Tłumy mieszkańców Wołczyna żegnały ojca Czesława Wronę, który zmarł w ubiegły piątek. Zakonnik był związany z miastem 31 lat

Milena Zatylna
Milena Zatylna
W czwartek 2 marca mieszkańcy Wołczyna i okolic, ojcowie kapucyni oraz księża diecezjalni pożegnali ojca Czesława Wronę, który w wołczyńskiej wspólnocie przeżył ponad 31 lat.
W czwartek 2 marca mieszkańcy Wołczyna i okolic, ojcowie kapucyni oraz księża diecezjalni pożegnali ojca Czesława Wronę, który w wołczyńskiej wspólnocie przeżył ponad 31 lat. Milena Zatylna
W czwartek 2 marca mieszkańcy Wołczyna i okolic, ojcowie kapucyni oraz księża diecezjalni pożegnali ojca Czesława Wronę, który w wołczyńskiej wspólnocie przeżył ponad 31 lat. Mszy świętej przewodniczył kaliski biskup pomocniczy ksiądz Łukasz Buzun.

Ojciec Czesław Wrona zmarł w piątek 24 lutego w kluczborskim szpitalu. Przeżył 82 lata, w tym 65 lat życia w zakonie i 56 lat życia w kapłaństwie.

Urodził się 12 marca 1941 roku w Bogdanówce (województwo małopolskie). Nowicjat rozpoczął w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów w Sędziszowie. Ale po kilku miesiącach musiał go przerywać przez gruźlicę.

- Może się wydawać, że jest to choroba, która może przekreślić wszystkie plany na życie zakonne. Po krótkiej rekonwalescencji w Krośnie na nowo wraca do Sędziszowa, na nowo rozpoczyna nowicjat i go kończy - mówił ojciec Tomasz podczas uroczystej mszy pogrzebowej. - Wtedy otrzymuje imię Janisław, ale później wraca do Czesława.

Następnie w niższym seminarium duchownym w Rozwadowie skończył edukację i zdał maturę. Później ponownie trafił do seminarium w Sędziszowie, złożył śluby wieczyste, uzyskał święcenia diakonatu, a w Tarnowie święcenia prezbiteratu.

Po raz pierwszy przyjechał do Wołczyna w 1973 roku, gdzie do 1979 r. pełnił funkcję proboszcza i gwardiana domu zakonnego O. Kapucynów

Później przebywał w m.in. w Krakowie-Olszanicy, Pile, Krośnie, by w 1998 roku wrócić do Wołczyna już na zawsze.

- Gdyby chcieć podsumować czy scharakteryzować ojca Czesława, na pewno będzie to trudne, karkołomne i byłoby długie jak jego życie. Ale gdybym miał jednym słowem podsumować, to byłaby to wytrwałość - mówił ojciec Tomasz. - Był człowiekiem zdeterminowanym, który szedł zawsze do przodu. Jeśli byłby najmniejszy cień szansy na to, że coś się nie uda, to u ojca Czesława się nie udało. Jeśli gdzieś miał spaść żyrandol, pęknąć dzwon, albo cokolwiek innego miało się wydarzyć, to zawsze przy ojcu Czesławie. Czy się zniechęcał? Absolutnie. Tyle historii, tragedii, anegdot... Wszystkie niepowodzenia i komplikacje podsumowywał jednym słowem: "Choroba!". I szedł dalej. Pierwszy znak i symbol niezniechęcania się, to był moment święceń. Wydawałoby się, że nie ma daleko do Tarnowa. Kto przypuszczał, że samochód zepsuje się pod Tarnowem? Kto przypuszczał, że trzeba będzie biec do katedry w Tarnowie? Kto przypuszczał, że może spóźnić się na własne święcenia? Tylko ojciec Czesław. Ale dobiegł, ale zdążył, ale biskup go wyświęcił. I jak sam wspominał, jak wstał z posadzki, to została tylko mokra plama.

Tak zaczęła się jego droga i przygoda kapłańska, która trwała ponad 50 lat.

- Z wiekiem coraz bardziej było widać tę determinację i wytrwałość. Mimo chorób, mimo trudności, szedł na modlitwy, do konfesjonału. Nie ma też chyba apteki w Wołczynie, której by nie odwiedził. Więcej, nie ma apteki, przy której by nie zaparkował. W ogóle nie ma takiego miejsca, przy którym ojciec Czesław by nie zaparkował - wspominał ojciec Tomasz. - Tylko i wyłącznie dziękować i podziwiać cierpliwość i miłosierdzie policjantów z Wołczyna, i wszystkich innych użytkowników drogi.

Ale jak wszyscy podkreślali, ojciec Czesław służył Bogu z takim charakterem, jaki miał, z tymi zaletami i wadami. A swoje talenty wykorzystał w tej służbie w 100 procentach.

- Tak wiele lat spędził właśnie w naszej gminie i naszym mieście, związał się z wołczyńską ziemią i jest z nami do dzisiaj. To przepiękny okres i świadectwo prawdziwego oddania Bogu, Kościołowi i mieszkańcom - mówił burmistrz Jan Leszek Wiącek. - Był kapelanem naszego Klubu Seniora. Poznałem go wiele lat temu. Większość mojego zawodowego życia związana jest właśnie z ojcem Czesławem. Był to człowiek wrażliwy, wiele mnie uczący, niejednokrotnie mój spowiednik. Ciężko żegna się kogoś takiego.

W ostatniej drodze zakonnikowi towarzyszyli mieszkańcy gminy Wołczyn, rodzina z różnych stron Polski, dawni parafianie, bracia kapucyni z Polski, Litwy, Bułgarii, Austrii i Rosji, siostry zakonne, kapłani diecezjalni z dekanatu wołczyńskiego, ale także z opolskiego i wrocławskiego, z którymi się przyjaźnił.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska