Do pożaru w budynku przy ulicy Walecki doszło w czwartek po godz. 10.00.
- Ja i mąż byliśmy wtedy w pracy. Syn, który wrócił z nocnej zmiany, chciał sobie odgrzać frytki. W pewnym momencie olej się zapalił i Natan, próbując zdjąć garnek z kuchenki, rozlał tłuszcz. Doszło do ogromnego pożaru, który omal nie zabił naszego syna - relacjonuje z trudem Helena Nykiel.
22-latek ma poparzone ręce, nogi i twarz. Obecnie przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu.
- Boże, nie mamy nawet gdzie wrócić... Poprzednią noc spędziliśmy w szpitalu, tę, wraz z mężem i 16-letnim synem, spędzimy w Ośrodku Readaptacji Społecznej "Szansa". Mieszkanie spłonęło doszczętnie - wszystkie ubrania, meble, sprzęty AGD, dokumenty. Ogień zabrał wszystko, co mieliśmy. Tragedia... - mówi pani Helena, płacząc.
Na pomoc pogorzelcom ruszyli ich przyjaciele. - Zachęcamy do dokonywania wpłat na konto zbiórki dostępnej pod tym adresem. Pani Helena zawsze chętnie pomaga potrzebującym, jest bardzo życzliwa, gościnna, teraz to jej świat legł w gruzach. Pomóżmy! - apelują Jarosław i Iwona Dąbrowscy z Głuchołaz, którzy utworzyli zbiórkę.