Terror trafił pod strzechy

Juliusz Stecki

I. Z trudem dokończono we Wrocławiu I-ligowy mecz piłkarzy Śląska z Pogonią Szczecin. Po godzinie gry został on przerwany atakiem fanatycznych i bardzo młodych kiboli "gości", którzy - niszcząc po drodze ogrodzenia - wdarli się siłą na boisko, aby zaatakować wcale od nich nie lepszych "szalikowców" wrocławskich, którzy oddali przyjezdnym pięknym za nadobne. Uzbrojona po zęby policja wyparła wreszcie agresorów, lub jak kto woli terrorystów, z obiektu, ale sędzia po półgodzinnej przerwie tylko dlatego dokończył mecz, że bał się czegoś gorszego, gdyby tego nie uczynił.
W centralnej gazecie ukazało się zdjęcie zamaskowanych szalikami na gołowąsych obliczach młodzieńców, których piłkarz Śląska usiłuje spacyfikować. W tle tej sceny połamane stalowe płoty z drutem kolczastym na koronie. Media podały, że na stadionie we Wrocławiu aresztowano 46 awanturników, a trzech innych odwieziono karetkami pogotowia ratunkowego do szpitala. Biedujący Śląsk musi teraz znaleźć pieniądze na naprawę szkód wyrządzonych przez tych, którzy deklarują swoją dozgonną miłość do klubu i futbolu. Nie będzie to łatwe, ponieważ stadionowa zadyma wypłoszyła znów z trybun zaproszonych specjalnie na mecz nawet zagranicznych kandydatów na sponsorów.
II. W Warszawie - stolicy kraju rwącego się do cywilizowanej Europy - piłkarze ukochanej Legii grali w - a jakże! - europejskich rozgrywkach pucharowych z hiszpańską Valencią. Sprawozdawca "Przeglądu Sportowego" z tego wydarzenia zachwycił się "kapitalną atmosferą" na widowni stworzoną przez bywalców tej części stadionowych trybun, której charakter najlepiej oddaje jej nazwa "Żyleta".
Kiedy Legia zdobywa gola i "emocje sięgają zenitu" - jak delikatnie pisze pięknoduch z "PS" - "większość kibiców nawet nie wie, kto strzelił bramkę. Niektórzy dzwonią do domów, by się o to spytać". Dla tych, którzy narzekają, że w kibicowaniu przeszkadzają im wielkie powiewające flagi oraz dymy i ognie z rac, mają powalającą z nóg dobrą radę, aby mecze oglądali sobie w telewizji. "Kto przychodzi na "Żyletę" - podlizuje się jej bywalcom pisarz z "PS" - ten musi zaakceptować panujące na niej prawa. A te są następujące - najpierw kibice, potem piłkarze".
III. W Gdańsku mówi się, że teraz - po wielu przekształceniach, fuzjach i transfuzjach - tradycje sławnej Lechii kontynuuje nie Lechia Polonia, ale grającą w klasie A "prawdziwa Lechia", której twórcy postanowili wszystko zacząć porządnie od nowa. I zaczęli. Razem z nimi zaczęli też klubowi szalikowcy - zadymiarze.
Jest ich 600. Dzięki nim "prawdziwa Lechia" jest niepokonana. I będzie niepokonana, bo gospodarze meczów z gdańskim klubem wolą ich nie gościć w swoich miejscowościach, oddając punkty walkowerami. Dlaczego? No, każdemu życie i zdrowie miłe. Gdzie bowiem pojawią się kibole Lechii, sieją terror i postrach. We wsi zamieszkanej przez raptem 300 mieszkańców dwukrotnie liczniejsi "goście" obrzucili kamieniami miejscowych graczy, zniszczyli kilka aut, ukradli rowery, okradli sklep z lodami, skopali gęsi i kury, uprowadzili nawet krowę wysoko cielną, a jej właścicielkę i broniącego ją syna pobili.
IV. Sportowy komentator "Gazety Wyborczej" wyliczył, że z 20 tysięcy widzów ostatnich meczów ligowych w Polsce do aresztu trafiło 46. "Tak czy siak - konstatuje - spotkało to tylko co 500. kibica i zaledwie jeden na 7 tys. znalazł się w szpitalu. Chyba rzeczywiście na trybunach polskich stadionów jest coraz lepiej".
Gdyby powyższe proporcje zastosować w niemieckiej Bundeslidze, której ostatnie mecze oglądało 20 razy więcej niż w Polsce kibiców, jej komentatorzy powinni być ukontentowani tym, że do aresztu trafiło tam prawie tysiąc ludzi, a do szpitali sześćdziesięciu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska