Tomasz Kowalski o japońskich smakach, rankingach i Londynie

Redakcja
Tomasz Kowalski: - Na razie staram się skupiać na najbliższych celach. A takim jest styczniowy turniej masters.
Tomasz Kowalski: - Na razie staram się skupiać na najbliższych celach. A takim jest styczniowy turniej masters.
Świąteczna, ale sportowa rozmowa z dżudoką AZS-u Opole.

- Na Wigilię przygotowuje pan śledzia po japońsku?
- Nie. U nas w domu role są podzielone: mama zajmuje się wszystkim, a tato rybą. I jak co roku nie będzie to karp, tylko sandacz. Troszeczkę inaczej niż nakazuje tradycja.

- Nie bez kozery uderzam w japońskie tony, bowiem trzy tygodnie bawił pan w Azji. Był czas, by podpatrzeć coś kulinarnego?

- Parę razy zjadłem sushi i inne miejscowe specjały. Jednak tyle razy już tam byłem, że azjatycka kuchnia nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Odnajduję się w niej, bo potrawy są smakowite. Przynajmniej jeśli idzie o moje kubki smakowe.

- I na azjatyckich tatami też się pan odnajduje, bo generalnie ostatni wyjazd należy zaliczyć do udanych.

- Troszeczkę zabrakło mi szczęścia podczas pierwszego turnieju w samej Japonii, gdzie w pierwszej rundzie trafiłem na dwójkę światowego rankingu. Przegrałem na punkty, choć walka była do wygrania i o to mam do siebie pretensje. Tydzień później, już w Chinach, zmazałem plamę z Japonii. Zająłem drugie miejsce i w dobrych nastrojach zakończyłem rok 2011.

- Patrząc na sportowy wymiar mijającego roku, do świątecznego stołu zasiądzie pan z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku?

- Jeśli prześledzić moją karierę i problemy zdrowotne z jakimi się borykałem, to nieładnie mówiąc tyle punktów "natrzaskałem" do rankingu, że mogę być zadowolonym. Wiadomo, że mogło być trochę lepiej, ale może "to lepiej" niech będzie takim życzeniem noworocznym.

- Myśli coraz częściej uciekają do Londynu?

- Tam jeszcze daleka droga. Nie chodzi o samo zakwalifikowanie się, ale o to, by być dobrze przygotowanym i zdrowym. Coś czego najbardziej się obawiam, to problemy zdrowotne. Kontuzje zawsze gdzieś czyhają. A przed olimpijskimi kwalifikacjami są jeszcze ważne turnieje: w lutym i przede wszystkim w połowie stycznia turniej masters. Na razie staram się koncentrować na tych bliższych celach.

- W masters wystąpi czołowa szesnastka światowego rankingu. Pan jest 17.

- Tak, ale zawsze ktoś z czołówki wypada. Japończycy mają wewnętrzną zasadę, że nawet jak w czołówce rankingu mają 3-4 zawodników, to wysyłają dwóch najlepszych. Z reguły te dwa miejsca spoza "16" jadą na masters. Dlatego wnioski wizowe mamy złożone i czekamy na ostateczne potwierdzenie.

- Dzięki ostatnim startom, choćby tym azjatyckim, szanse na igrzyska olimpijskie znacznie wzrosły.

- Zdecydowanie tak. Chociażby medalem podczas Grand Prix Chin dosyć mocno zarysowałem się w tym rankingu. W moim przypadku sytuacja jest o tyle korzystna, że przez moją absencję przed rokiem moje punkty rankingowe nie topnieją. To znaczy wszystkie następne starty będą się liczyć do igrzysk i moja sytuacja może się tylko poprawiać. Inni mają już na koncie punkty z innych turniejów i teraz muszą ich bronić, a słabszy start oznacza "topnienie" konta.

- Oceniając realnie tylko kontuzja może wykluczyć Pana z olimpijskiej kwalifikacji.

- Kontuzja to najgorsze co może się teraz stać. Bo dżudo nie zapomnę i sportowy poziom pewnie uda mi się utrzymać.

- Niestety, ostatnio operowany bark znów się "odezwał".

- Dlatego zaraz po świętach jedziemy do Bielska na konsultację do specjalisty, który mnie operował. Będzie wiedział, czy to jest jakieś pooperacyjne powikłanie, czy też inna dolegliwość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska