Ten obóz jest symbolem

Redakcja
Z dr. Edmundem Nowakiem, dyrektorem Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych, autorem książki "Cień Łambinowic", badaczem dziejów obozu, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Kiedy i dlaczego założono obóz powojenny w Łambinowicach?
- Obóz został założony w lipcu 1945 roku na mocy decyzji władz powiatu niemodlińskiego, które powoływały się na zarządzenie wojewody śląskiego Aleksandra Zawadzkiego nr 88 z 18 czerwca 1945 roku mówiące o zakładaniu obozów dla ludności uznanej za niemiecką i która ma być wysiedlona za linię Odry. Istniał do października 1946 i zalicza się go do obozów dłużej funkcjonujących na terenie Górnego Śląska. W decyzji o jego założeniu napisano, że powstaje on dla rozwiązania sytuacji osadnictwa (trzeba było zrobić miejsce dla repatriantów). Obóz miał też wymóc przyspieszenie weryfikacji ludności śląskiej jako Polaków. Weryfikację przeprowadzano nawet w obozie i na jej podstawie zwalniano całe rodziny do domu od października 1945. Wreszcie był to obóz izolacyjny dla osób podejrzanych o przynależność do organizacji prohitlerowskich, które miały w obozie oczekiwać na zastosowanie sankcji prokuratorskich na mocy dekretu z 31 sierpnia 1944 roku. Osób tych mogło być 250 do 300.

- Ile osób zamknięto w obozie, ile z nich zmarło?
- Do chwili obecnej funkcjonują w świadomości różne liczby. Przez blisko 50 lat obowiązywały liczby więźniów i ofiar podane w książce byłego lekarza obozowego Heinza Essera. Według sygnowanej jego nazwiskiem broszury, w obozie osadzono 8 tys. osób, z czego 6,5 tys. zmarło. Oznaczałoby to ponadosiemdziesięcioprocentową śmiertelność, większą niż w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Liczba ta nie jest wiarygodna. Niewiarygodna jest też wielkość, która pojawiała się w niektórych źródłach polskich, które podawały, jakoby w obozie zginęły zaledwie trzy osoby. Dziś wiadomo już, że ogólna liczba więźniów wynosiła około 5 tys. Znaleziona ewidencja obozowa potwierdza, że ofiar było od 1000 do 1500. Na tablicach z nazwiskami ofiar, które zostaną w poniedziałek odsłonięte w Łambinowicach znajdzie się 1137 nazwisk. Można się spodziewać, że w przyszłości uda się ustalić na podstawie potwierdzonych źródeł jeszcze około o 100-200 osób.

- Do obozu przylgnęło miano "piekło Łambinowic". Co nim zadecydowało?
- Warunki w obozie łambinowickim nie różniły się zasadniczo od warunków w innych obozach tego typu (w Świętochłowicach, Poltulicach, Jaworznie itp.). Pojęcie "piekło Łambinowic" wzięło się z tego, że w początkowym okresie jego funkcjonowania pewna grupa funkcjonariuszy obozowych dokonywała w nim przestępstw już wówczas zabronionych prawem, które gdzie indziej nie miały miejsca (bicie, torturowanie, gwałty na kobietach, morderstwa osadzonych). Po wtóre obóz ten dzięki broszurze Essera oraz prowadzonym dochodzeniom i procesom zafunkcjonował w świadomości znacznej grupy osób w Niemczech jako symbol prześladowań ludności niemieckiej przez administrację polską. Przez powiązanie tego miejsca z okresem II wojny światowej i systemem hitlerowskim zostało to jeszcze silniej zaakcentowane. Były również inne przyczyny

- Jakie warunki panowały w obozie?
- Warunki w obozie - wielokrotnie opisane - były ogólnie mówiąc ciężkie. Najczęściej odpowiedzialnością za to obarcza się komendantów, których w historii obozu było czterech. Ich odpowiedzialność trzeba rozdzielić. Pierwszy komendant, Gęborski, który kierował obozem do października 1945 nie był odpowiedzialny np. za epidemię tyfusu, która panowała w obozie od lutego do maja 1946 roku. Do pogorszenia położenia więźniów przyczyniła się sroga zima i wstrzymanie transferu do Niemiec ludności, która nie została zweryfikowana. Ludzie ci musieli przezimować w obozie, a nie byli do tego przygotowani. Warunki w obozie - raz jeszcze podkreślam - bardzo trudne - trzeba jednak oceniać w kontekście 1945 roku, a nie z perspektywy dnia dzisiejszego. Kłopoty aprowizacyjne, głód, epidemia tyfusu były w całym powiecie niemodlińskim, także poza obozem.

- Kto jest odpowiedzialny za to, co się w obozie stało?
- Na pewno nie da się obronić tezy, że w obozie nikogo nie uderzono i wszystko było w porządku. Pojawia się więc problem odpowiedzialności i to nie tylko komendantów. Administracja polska wiedziała, że na pierwszego komendanta powołuje Gęborskiego, 20-letniego człowieka w randze sierżanta i powierza mu pieczę nad kilkoma tysiącami ludzi. Łagodnie mówiąc, była to duża nieodpowiedzialność i niefrasobliwość. Próbowano czasem tłumaczyć, że był to obóz "dziki", o którym władze nie wiedziały. Tę tezę trzeba obalić. Wiedziały, wizytowały go, powstawały po wizytacjach raporty, że jest to obóz wzorcowy. Odpowiedzialność musi być więc starannie wyważona. Na pewno ponosi ją każdy, kto bił, torturował, gwałcił. Nie da się udowodnić na podstawie źródeł, że administracja kazała kogoś mordować. Powstaje też pytanie, czy cały naród ma brać odpowiedzialność za Łambinowice? Uważam, że za wynaturzenia te nie mogą odpowiadać wszyscy Polacy, tak jak nie powinno się winić wszystkich Niemców za hitlerowskie obozy koncentracyjne.

- Byli więźniowie wśród najbardziej wstrząsających przeżyć wymieniają zwykle pożar i związane z nim morderstwo na osadzonych...
- Pożar w obozie był najbardziej tragicznym wydarzeniem w jego dziejach i w dużej mierze zadecydował o jego niechlubnej sławie. 4 października 1945 roku zapalił się niezamieszkały barak. Do jego gaszenia zapędzono mężczyzn i kobiety. Pod pretekstem, że część osadzonych chce uciec, zaczęto strzelać do gaszących z broni palnej, zabijając od 46 do 48 osób. Opinie na temat pożaru są różne. Mówi się np., że była to prowokacja albo że wartownicy byli pijani. Sprzeczne są opinie na temat obecności komendanta przy tej akcji. Nie zachowała się lista zabitych. Odtworzyłem najpierw 25 nazwisk, obecnie jestem w stanie podać 34. Po tym wydarzeniu komendant został zwolniony i aresztowany, a potem osadzony w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Niemodlinie, skąd został zwolniony w niewyjaśnionych okolicznościach w Wigilię 1945 roku. Odpowiedź na różne wątpliwości powinien dać proces dotyczący popełnienia zbrodni ludobójstwa dokonanej 4 października 1945.

- Co było najistotniejszą przyczyną śmiertelności więźniów?
- Kiedy wybuchła w obozie epidemia tyfusu, w powiecie niemodlińskim był jeden lekarz, nie było lekarstw, środków sanitarnych. Jedynym środkiem dezynfekującym było wapno. Epidemia trwała od lutego do maja 1946. Pochłonęła ona bardzo wiele ofiar, mimo starań lekarza powiatowego doktora Olchy i doktora Essera. Niemniej gołymi rękami niewiele mogli zrobić. Epidemia szalała zresztą nie tylko w powiecie niemodlińskim, ale i w powiecie opolskim i znacznej części Śląska Opolskiego. Oceniam, że 60-65 procent ofiar obozu zmarło właśnie w wyniku tyfusu.

- Często porównuje się obóz łambinowicki do Auschwitz. Czy to jest uprawnione porównanie?
- Bronię się przed nim, choć niektórzy powołują się na to, że w decyzji z 14 lipca 1945 roku użyto stwierdzenia, że tworzy się obóz koncentracyjny. To było sformułowanie niefortunne. Urzędnicy, których poziom intelektualny nie był wysoki, nie szukali jakichś wyszukanych nazw. Posłużyli się pojęciem, które mieli w świadomości i które było im najbliższe czasowo. Łambinowice, niezależnie od doznanych tu przez osadzonych cierpień, nie był obozem zagłady ani obozem koncentracyjnym w hitlerowskim rozumieniu. W obozach zagłady zakładano natychmiastowe fizyczne unicestwienie ludzi. Obozy koncentracyjne dodatkowo wykorzystywały ich siłę roboczą. W Łambinowicach nie zakładano z góry śmierci więźniów ani ich mordowania. Żadne dokumenty nie potwierdzają takich rozkazów. Nie dopuszczam - mimo tej strasznej tragedii, jaka się w Łambinowicach rozegrała - postawienia znaku równości między Łambinowicami a hitlerowskimi obozami zagłady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska