To nieludzkie i wbrew biologii...

Joanna Forysiak, Magda Trepeta
Już jutro pierwszy z egzaminów maturalnych. Nyscy licealiści korzystają z pogody i uzupełniają edukację na zielonej trawce.

W szkołach w tym samym czasie wre praca, by egzamin dojrzałości był dopięty na ostatni guzik pod względem organizacyjnym. - Rada rodziców załatwiła śniadanie, maturzystów w szkole nie widać, więc chyba się uczą, a najintensywniej pracuje sekretariat, który odpowiada za techniczną stronę przedsięwzięcia - relacjonuje sytuację w I LO "Carolinum" jego dyrektor, Jerzy Jałoszyński. Do matury przystępuje 300 osób, w tym absolwent sprzed dwunastu lat. Dyrektor Jałoszyński uspokaja jednak, że w jego liceum z próby tej wychodzi zwycięsko 97 procent uczniów. Pechowcy, którym powinie się noga i zupełnie rozminą się z tematem, mogą zdawać poprawkę w sierpniu, ale taka sytuacja w I LO zdarza się średnio raz na cztery lata.

Dyrektor "Carolinum" uważa, że sam egzamin nie jest trudny, najgorsze jest to, że trzeba przez pięć godzin siedzieć w ławce: - To jest nieludzkie i wbrew biologii człowieka. Na szczęście to już ostatni rocznik, który będzie się tak męczył. Nowa matura wprowadzi zupełnie inny sposób organizacji pracy.

- My z matury nie robimy problemu, chcemy przyzwyczaić młodzież, że nie jest to nic strasznego. Odstresowaniu miała także służyć przeprowadzona przez nas matura próbna, która wypadła całkiem dobrze - uspokaja Leszek Wierzchowiec, dyrektor Rolniczego Centrum Kształcenia Ustawicznego. - W tajnych ankietach przeprowadzonych wśród uczniów naszej szkoły zdecydowana większość stwierdziła, że tutejsze nauczanie jest bezstresowe.
Dyrektor Wierzchowiec nie zaprzecza jednak, że matura dostarcza wiele emocji. - Przede wszystkim maturzystów onieśmiela moje początkowe ostrzeżenie, że ściąganie grozi usunięciem z sali - mówi. - Z tego też względu staramy się nie stwarzać uczniom okazji do korzystania z zakazanych pomocy naukowych i nie pozwalamy wnosić na salę maskotek. W misiu wielkości pół metra można dużo ukryć, a nie przeprowadzamy rewizji osobistych. Chcę jednak uspokoić tegorocznych maturzystów, że bardzo dawno nie zdarzyło mi się usunąć kogoś z sali za ściąganie. Ostatnią taką sytuację pamiętam jeszcze z okresu stanu wojennego, kiedy musiałem wyprowadzić z egzaminu 6 osób. Przez dziurę w dachu ktoś wrzucił ściągę, która spadła mi na głowę. Zapanował wtedy taki rozgardiasz, że musiałem wyciągnąć z tego konsekwencje.
- Matura była, jest i będzie, zdawał ją dziadek i ojciec, zda ją wnuczek - pociesza Jerzy Jałoszyński. - Trzeba się tylko sumiennie przygotować, a minie bezstresowo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska