spuszczali później zadania. Piętro niżej czekał odbiorca, który przekazywał zadania ekspertowi, a ten rozwiązywał je na tablicy. Wokół siedziała cała grupa produkcyjna (podobno ok. 30 osób), spod piór której przepisane z tablicy gotowe zadania, drogą "żyłkową" wracały do góry. Egzamin poszedł oczywiści znakomicie.
Immunitet głąba
Poza zakrojonymi na szeroką, jak powyżej, skalę akcjami są też na politechnice subtelniejsze przypadki... Płeć piękna, korzystając ze swych uroków, nie raz wychodzi na prostą, nierzadko pomagając i całej grupie.
Jedna ze studentek przez cały semestr uchylała się od odpowiedzi na jednym z przedmiotów. Jak nie choroba, to inne niedyspozycje przeszkadzały jej w tym. Kiedy przyszło do zaliczenia, wykładowca chciał postawić na swoim: - Może w kofcu podejdzie pani do tablicy - zaproponował. Studentka, kompletnie nieprzygotowana, kolejny raz wywinęła się "gilotynie".
- Jeżeli przez cały semestr chronił mnie immunitet głąba, to czemu mamy nagle to zmieniać? - zapytała, rozbrajając wykładowcę.
Inna przedstawicielka płci słabszej wpadła szczególnie w oko prowadzącemu ćwiczenia przy komputerach. Widząc, że ma nad nim iście metafizyczną władzę, przygotowała zestaw pytań zaliczeniowych, które przed całą grupą przedstawiła prowadzącemu. Ten spojrzał na nie, przeanalizował i po chwili rozentuzjazmowany odparł:
- Dokładnie takie same pytania przygotowałem w domu. Cała grupa była oczywiście wykuta z "całości" materiału.
Światło ciągle się pali
Na uniwersytecie legend również bez liku. Politolodzy opowiadają, jak to na ostatniej sesji zdawali egzamin z polityki społecznej, podkreślając przy tym niesamowitą wręcz siłę i wytrwałość egzaminatora. Otóż egzamin ustny, który rozpoczynał się w godzinach przedpołudniowych, kończył się o trzeciej nad ranem. I tak przez dwa dni, a i to nie wystarczyło na odpytanie wszystkich. Łóżek polowych i śpiworów jednak nie widziano.
Studenci pedagogiki opisują natomiast inne wydarzenie, jak najbardziej pozytywne dla nich w skutkach. Pierwszy termin z psychologii klinicznej zdało około 30% roku. Tydzień później cały rok świętował już zaliczenie, ponieważ w jeden dzień odbyły się... trzy kolejne terminy.
Żal za to mają niektórzy po innym zaliczeniu. Pani prowadząca zgubiła wszystkie prace i choć zaliczenia wpisała, to z innymi ocenami od zdobywanych przez cały semestr. Twarz była podobno podstawowym kryterium.
Truskawki są,
tylko jogurtu brak
Na teologii krążą opowieści o kultowych wyrażeniach wykładowców. Bardzo się produkował jeden ze studentów, by dostać zaliczenie z teologii laikatu i apostolatu. Mówił dużo i obrazowo. Ksiądz nie dał się jednak zwieść i tak skwitował wywód: "To, co pan powiedział, jest jak jogurt z owocami. Owoce są, tylko jogurtu brak".
Podczas egzaminu z ogólnej metodologii nauk na zadane dość proste podobno pytanie student swą wiedzę wyraził... ciszą. Egzaminator nie wytrzymał w końcu i zapytał delikwenta: - Pan jest ze studiów dziennych? - Nie, z zaocznych. - A, to wszystko tłumaczy - skwitował.
Kto nie lubi kolorować?
Dla miłośników sztuki do najprzyjemniejszych należą egzaminy, podczas których oceniane są głównie: długość prac, staranność, wielość używanych przyborów do pisania - najlepiej z pełną gamą kolorów - a także doskonała przejrzystość. Gorzej jest jednak, bo i tak bywało, gdy prace, które 80 studentów pisało przez 1,5 godziny, zostają sprawdzone w... 2 godziny, a czasem i szybciej. Choć dla niektórych "loteria" niesie ze sobą fajne podarki.
Udanej sesji!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska