- Wyjeżdżacie z Bełchatowa chyba z podniesionym czołem?
- Tak. Pokazaliśmy walczącą Nysę i to przyniosło efekt. Niewiele brakowało, a doprowadzilibyśmy do tie-breaku, a w nim mogło być różnie. Bełchatów zaczął się denerwować, bo widział, że nie idzie mu z nami tak łatwo, jak myślał przed meczem.
- Czy późna pora rozgrywania meczu mogła mieć wpływ na waszą dyspozycję?
- Nie pamiętam, czy w ogóle kiedyś kończyliśmy mecz o dwudziestej drugiej. Pierwszy półfinał przeciągnął się, musieliśmy przekładać rozgrzewkę, a to nie wpłynęło dobrze na organizm. Pod koniec meczu w sali było strasznie duszno, bo przecież kilka tysięcy ludzi kibicowało w niej przez pięć godzin. W końcówce meczu czułem się w saunie.
- Czy na waszą postawę mogło mieć wpływ niewypłacenie przed pucharem części ligowych premii?
- Nie chcę się na ten temat wypowiadać, niech działacze zastanowią się nad tym, co robią i wyciągną z tego wnioski.
- Bełchatowska publiczność zauważyła, że bardzo żywiołowo reaguje pan na boisku...
- To żaden teatr z mojej strony, a wynik mojego charakteru. Nie potrafię powstrzymywać emocji. Normalną rzeczą jest, że po zdobyciu punktu zawodnik się cieszy. Ja tę radość wyrażam gestami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?