Trener naszych biegaczek: - Na tych trasach nawet najlepszym może odciąć prąd

fot. Anna Kaczmarz
Ivan Hudac
Ivan Hudac fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa ze Słowakiem Ivanem Hudacem, od dwóch lat szkoleniowcem polskiej kadry biegaczek. Wcześniej pracował m.in. z reprezentacją Słowenii

- Norweżki dopiero na piątym miejscu w sztafecie. Świat się kończy.
- To taki przykład, że nawet największym faworytom może zdarzyć się słabszy dzień. Sztafety rządzą się swoimi prawami, przed biegiem nie da się matematycznie wyliczyć, kto będzie na podium. To jak w sportach drużynowych - wszystko musi się zgrać. Jeden ma swój dzień, drugi nie, jeden jest mocniejszy psychicznie, drugi słabszy, a wszystko składa się na końcowy wynik.

- Ale spodziewał się Pan, że może być aż taka sensacja?
- Nie, przez myśl mi to nie przeszło. Norweżki miały przecież zdobyć tu złoto.

- Justyna Kowalczyk mówiła, że jest tutaj specyficzny mikroklimat, który nie ułatwia biegaczom życia. Pan ma podobne obserwacje?
- Tak, jest dość specyficzny, również ze względu na wysokość, na jakiej znajdują się trasy. Może tak się zdarzyć, że zawodnik, który jest w bardzo dobrej formie, wystartuje śmiało do przodu - tak jakby to zrobił w każdym innym biegu - a po kilku kilometrach "odetnie mu prąd". To w sztafecie przytrafiło się Bjoergen. Ruszyła ostro, walczyła, a potem trach, prawie stanęła w miejscu. To też spotkało Paulinę Maciuszek na dziesięć kilometrów "klasykiem". Leciała ładnie do półmetka, była w "20", a potem do mety w zasadzie doszła, a nie dojechała.

- Po sztafecie był Pan zadowolony z dziewczyn?
- Możemy powiedzieć, że sztafeta nie była zła. Ja jednak nigdy nie jestem zadowolony, kiedy wiem, że była szansa na lepszy wynik, a niewiele brakowało do wyższego miejsca. Przed biegiem liczyłem, że zakręcimy się koło piątej pozycji. Inna sprawa, że w sobotę wszystko było postawione na głowie. Kto spodziewał się medalu Niemek albo wysokiego miejsca Francuzek?

- Najsłabszym ogniwem była Kornelia Kubińska.
- "Kola" nie pobiegła źle, ale zupełnie nie podeszła jej trasa. Szybka, z dużą ilością prostych, na których jest dużo odpychania się kijami, to nie jest to, co ona lubi. Woli duże podbiegi. Strata do pierwszej zawodniczki nie była ekstremalnie duża. To nie był występ ani słaby, ani rewelacyjny. Nie winiłbym jej, nie ona jedna miała dziś kłopoty. Co ma powiedzieć Bjoergen?

- Za to Sylwia Jaśkowiec pokazuje, że jest coraz bliżej światowej czołówki.
- Prawda, ale nie chcę o tym za dużo rozmyślać. Dlaczego? Bo od razu wraca to uczucie, że szkoda tej jej wywrotki w sprincie. I zastanawiam się, co by było gdyby... Ale tak, pokazuje, że jest dobrze przygotowana. Cieszymy się, dobrze jechała "łyżwą", to jej styl. Na 99 procent wystartuje w sprincie drużynowym z Justyną Kowalczyk.

- Ten duet to dla wszystkich niewiadoma. Jakie ma Pan oczekiwania przed tym startem?
- Można powiedzieć, że to najlepsza konkurencja, bo nie mamy przed nią żadnych oczekiwań. Niemki przed sztafetą też nie miały, a zdobyły medal. Zobaczymy, jak będzie.

- Pańskim zdaniem Kowalczyk będzie w stanie powalczyć o medal na 30 km "łyżwą"?
- Jeśli wziąć pod uwagę jej fizyczne przygotowanie i fakt, że na tych trasach trzeba strasznie walczyć, to Justyna ma perspektywy na superwynik. To jest jednak tak długa trasa, że trudno przewidzieć, jak będzie z tą jej nogą, i to przy technice łyżwowej. Ale na pewno ma szansę na wielki wynik.

- A jej bieg w sztafecie jak Pan ocenia?
- Super. Ona zawsze leci super. Nawet jak ma problemy, jak tutaj. Bez niej ta sztafeta nie wyglądałaby tak, jak wygląda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska