Tomasz Jaeschke: - Ochrzcić psa to nie grzech

Archiwum prywatne
Tomasz Jaeschke
Tomasz Jaeschke Archiwum prywatne
Tomasz Jaeschke, były ksiądz i jedyny w Europie animalpastor, czyli duszpasterz zwierząt.

- Czy wszystkie psy idą do nieba?
- Idą.

- Z ludźmi nie jest już tak prosto. Na niebo trzeba sobie zasłużyć.
- Z ludźmi jest inaczej, bo teoretycznie powinni wiedzieć, co robią, ludzie mogą wybrać, czy chcą pójść drogą dobra czy zła. Zwierzęta nie mają takiego dylematu, bo są z natury dobre. Dlatego moim zdaniem wszystkie idą do nieba. Nie widzę kryteriów, które miałyby rozsądzać inaczej.

- Twierdzisz, że Chrystus narodził się nie tylko dla nas, ale również dla zwierząt. To znaczy, że również za nie cierpiał na krzyżu?
- Chrystus oddał życie za każde cierpiące niewinnie życie i nie jest ważne, czy mówimy o życiu ludzkim czy zwierzęcym.

- Logo na stronie internetowej animalpastora przedstawia zwierzęta wokół ukrzyżowanego Jezusa. Opierając się na tym, co można znaleźć w Biblii, chyba nie tak to wyglądało?
- Pinchas Lapide mówił, że są dwie możliwości czytania Biblii: albo dosłownie, albo poważnie...

- Rozumiem, że ty jesteś daleki od czytania dosłownie.
- Bardzo daleki, bo Biblia to nie jest sprawozdanie, lecz rezultat długowiecznych przemyśleń i medytacji, wsłuchiwania się w często słabo słyszalny głos. Poza tym Biblia operuje obrazami, symbolami i te trzeba nauczyć się odczytywać. Dosłowne jej czytanie to wyraz ignorancji. Jeśli ktoś bierze ją dosłownie, to nie bierze jej na poważnie.

- Czy na Sądzie Ostatecznym pojawią się też zwierzęta?
- Pojawią się. A wraz nimi pojawi się i pytanie czysto ewangeliczne: "cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci i sióstr moich najmniejszych, mnieście uczynili". Będę w Brukseli 4 października, czyli w dzień św. Franciszka, właśnie po to, aby zaapelować w imieniu naszych cierpiących braci i sióstr do sumienia chrześcijańskiej Europy.

- Mówisz, że modlisz się w intencji chorych zwierząt, błogosławisz je w trudnych momentach, pościsz w ich intencji. Bóg się o to na ciebie nie obraża?
- Bóg pewnie uśmiecha się dobrotliwie i myślę, że jest wdzięczny. Ja wiem, co mam do zrobienia, i nie zrezygnuję z tej mojej misji, nawet gdyby oprócz mnie nikt jej nie potrafił zrozumieć. Będę z tymi zwierzakami, bo one mnie potrzebują. Ja je kocham, a Bóg kocha je jeszcze mocniej niż ja. Dlaczego miałby się na mnie obrażać za to, że chcę im nieść pomoc?

- Hierarchowie Kościoła katolickiego patrzą na ciebie jak na wariata, który chce zbawiać psy, koty, świnie…
- Oni mnie nie lubią, bo psuję im optykę, ale ja nie mam wątpliwości, że zwierzęta mają duszę. Czekam, by mi ktoś to wybił z głowy, ale jak na razie nikomu się to nie udało: ani w Polsce, gdzie przez lata mieszkałem, ani w Austrii, gdzie mieszkam obecnie, ani w Niemczech. Część osób uważa mnie za fantastę, wiesz, takiego doktora Dolittle, ale to nie ma nic wspólnego z sentymentalizmem ani naukowym, ani teologicznym. Tak naprawdę nie jestem ważniejszy od mrówki, która chodzi pod moim butem. Ona ma takie samo prawo do życia jak ja, więc albo można nas oboje wyeliminować, albo nie wolno ruszać żadnego! Ja identyfikuję się z każdym zwierzęciem i dlatego tak bardzo mnie boli, gdy ktoś zadaje mu cierpienie.

- Pamiętam taką scenę: byłam małą dziewczynką i umarł mój ukochany pies. Bardzo chciałam wtedy usłyszeć, że poszedł do nieba i teraz jest mu już dobrze, że nic go nie boli. Nie usłyszałam, bo zdaniem katechetki zwierzęta nie mają duszy, więc do nieba iść nie mogą… Ty przekonujesz, że jednak mają. Jaki masz na to dowód?
- Jestem pewny, że twój pies wrócił w ramiona kogoś, kto go od początku kochał. A jakie mam dowody? Intuicja byłego księdza, chrześcijanina, teologa, człowieka elity, było nie było, kościelnej. Zwierzęta mają dokładnie tę samą duszę jak my. One noszą w sobie ten sam oddech Boży i to, że nie mówią ludzkim językiem, absolutnie niczego nie zmienia.

- Ale Kościół twierdzi inaczej.
- Jemu zwyczajnie brak odwagi do tego, aby wziąć w obronę zwierzęta. Kościół zdradził swoich małych braci i siostry, zostawił na pastwę losu, choć to przecież dzieci tego samego Boga. To boli najbardziej.

- Jesteś orędownikiem chrztu zwierząt. Co to miałoby im dać?
- Faktycznie zapytano mnie kiedyś, czy skoro uważam, że zwierzęta mają duszę, byłbym gotowy je chrzcić. Byłbym, gdyby zrobienie tego nie wywołało takiego skandalu. Można zapytać: po co w ogóle to robić, skoro zwierzęta są bez grzechu? Owszem, one nie utraciły stanu niewinnego, tyle że chrzest to nie tylko uwolnienie od grzechu. Chrzest ma jeszcze inną ważną funkcję i teologia o tym wie i mówi. On wprowadza w społeczność istot przez Boga odkupionych, sygnalizuje ontologiczną więź z Bogiem, uzmysławia przepływ Bożego tchnienia w jego umiłowanych stworzeniach. Dlatego nie widziałbym w tym chrzcie niczego zdrożnego. Zwierzęta są może nawet bliżej Boga niż ludzie, należą do Corpus Christi, czy się to komuś podoba czy nie. One w Bożym krwiobiegu miłości uczestniczą dokładnie tak samo jak my, tyle że wielu się to po prostu w głowach nie mieści.

- Jak twoim zdaniem Kościół zareagowałby na taki chrzest?
- Myślę, że ostatecznie uznałby mnie za wariata i heretyka, ale mnie to jednak nie przekonuje. Skończyłem dwa fakultety, dlatego najpierw trzeba mi udowodnić, że odszedłem od zmysłów, trzeba podać konkretne argumenty, a nie stwierdzić, że zwierzęta duszy nie mają, więc chrzcić ich nie wolno i bez dyskusji.

- Nie jesz mięsa, choć mówisz, że lubisz. Czyli jadłeś, ale przestałeś?
- Sześć lat temu. Wtedy zdałem sobie sprawę, że one mają takie same uczucia jak my. Lubię mięso, ale nie będę go jadł za każdą cenę. Wiem, że za tym kawałkiem mięsa stoi ogromne cierpienie, a ja nie chcę, by ktokolwiek dla mnie cierpiał. Żeby to uświadomić ludziom, chciałem zrobić pewną prowokację, zademonstrować, że godzenie się na cierpienie naszych braci i sióstr mniejszych nie jest w porządku. Chciałem zabrać moją Nikitę (suczka rasy akita inu) na Jasną Górę. Ja miałem być w stroju kapłana, a ona miała mieć na sobie napis: "I mnie stworzył Bóg". Ostatecznie zrezygnowałem z tego, bo ludzie nie zrozumieliby mojego przesłania. Pewnie zaczęliby krzyczeć, że pies w świątyni to obrazoburstwo, baliby się, że nabrudzi - choć prawda jest taka, że łapy Niki są czyściejsze niż buty niejednego człowieka. Ona czułaby te negatywne emocje, choć pewnie nie wiedziałaby, dlaczego jej tam nie chcą. Uznałem, że nie będę jej narażał na taki stres. Nie miałem do tego prawa.

- Jak reagują zwykli ludzie na tę twoją misję? Z wyrozumiałością czy pukają się w czoło?
- Różnie. Mam tyle samo wspaniałych przyjaciół, co wrogów. Tak naprawdę jest mi wszystko jedno, co o mnie myślą ludzie. Po prostu robię swoje.

- Przez sześć lat byłeś księdzem. Czy to niezgoda na podejście Kościoła do zwierząt popchnęła cię do zrzucenia sutanny?
- Nie. Pokochałem kobietę i znalazłem się w konflikcie. Stąd taka decyzja. Empatię do zwierząt odkryłem dopiero po latach.

- Mówisz o sobie, że wystąpiłeś z szeregów Kościoła, ale nie przestałeś być księdzem. Co to znaczy?
- Raz ważnie przyjęte święcenia zostają, nawet jeśli ktoś decyduje się zrzucić sutannę. Dlatego ja nadal mogę ważnie i godziwie rozgrzeszyć np. umierającego i jeśli będzie taka potrzeba, to chętnie to zrobię. Zdecydowałem jednak, że bardziej niż ludziom chcę służyć zwierzętom.

- Założyłeś rodzinę, masz żonę, dzieci… Obowiązki rodzinne nie przeszkadzają ci w misji? Kościół twierdzi, że celibat jest właśnie po to, aby kapłan mógł się poświęcić wyłącznie posłudze.
- Myślę, że dosyć dobrze ustaliłem sobie priorytety, i robię to, co uważam za słuszne. Jedno jest pewne - braci mniejszych na pastwę losu na pewno już nie zostawię.

- Chcesz być pochowany obok swego psa Nikity, która odeszła kilka miesięcy temu. Są już wprawdzie cmentarze dla zwierząt, ale spełnienie takiego życzenia - gdzie zwierzę i właściciel mogliby spocząć obok siebie - mimo wszystko na razie wydaje się nierealne…
- Wysłałem takie zapytanie do jednego z krematoriów wiedeńskich, ale odpisali mi, że prawo im tego zabrania. Nie napisali jednak konkretnie dlaczego i myślę, że nie potrafiliby tak naprawdę tego uzasadnić. Dla mnie liczy się jednak prawo innego rzędu.

- Leonardo da Vinci powiedział: "Nadejdzie kiedyś czas, gdy człowiek będzie patrzył na zabijanie zwierząt w ten sam sposób, w jaki teraz patrzy na mordowanie ludzi". Sądzisz, że naprawdę jest to możliwe?
- Młode pokolenie napawa mnie optymizmem. Powoli widzę pierwsze symptomy zmian i wierzę, że one w końcu nastąpią. Tak się kiedyś stanie. Choć ja już tych czasów na pewno nie doczekam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska