Sad wiśniowo-jabłoniowy przy drodze z Krapkowic do Gwoździc był wczoraj miejscem dramatu dwóch samic. Zostały tam rozszarpane przez dwa psy. Te, zamiast uciekać na widok ludzi, warczały, obnażając kły.
Około godziny 10 rano drogą przy sadzie jechał Marian Górecki ze Steblowa, myśliwy, członek Koła Łowieckiego nr 13 "Bażant" z Opola. Zobaczył dziwnie się zachowujące sarny.
- Wysiadłem z samochodu, podszedłem do płotu i zobaczyłem obraz prawdziwej jatki. Wszędzie unosiły się kępki sarniej sukni (sierści - przyp. A.J.), a śnieg czerwieniał od farby (krwi zwierzęcej). Próbowałem psy spłoszyć. Nie zareagowały. Dopiero gdy na miejscu pojawili się Józef Spychalski, leśniczy z Gwoździc, wraz z podleśniczym Wiesławem Kalinowskim i mój kolega z koła, psy uciekły w kierunku Nowy Bud.
Po wejściu do sadu okazało się, że psy porzuciły w nim dwie kotne sarny pogryzione, poszarpane i niemal całkowicie ogołocone z sierści. W całym sadzie widać było ślady walki saren z psami. Psy zostały zlokalizowane kilkaset metrów dalej. Jednego zastrzelił Bogdan Dwornik, myśliwy z "Bażanta". Drugi zbiegł.
To była krwawa jatka
Jag
Sarny próbowały uciekać, ale zabrakło im sił. Na przełomie kwietnia i maja miały wydać na świat potomstwo.