Kończy się zima - najtrudniejszy czas dla bezdomnych i dla pracowników schronisk, którzy starają się pomieścić wszystkich, szukających ciepłego kąta.
Brat Ryszard Winiarz, który od 30 lat prowadzi schronisko dla bezdomnych im. św. Brata Alberta w Pępicach, uważa, że mijająca zima, choć wcale nie najbardziej sroga, była od lat najtrudniejsza.
- Nigdy jeszcze nie odebrałem tylu błagalnych telefonów od ludzi potrzebujących schronienia przed zimnem, którym musiałem odmawiać. Często słyszałem, że rozmówca wykonał już kilka telefonów do różnych noclegowni i wszędzie mu odmówiono. Najwięcej przyjąłem bezdomnych, którzy jeszcze latem mieli dach nad głową.
Najczęściej żyli w konkubinatach i mieszkali u kobiet, z którymi się związali. Kiedy stracili pracę, partnerki, najczęściej obarczone dziećmi, nie mogły ich jednak utrzymywać. Ci ludzie zjawiają się w schroniskach w dość dobrym stanie. Mieszkali w normalnych warunkach, byli zadbani.
Brat Winiarz uważa, że i tak bezdomni nie są dziś tak osamotnieni jak dawniej. Gminne ośrodki pomocy społecznej mają lepsze niż bywało kiedyś rozeznanie, w jakich warunkach żyją ich podopieczni. Już we wrześniu i październiku starają się znaleźć na zimę miejsca w schronisku tym, którzy mieszkają we własnych domach albo mieszkaniach, ale nie będą w stanie ich ogrzać i samodzielnie utrzymać się w trudnym okresie.
Winiarz podkreśla też, że obecnie nie ma problemu, by na przykład wezwać pogotowie do osoby bez żadnych dokumentów i bez ubezpieczenia. A dawniej były.
Na niekorzyść zmieniło się jedno - przybyło bezdomnych. W schronisku w Pępicach są 43 łóżka. Wszystkie w zimie zajęte. Gdy zaczyna robić się tłoczno, brat Winiarz rozkłada materace w świetlicy i jadalni, które trzeba na noc zwijać, bo - zgodnie z przepisami - nie mogą one stanowić dla nikogo “stałego miejsca pobytu".
Schronisko w Bielicach może pomieścić 154 bezdomnych. Przez całą zimę były zajęte wszystkie łóżka, choć dawniej bywały też i puste.
- W stosunkowo najlepszym stanie zdrowia zjawiają się u nas osoby kierowane przez gminne ośrodki pomocy społecznej - mówi Urszula Chudobowicz, która od 16 lat kieruje schroniskiem. W małych środowiskach człowiek potrzebujący łatwiej ją znajdzie.
W najgorszej sytuacji są ci, którzy koczują na działkach lub w pustostanach większych miast. Trafiali do nas brudni, głodni, wycieńczeni i przemarznięci, a nierzadko bardzo schorowani.
Od kilku lat zauważamy, że coraz więcej zgłasza się do nas ludzi starszych, po 60-tce, a także niepełnosprawnych. Większość wymaga pomocy lekarza, więc zawozimy ich do przychodni. Niektórzy mieli “tylko" grypę, ale zdarzały się przypadki schizofrenii, a także gruźlicy i to w stopniu mocno zaawansowanym.
W tej sytuacji, gdy do czynienia z prątkującymi osobami mieli pracownicy schroniska, konieczne było przeprowadzenie profilaktycznych badań także u nich. Badania lekarskie ujawniły też u kilku bezdomnych choroby nowotworowe. Wszyscy trafili do szpitali.
Urszula Chudobowicz twierdzi, że obecnie stan zdrowia bezdomnych jest znacznie gorszy niż jeszcze kilka lat temu. W 2010 r. trzeba było odwieźć do szpitala 60 osób. Tej zimy - ponad 120.
Noclegownia przy ul. ks. Jerzego Popiełuszki w Opolu tej zimy przeżywała prawdziwe oblężenie.
- Schronisko przewidziane jest na 50 osób, ale musieliśmy rozlokować 90 bezdomnych - informuje Elżbieta Urzędowska, kierowniczka placówki. - Rozkładaliśmy materace, lokowaliśmy ludzi na piętrowych łóżkach, byle tylko nikt nie zamarzł. Jedna z kobiet wydawała nam się nazbyt ospała, apatyczna.
Kiedy zbadaliśmy jej krew na zawartość cukru, okazało się, że ma już bardzo zaawansowaną cukrzycę, bez pomocy medycznej zapadłaby w śpiączkę. Lekarz, który do nas przyjechał, ujawnił tę chorobę także u innych przebywających u nas bezdomnych.
Niektórzy z nich mieli niegojące się, zainfekowane rany. Niektórym trzeba było amputować kończyny. Dla tych ludzi, gdy już opuszczą szpital, musi się znaleźć miejsce w całodobowych placówkach opiekuńczych, bo sami nie daliby sobie rady.
Do opolskiej noclegowni trafiali przede wszystkim ludzie starsi, bez szans na pracę. Drugą, niemałą grupę stanowią młodzi mężczyźni w wieku 23-25 lat, którzy opuścili więzienia albo zostali wyeksmitowani z mieszkań. Z powodu eksmisji trafiła tam cała rodzina.
- Bezdomni w starszym wieku są spokojni, nawet apatyczni - charakteryzuje mieszkańców noclegowni Elżbieta Urzędowska. - Młodzi niestety są nadpobudliwi i agresywni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?