To już koniec uzdrowiska Bluchera w Trzebinie

Krzysztof Strauchmann
Tadeusz Kucharski, regionalista z Trzebiny, na tle ruin  ostatniego budynku sanatoryjnego.
Tadeusz Kucharski, regionalista z Trzebiny, na tle ruin ostatniego budynku sanatoryjnego. Krzysztof Strauchmann
Ostatni właściciele sanatorium w Trzebinie musieli w 1945 roku uciekać przed Armią Czerwoną. Na stałe wyjechali ze swojej miejscowości do Niemiec w maju 1946 roku.

W Trzebinie koło Lubrzy giną ostanie ślady po znanym niegdyś uzdrowisku Bad Wachtel Kunzendorf. Ostatnio gmina przeprowadziła rozbiórkę resztki ruin dawnego budynku sanatoryjnego, który zagrażał już bezpieczeństwu. Źródło mineralnej wody Blucherquelle, noszące nazwę od dawnego właściciela Trzebiny, marszałka Gebharda Bluchera, pogromcy Napoleona spod Waterloo, stoi dziś niewykorzystane.

W 1919 roku budynki sanatoryjne i źródło Bluchera w Trzebinie kupił Johan Schleinschok. Jego córka Maria 30 stycznia 1929 wyszła za mąż i razem z mężem wydzierżawiła od ojca wszystkie obiekty. Córki Marii Hettwer z domu Schleinschok w 1991 roku odwiedziły Trzebinę. Rozmawiały między innymi z Tadeuszem Kucharskim, który prowadzi we wsi prywatne muzeum regionalne.

W swoich zbiorach ma on niewydane wspomnienia Walburgi, środkowej córki ostatnich właścicieli uzdrowiska Trzebina, urodzonej w 1926 roku.

"My, trzy panienki, miałyśmy niezakłócone dzieciństwo. Sanatorium i dom wypoczynkowy Źródło Bluchera prowadzone było przez moich rodziców. Mieliśmy wielu stałych gości np. rodzinę Obrzydłowskich, którzy mieli warsztat powroźniczy, a ich dzieci bawiły się razem z nami. Małżeństwo Gosiwoda z dziećmi odwiedzali nas regularnie. Ich ojciec był dyplomowanym inżynierem w kopalni na Śląsku”.

Sielankę dzieciństwa przerwał wybuch II wojny światowej. W sanatorium zakwaterowano oddział Wehrmachtu. Pod koniec wojny, gdy zaczęły się bombardowania Berlina, budynki wypoczynkowe zamieniły się w schronienie dla uchodźców z Berlina. Została tu ewakuowana jedna ze szkół, a potem ludność cywilna.
Jak pisze Walburga Hamerl, 17 lutego 1945 roku mieszkańcy Trzebiny zostali ewakuowani przed nadchodzącym frontem.

"Po Wielkanocy przybyliśmy do Klopiny w Czechach, która była wysepką mówiących po Niemiecku Morawian - pisze we wspomnieniach Walburga. - Hilter wysiedlił miejscowych i sprowadził na ich miejsce Niemców, a miejscowi musieli pracować w kamieniołomach. W miarę, jak zbliżał się front, miejscowi wracali do siebie”.

Sudeccy Niemcy – jak wspomina Walburga – życzliwie odnosili się do uciekinierów i dzielili się z nimi wszystkim, co sami posiadali. Potem uciekinierzy przenieśli się do kolejnej wioski i zamieszkali w domu miejscowego organisty.

"2 maja zmarł Hitler. Dla nas wtedy skończyła się wojna, ale nie nasze cierpienia. Przybyliśmy do Morawskiego Czerwonego Młyna i zamieszkaliśmy w domu rodziny Bulla, która handlowała bydłem. Rosjanie wkroczyli tu 8 maja. Żołnierze gwałcili wszystko, co miało na sobie spódnicę. Musieliśmy się chować nawet na cmentarzu czy w kurnikach”.

Po czterech miesiącach tułaczki 22 maja 1945 roku rodzina w komplecie wróciła do Trzebiny, która została przejęta przez polską administrację. Przez ponad rok mieszkali we wsi razem z Polakami. Nakazano im wyjechać z Polski w maju 1946 roku.

Tekst powstał we współpracy z panem Tadeuszem Kucharskim z Trzebiny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska