- A co mamy robić. Przecież jest lato, ludzie kąpią się częściej, mamy gości w domu. Logiczne, że zużywa się więcej wody. Co zrobić, kiedy szambo się przelewa, a Remondis na przyjazd beczkowozu każe czekać siedem dni. Jakoś musimy się przecież tych ścieków pozbywać - mówi pan Marian, mieszkaniec Niwek. - Trudno, bywa, że lądują w lesie czy jeziorze - przyznaje.
W Remondisie nikt nie czuje się winny. Ostatnie opóźnienia tłumaczy się tam wypadkiem szambowozu.
- Samochód dwa tygodnie stał w warsztacie, dlatego mieliśmy takie opóźnienia - mówi Wiesław Derkacz, dyrektor Remondisu. - Przecież my nie jesteśmy jedyni. Na rynku wywozu odpadów panuje wolna amerykanka. Niwki obsługuje dwóch przewoźników - Aqator i Remondis. Klient sam sobie wybiera, przez kogo chce być obsługiwany. - Rzadko kto ma stałą umowę, a większość usług wykonywana jest na telefon. Klient dzwoni, a my przyjeżdżamy po ścieki - mówi dyr. Derkacz.
Niestety, taki system ma sporo wad, bo w żaden sposób nie można monitorować, jak mieszkańcy wioski pozbywają się swoich nieczystości. Florian Ciecior, zastępca wójta Chrząstowic, przyznaje, że sprawa nielegalnego wywozu szamb zbyt długo była przez gminę traktowana z przymrużeniem oka. - To dlatego, że nie mamy jeszcze kanalizacji - mówi.
Problem szamba w Niwkach zbiegł się w czasie z największym w tym sezonie zakwitem sinic na jeziorze dużym w Turawie. Paweł Bryszcz, właściciel przystani na "dużym", nie ma wątpliwości, że te sprawy trzeba połączyć
- Wystarczy pojechać koło Libawki - mówi. - Tam widać ślady ciągników z przyczepą, które kończą się przy plaży. Przecież nie przyjechali po wodę - dodaje.
Florian Ciecior obiecuje, że w Niwkach przeprowadzona zostanie kontrola.
- Tych kontroli nikt się nie boi . Mandat to najwyżej kilkaset złotych - komentuje Paweł Bryszcz.