Ludobójstwa w 1946 r. mieli się dopuścić funkcjonariusze byłego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
- Podjęliśmy dwa umorzone postępowania, jedno, które dawniej prowadziła Prokuratura Wojewódzka w Opolu, i drugie, które toczyło się w prokuraturze w Gliwicach - poinformował "NTO" Piotr Piątek, prokurator z katowickiego IPN.
W latach 1991-1993 Prokuratura Wojewódzka w Opolu prowadziła śledztwo w sprawie mordu na żołnierzach. Pamięta je Franciszek Lewandowski, ówczesny prokurator wojewódzki.
- Z dużym trudem docieraliśmy do dokumentów w tej sprawie. Na początku lat dziewięćdziesiątych trafialiśmy jeszcze na opór materii - wspomina.
Ostatecznie postępowanie umorzono.
Jak doszło do ludobójstwa? Po wojnie, w latach 1945-1947 na Podbeskidziu (głównie powiaty bielski i cieszyński) działało liczące ok. 300 żołnierzy ugrupowanie Narodowych Sił Zbrojnych. Dowodził nim Henryk Flame ps. Bartek.
W 1946 r. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego rozpracowało grupę Bartka. W jej szeregi wprowadzono agentów. Z ustaleń wynika, że osobą, która przeniknęła do środowiska NSZ, był funkcjonariusz MBP Henryk Wendrowski. Występował on pod pseudonimem Lawina. Taki też kryptonim otrzymała później cała akcja. IPN podaje, że MBP udało się wprowadzić jeszcze jednego agenta. Najprawdopodobniej był nim Czesław Krupowies ps. Korzeń. Weryfikowana jest też wersja, że był to inny funkcjonariusz UB - Marian Kuczyński.
Zadaniem agentów było zorganizowanie wyjazdu na ziemie zachodnie jak największej liczby członków zgrupowania. Tam miała nastąpić ich likwidacja. Partyzantom obiecywano, że najpierw zostaną przerzuceni na ziemie odzyskane, a następnie na Zachód.
Akcję rzekomo miało organizować kierownictwo NSZ, a faktycznie wszystkim kierowało UB.
Dzięki zeznaniom świadków (członkowie oddziału Bartka i ich rodziny) ustalono, że na początku września 1946 r. doszło do przerzutu ludzi z Podbeskidzia na ziemie zachodnie (dwa lub trzy transporty).
Od tego momentu brakuje konkretnych informacji na temat dalszych wypadków. IPN próbował je ustalić na podstawie zeznań byłego funkcjonariusza UB Jana Fryderyka Zielińskiego. Miał on być świadkiem egzekucji 69 członków NSZ z grupy Bartka.
Zieliński zeznał, że partyzantów przewieziono samochodami w okolice poniemieckiego lotniska pod Łambinowicami. Umieszczono ich w nieustalonym budynku na terenie posiadłości ziemskiej. Świadek pamięta, że był to budynek z nieotynkowanej cegły.
Przed przyjazdem żołnierzy, do butelek z wódką UB wstrzykiwało środek odurzający. Tak przygotowany alkohol podano żołnierzom. Następnie do budynku, w którym spali, wrzucono granaty ogłuszające.
Obezwładnionych członków NSZ rozbierano i prowadzono nad wykopany wcześniej dół. Tam strzelano im w tył głowy. Samej egzekucji mieli dokonać Rosjanie, a funkcjonariusze UB jedynie obstawiali teren.
Inną grupę żołnierzy Bartka miano umieścić w zaminowanym baraku, który następnie wysadzono w powietrze.
Śledztwo prowadzone przez katowicki IPN ma odpowiedzieć na trzy pytania: kto zadecydował o zamordowaniu żołnierzy Bartka, ile osób i kto jest na liście ofiar oraz gdzie zostali pochowani żołnierze.
Prokurator Lewandowski w siedzibie opolskiej delegatury ówczesnego UOP zapoznał się z raportem SB w tej sprawie.
- Nie było tam nic o wymordowaniu żołnierzy, tylko o metodach rozpracowania grupy - zaznacza.
Jak podaje "Tygodnik Powszechny", w źródłach z okresu PRL można znaleźć informacje, że "członków groźnych band" postawiono przed sądem i skazano. Wyszli na wolność po amnestii.
Katowicki IPN nadal poszukuje świadków tamtych zdarzeń. Instytut liczy również na znalezienie rodzin osób, które były członkami NSZ, a zaginęły jesienią 1946 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?