Tomasz Adamek specjalnie dla nto: - Z Gołotą jeszcze pójdę na wódkę

fot. Archiwum/SM
fot. Archiwum/SM
Rozmowa z Tomaszem "Góralem" Adamkiem, najlepszym polskim bokserem, dwukrotnym zawodowym mistrzem świata w wadze półciężkiej i junior ciężkiej (cruiser).

Portret

Portret

Tomasz Adamek urodził się 1 grudnia 1976 roku w Żywcu. Przygodę z boksem rozpoczął w wieku 12 lat w miejscowym Góralu. W 1998 roku sięgnął po brązowy medal mistrzostw Europy. Miał jechać na igrzyska olimpijskie 2000 roku w Sydney, ale za namową trenera Andrzeja Gmitruka przeszedł na zawodowstwo.
W 2001 roku został interkontynentalnym mistrzem organizacji IBC, a 2 lata później sięgnął po interkontynentalne mistrzostwo IBF. W 2004 roku został mistrzem interkontynentalnym WBO. We wrześniu 2004 roku podpisał kontrakt z najsłynniejszym na świecie promotorem Donem Kingiem. Wyjechał do Chicago, gdzie dostał propozycję walki o wakujący pas prestiżowej federacji WBC. 21 maja 2005 roku podczas gali w Chicago pokonał na punkty Australijczyka Paula Briggsa i został mistrzem świata w kategorii półciężkiej federacji WBC. Dwukrotnie bronił pasa, pokonując mistrza Europy Niemca Thomasa Ulricha oraz Briggsa.
3 lutego 2007 stracił pas, przegrywając z Chadem Dawsonem. To jego jedyna porażka w zawodowym ringu. 9 czerwca 2007 roku w Katowicach pokonał przed czasem Luisa Pinedę z Panamy i zdobył pas mistrza świata federacji IBO w nowej kategorii wagowej - junior ciężkiej. Związał się też z nowymi promotorami z USA - Main Events i Ziggy Promotion inc. 11 grudnia 2008 roku Adamek pokonał Steva Cunninghama i zdobył pas mistrzowski federacji IBF.
Zrezygnował z pasa i przeszedł do kategorii ciężkiej. Dwa tygodnie temu w pierwszej swojej walce w królewskiej wadze ciężkiej pokonał przed czasem Andrzeja Gołotę. Adamek w boksie zawodowym stoczył 40 walk - 39 wygrał (w tym 27 przed czasem), a 1 przegrał.
Tomasz Adamek ma żonę Dorotę oraz dwie córki: Roksanę i Weronikę. Od roku wszyscy mieszkają w USA.

Tomasz Adamek, najlepszy polski bokser, udanie zadebiutował w "królewskiej", ciężkiej kategorii wagowej. Po pokonaniu legendy boksu zawodowego, Andrzeja Gołoty, awansował na 10. miejsce w najnowszym rankingu federacji WBC. Mistrzem świata tej organizacji jest Witalij Kliczko. Adamek zapowiada, że za rok chce walczyć z Ukraińcem.

- Analizował pan walkę z Andrzejem Gołotą?
- Oglądałem ją już na drugi dzień rano. Trening i całe przygotowania do tej walki przeniosłem na ring i wykonałem właściwą pracę. Dlatego zwyciężyłem i jestem najlepszy.

- Nie szkoda było panu patrzeć, jak swoją karierę kończy - przynajmniej na razie - legenda polskiego boksu zawodowego?
- Jeżeli w ten sposób bym miał to postrzegać, to lepiej, by ta walka w ogóle się nie odbyła. Nie można żałować przeciwnika, skoro on godzi się na walkę i wchodzi na ring. To rywalizacja i na wszystko trzeba być przygotowanym. Najważniejsze, że z ringu obaj zeszliśmy cali i zdrowi, bo to widowisko sportowe, a nie uliczna bójka. A że w tym przedstawieniu padają ciosy i są nokdauny? Cóż, taki jest boks, a kibice to kochają. Każdy zawodnik ma walki gorsze i lepsze. Tym razem byłem bardzo szybki i Andrzej przyjął dużo ciosów. Jednak nie ja wciskałem go do ringu. Sam chciał mi urwać głowę. Twierdził, że pobije mistrza z cruiser i z wagi półciężkiej. Jak się stało, wszyscy widzieli.

- Dopatrzył się pan jakichś własnych błędów na ringu?
- W tej walce nie było momentów takiego zagrożenia, by popełniać wielkie błędy. Byłem bardzo szybki i nieuchwytny dla rywala. Dlatego przeciwnik nie zmusił mnie do błędów. Oczywiście, jakieś tam uchybienia są zawsze. Na przykład po ciosie za nisko zostaje mi ręka. Ale to są detale, błędy, które zawsze będą się zdarzać. Nie ma walki bezbłędnej. Człowiek jest tylko człowiekiem.

- Waszej walce towarzyszyło sporo pozasportowych starć na słowa. Ziggy Rozalski - wasz wspólny menedżer - obiecał, że pogodzi polskich bokserów. Pański niedawny list otwarty do Andrzeja Gołoty to element tego pojednania? Namawia pan w nim niedawnego rywala do zgody dla dobra polskiego boksu.
- Ja Andrzejowi rękę podałem już dwa lata temu. Miałem z nim proces o zniesławienie, poniosłem konsekwencję niefortunnej wypowiedzi (Adamek w prywatnej rozmowie powiedział, że jeden z kolegów Gołoty dowoził do jego domu prostytutki. To zdarzenie zarejestrowała kamera. Gołota wygrał proces - przyp. red.). Zapłaciłem 25 tysięcy dolarów na niewidome dzieci w Jankach i to cały finał imprezy. Nie mam do niego żalu i nie wiem, czy on ma żal do mnie. To pytanie do niego. Wyciągam jednak rękę do Andrzeja i jeszcze raz przepraszam za tamto zdarzenie, bo nie widzę sensu, by rozdrapywać stare rany.

- To po co ta słowna szermierka przed i po walce? Dla zwiększenia zainteresowania?
- Nie do końca trzeba wierzyć gazetom i internetowi. Dziennikarze czasami piszą, co chcą. Przed walką wyczytałem, że Andrzej pobije mnie za to, czy za tamto. Ale do końca nie byłem przekonany, że coś takiego faktycznie powiedział. My sobie podajemy rękę, ale nie jesteśmy jakimiś wielkimi przyjaciółmi. Zresztą trudno byśmy takimi byli, skoro wchodzimy do ringu i walczymy.

- Po walce też nie było różowo, choć stwierdził pan, że jak będzie okazja, to chętnie napije się z Gołotą wódki. Deklaracja jest aktualna?
- Oczywiście. Nie teraz, bo to nie czas i pora, ale na pewno będzie jeszcze taka okazja. Być może wyskoczymy też na narty. Kiedyś razem spędzaliśmy wakacje. Jestem normalnym facetem i takim jest też Andrzej.

- Jerzy Kulej stwierdził, że ma pan szansę być polskim Evanderem Holyfieldem, który po wywalczeniu mistrzostwa świata w niższej kategorii stał się mistrzem świata wszech wag.
- Jerzy Kulej był znakomitym bokserem i zna się na rzeczy. To miłe, że tak się o mnie wyraża. Osobiście też mam nadzieję, że tak się stanie.

- I otwarcie obiecuje pan, że będzie królem wagi ciężkiej. Skąd to przekonanie?
- Ja przez wszystkie lata z wiarą idę przez życie i z takim przeświadczeniem wchodzę do ringu. Bo wiara góry przenosi. Oczywiście moja wiara ma też solidne podstawy w wyszkoleniu i przygotowaniu do każdej kolejnej walki. Nie wiem, co będzie mnie czekało, na to musimy poczekać. Ale wierzę, że potrafię wygrywać także w najcięższej kategorii wagowej.

- Natomiast ja nie wierzę, że nie miał pan żadnych obaw przed przejściem do wagi ciężkiej. To jednak duże ryzyko i zagrożenie, także dla pańskiego zdrowia.
- W sporcie nie można mieć obaw. Jeżeli takie masz, to karierę kończysz w miejscu, w którym właśnie jesteś. Ja nie zamierzałem jeszcze kończyć kariery i spoczywać na laurach. Nie mogłem dłużej czekać na propozycje wielkiej walki w wadze cruiser, która oprócz sportowej miałaby także wymiar finansowy. W tej kategorii nie ma już rywali z wielkimi nazwiskami. Dwa lata temu z trenerem Andrzejem Gmitrukiem też zastanawialiśmy się nad przejściem z kategorii półciężkiej do cruiser. Zbijanie wagi nie miało sensu, odbijało się na moim organizmie, a ja jako bokser nie mogłem się rozwijać. Szybko okazało się, że wybraliśmy słuszną drogę, bo zdobyłem pas i tytuł mistrza świata w nowej kategorii wagowej. Mam swoje lata, dlatego musiałem szybko podjąć decyzję o przejściu do wagi ciężkiej. W ten sposób chcę zrealizować swój kolejny cel - wywalczenie mistrzowskiego pasa w trzeciej kategorii wagowej.

- I znacznie większe pieniądze do wygrania. Pod względem sportowym za mało znaczące starcie z Andrzejem Gołotą zgarnął pan więcej niż za mistrzostwo świata.
- Jeszcze nie wiem, ile za ten pojedynek zarobiliśmy. W przyszłym tygodniu będę o tym rozmawiał z prezesem Polsatu Zygmuntem Solorzem. Natomiast pojedynek z Gołotą miał dla mnie bardzo duże znaczenie sportowe. To przecież ciągle wielkie nazwisko w zawodowym boksie. Jeszcze nie walczyłem z tak znanym pięściarzem. Ta wygrana może mi przetrzeć wiele ścieżek.

- Telefony z propozycjami się urywają?
- Szczegółów nie ma, ale rozmawiamy z telewizją HBO i Showtime, które w USA organizują największe bokserskie pojedynki. Mam nadzieję, że za kilka dni będą znane szczegóły ciekawych walk. Na razie mogę powiedzieć, że trwają rozmowy. Rywali dobiera telewizja, bo ona płaci i musi zarobić na wydarzeniu. Ja wyjdę na ring z każdym, kogo mi wybiorą. Nikogo się nie boję.

- Podobno do Ziggy'ego Rozalskiego zadzwonili przedstawiciele ze stacji HBO z bardzo konkretną ofertą?
- Oni chcą walki Arreola - Adamek. Jednak Chris Arreola ma zarezerwowany termin walki w grudniu. Na ten czas HBO szukało dla Amerykanina przeciwnika. Z naszego punktu widzenia to mało realne. Jest zbyt mało czasu, by po starciu z Gołotą za miesiąc znów wchodzić do ringu. Natomiast Arreola po grudniowym pojedynku następną walkę będzie mógł stoczyć w maju i wówczas chciałbym się z nim spotkać. On niedawno walczył z Witalijem Kliczką i przez wielu jest uznawany za nadzieję amerykańskiej wagi ciężkiej.

- Do maja jest sporo czasu. Chyba nie zrobi pan sobie półrocznej przerwy?
- Na pewno do tego czasu stoczę jeden pojedynek. Na początek lutego mamy rezerwację hali Prudential Center w Newark. Mam też propozycje boksowania w Polsce na początku marca. Wybierzemy najlepszą ofertę.

- Jeden z braci Kliczków za rok. To faktycznie realny termin?
- Jeśli wszystko będzie szło zgodnie z planem, to tak. Jak Bozia da zdrowie, to myślę, że za rok o tej porze pokuszę się o taką walkę. Propozycję od menedżera Władimira Kliczki mieliśmy już w ubiegłym roku. Jednak nie mogliśmy jej przyjąć, bo walka miałaby nastąpić dwa tygodnie później. Ja wchodzę na ring, kiedy jestem przygotowany do walki i z poczuciem pewności siebie. Dlatego chcę stoczyć jeszcze co najmniej dwie walki w kategorii ciężkiej i wtedy będę przygotowany na pojedynek z mistrzami tej wagi.

- Jak pan spędza czas od powrotu do USA? Było dużo świętowania?
- Nie mam czasu na głupoty. Pierwsze dni to przede wszystkim aklimatyzacja. W krótkim odstępie dwa razy zmieniałem strefy czasowe, jadąc do Polski i z powrotem, więc przez dwa, trzy dni byłem trochę "przykręcony". Odbierałem wiele telefonów z Polski oraz od dziennikarzy z amerykańskiej prasy. Tutaj też dużo pisano o naszej walce i po niej. Ale życie toczy się dalej, a my kończymy remont domu w New Jersey, więc jestem zajęty.

- Przy remoncie jest pan inspektorem nadzoru czy też coś robi?
- Jakim inspektorem? Jeżdżę busem i jak coś trzeba przywieźć, to pakuję towar i na budowę. Właśnie przed chwilą przyjechałem z hurtowni budowlanej i jestem na placu budowy. Nie jest tak, że walczę tylko w ringu i poza tym nic nie robię. Jestem normalnym facetem. Roboty się nie boję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska