Trener Polonii Nysa Łukasz Czajka powrócił w rodzinne strony po latach pracy w uznanej marce [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Łukasz Czajka w pierwszym roku pracy z Polonią Nysa wywalczył z nią awans do 3 ligi.
Łukasz Czajka w pierwszym roku pracy z Polonią Nysa wywalczył z nią awans do 3 ligi. Wiktor Gumiński
Starsi kibice LKS-u Goświnowice mogą go pamiętać jeszcze z występów na boisku. Nieźle zapowiadającą się karierę zawodniczą zakończył jednak bardzo szybko, bo w wieku zaledwie 23 lat. Od razu zajął się trenowaniem i niedługo później wylądował w Śląsku Wrocław. Spędził tam aż 11 lat, zdobywając z nim między innymi mistrzostwo Polski i biorąc udział w europejskich pucharach. Latem 2021 roku, pochodzący z Frączkowa Łukasz Czajka wrócił na Opolszczyznę, obejmując Polonię Nysa. Awansował z nią w znakomitym stylu do 3 ligi, ale na tym zdecydowanie nie zamierza poprzestać. Przeprowadziliśmy ze szkoleniowcem rozmowę na temat poszczególnych etapów jego piłkarskiego życiorysu.

Jest pan jednym z nielicznych trenerów na Opolszczyźnie z najwyższą licencją trenerską UEFA Pro. Jak dużo dał panu ten kurs?
Dla mnie był on bardzo wartościowy. Pomimo że przez 11 lat pracowałem profesjonalnie na najwyższym poziomie klubowym w Polsce, to dzięki niemu dowiedziałem się nowych rzeczy. Dla przykładu, byliśmy zobowiązani do bacznego śledzenia mistrzostw świata do lat 20, które w 2019 roku były rozgrywane w Polsce. Każdy trener miał przypisaną drużynę, za którą musiał jeździć. Mi przypadła w udziale Korea Południowa, czyli finalista turnieju. W ramach kursu bacznie analizowałem jej grę, zyskując przy tym dużo doświadczenia. Comiesięczne, trzydniowe wyprawy do Białej Podlaskiej przez dwa lata kosztowały nas sporo zdrowia i wyrzeczeń, ale zdecydowanie było warto. Dzięki kursowi UEFA Pro poznałem też dużo uznanych osobistości ze świata futbolu. Mieliśmy też owocne spotkania z powszechnie mniej znanymi osobami, takimi jak psycholog reprezentacji Niemiec czy pani, która prowadziła wykład pod tytułem „Pedagogika miłości”. Uczył on spojrzenia na zarządzanie w piłce z innej, mniej popularnej perspektywy, pod kątem potrzeb, uczuć oraz dobrych uczynków zarówno własnych, jak i innych jednostek.

Licencja UEFA Pro, którą uzyskał pan w październiku 2020 roku, umożliwia pracę w każdym miejscu na świecie. Tymczasem pan kilka miesięcy po jej zrobieniu wylądował w 4-ligowej Polonii Nysa. Co zadecydowało o takim posunięciu?
Kiedy w marcu, wraz z całym sztabem, zostałem zwolniony ze Śląska Wrocław, postanowiłem sobie, że chcę podjąć pracę w roli pierwszego trenera. Początkowo, nie ukrywam, pragnąłem to robić na szczeblu centralnym, bo przecież po to przez wiele lat robiłem konieczne uprawnienia. O moim przyjściu do Polonii zadecydowało kilka czynników, z których najważniejszym była rozmowa z prezesem Łukaszem Gadziną i wiceprezesem Markiem Byrskim. Spodobała mi się przedstawiona przez nich perspektywa rozwoju klubu. Pewne znaczenie miał też fakt, że podjęcie pracy w klubie z Nysy oznaczało powrót w rodzinne strony. Frączków, z którego pochodzę, pozostanie w moim sercu na zawsze. Najważniejszy był jednak aspekt sportowy. Uwierzyłem w przedstawiony projekt, a włodarze Polonii uwierzyli we mnie. Zrobiliśmy już wspólnie pierwszy krok naprzód i nie zamierzamy na tym poprzestać.

A miał pan jakieś konkurencyjne oferty?
Zbyt dużo ich nie było, ale też na siłę ich nie szukałem. Po zakończeniu współpracy ze Śląskiem potrzebowałem nieco odpoczynku i czasu spędzonego z rodziną. Potem podjąłem rozmowy z innym klubem, ale po dwóch dniach od ich rozpoczęcia zadzwonił do mnie prezes Polonii. Spotkaliśmy się, szybko doszliśmy do porozumienia i później nie było już tematu innych drużyn.

Fakt, że znał się pan z prezesem Gadziną od kilkunastu lat mocno ułatwił wam negocjacje?
W jakimś stopniu na pewno, ale też nie było tak, że przez lata byliśmy wielkimi znajomymi. Poznaliśmy się na boisku, kiedy ja występowałem w LKS-ie Goświnowice, a Łukasz właśnie w Polonii Nysa. Potem nasz kontakt nieco osłabł, lecz znacząco odżył, kiedy Łukasz został członkiem zarządu w klubie z Nysy, a ja koordynatorem akademii w Śląsku. Mogłem wtedy mocniej skupić się na budowaniu relacji z innymi zespołami i pierwszym, z którym podpisaliśmy partnerskie porozumienie była właśnie Polonia. Między innymi dzięki temu często widywaliśmy się później we Wrocławiu, a kilka miesięcy temu to ja wylądowałem w Nysie.

Pańska przygoda z piłką w roli zawodnika zakończyła się bardzo szybko, bo już w wieku 23 lat. Czyżby na więcej nie pozwoliło zdrowie?
Nie chcę mówić, że przez kontuzje nie zrobiłem kariery, bo nie lubię gdybać. Jednak fakt, że trzykrotnie złamałem w jednej nodze piątą kość śródstopia oraz przeszedłem trzy operacje kolana, znacząco wpłynął na moje późniejsze wybory. W czasie studiów na wrocławskim AWF-ie, zamiast normalnie zaliczać różne zajęcia praktyczne, z powodu problemów zdrowotnych robiłem to często tylko w teorii. Wyglądało to trochę dziwnie, dlatego uznałem, że już w młodym wieku lepiej będzie zająć się trenowaniem. Później jeszcze okazjonalnie grywałem w niższych ligach dolnośląskich, ale to już zupełnie inny etap życia.

Jakim był pan piłkarzem?
Występowałem jako środkowy pomocnik, w roli popularnej „ósemki” bądź „szóstki”. Starałem się umiejętnie łączyć ofensywę z defensywą. Moja mama zawsze powtarza, że jeszcze nie umiałem chodzić, a już kopałem piłkę. Tata to z kolei fanatyk futbolu. Samemu też kiedyś był zawodnikiem, a potem trenerem, prowadząc choćby przez pewien czas juniorów starszych Polonii Nysa. Dla mnie do 18. roku życia też właściwie wszystko było podporządkowane piłce. Jako 15-latek wyjechałem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego we Wrocławiu. Ta jednak szybko upadła i wróciłem do Goświnowic. Na miejsce studiów znów jednak wybrałem stolicę Dolnego Śląska z nadzieją na to, że zostanę tam zawodowym piłkarzem. W 2004 roku, trafiając do drużyny Motobi Kąty Wrocławskie, doszedłem do poziomu 3-ligowego, ale ze wspomnianych powodów zdrowotnych już dwa lata później zajmowałem się trenowaniem dzieci w Ślęzie Wrocław.

Dotknęło pana mocno to, że LKS Goświnowice w pewnym momencie przestał istnieć aż na 10 lat (2006-2016 – red.)?
Rzeczywiście, dziwnie się czułem, kiedy przejeżdżałem obok jego boiska po pas zarośniętego trawą. Tym bardziej, że LKS w swoim czasie naprawdę dobrze się rozwijał, zarówno jeśli chodzi o struktury młodzieżowe, jak i seniorskie. Z kilkoma kolegami z Goświnowic udało nam się parę razy spotkać we Wrocławiu, choć praca w Śląsku pochłaniała mi na tyle dużo czasu, że nie było ku temu zbyt wielu okazji. Niektóre relacje z dawnych lat odświeżyliśmy natomiast po moim powrocie do Polonii. Jeżeli z kolei chodzi o klub, teraz już zarządzają nim zupełnie inni ludzie. Jak widać z powodzeniem, bo właśnie awansował on do klasy okręgowej. Nie mam jednak z nimi żadnego kontaktu.

Do Śląska trafił pan już w wieku 26 lat. Jak do tego doszło?
To nieprawdopodobnie historia. Prowadziłem wtedy kadrę wojewódzką Dolnego Śląska, a także byłem trenerem młodzieży w szkółce Top Talent Wrocław. Pojechałem wraz z żoną, będącą wtedy w 6. miesiącu ciąży, na urlop do Chorwacji. Nie zdążyłem się nim jeszcze porządnie nacieszyć, bo już pierwszego dnia zadzwonił do mnie telefon. Po drugiej stronie wybrzmiał głos dyrektora sportowego Śląska, który spytał, czy nie chcę zostać asystentem Ryszarda Tarasiewicza. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Byłem w tak ciężkim szoku, że odpowiadałem na kolejne zadawane mi pytania, ale z tyłu głowy nie dowierzałem w to, co słyszę. Spytał się mnie też, czy mogę na już wrócić do Wrocławia. Odpowiedziałem, że nie jestem w stanie. Jako że drużyna rozpoczęła już wtedy okres przygotowawczy, przez całe wakacje myślałem, że nie mam już czego w Śląsku szukać. Po powrocie miałem się odezwać, ale byłem przekonany, że działacze wybiorą kogoś innego. Tymczasem zostałem zaproszony na spotkanie, po którym dostałem tą bardzo ciekawą, ale i wymagającą pracę.

Co pan robił pod okiem kolejnych trenerów Śląska?
Miałem do nich szczęście. Współpracowałem bowiem ze znanymi osobami, które dawały mi, jak i wszystkim współpracownikom, bardzo dużo zaufania. Doskonale do dziś pamiętam historię z trenerem Orestem Lenczykiem, który po przyjściu do klubu zwykle zwalniał wcześniejszych asystentów. Na początku usłyszeliśmy od niego, że jesteśmy na tygodniowym okresie próbnym. W pierwszej chwili nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie. Zastanawiałem się też, czy samemu z siebie nie podać się do dymisji po odejściu trenera Tarasiewicza. Zawsze czułem się bowiem współwinny, kiedy pierwszy szkoleniowiec tracił posadę. Klub jednak postanowił wtedy, że zostawi asystentów, a trener Lenczyk po pół roku określał nas już współpracownikami. Regularnie powtarzał, że musi otaczać się ludźmi, którzy w pewnych względach są od niego bardziej kompetentni. Dzięki temu już w wieku 28 lat prowadziłem szczegółowe analizy zarówno naszej gry, jak i naszych rywali. Tym zajmowałem się zresztą praktycznie przez cały czas swojego pobytu w Śląsku. Dodatkowo, na przykład za czasów trenera Stanislava Levy’ego pomagałem na boisku w pracy nad ofensywą, a u Vitezslava Lavicki prowadziłem, pod jego okiem, treningi gry defensywnej.

Po tak długiej pracy w klubie z PKO Ekstraklasy, dużym wyzwaniem było dla pana wdrożenie swoich pomysłów w występującej kilka klas niżej Polonii?
Najważniejsze jest to, żeby realnie spojrzeć na to, co w danym miejscu można zrobić. Staram się oczywiście zaszczepić w Polonii jak najwięcej standardów ekstraklasowych, choć o pewne rzeczy czasami muszę walczyć. Z prezesem toczymy bardzo dużo gorących dyskusji, ale zawsze w czterech ścianach i z dużym szacunkiem do siebie. Często się nie zgadzamy, ale ja też zdaję sobie sprawę, że nie znam się na wszystkim. Nie mam na przykład pojęcia o zarządzaniu klubem jako całością. Po ewentualnej sprzeczce, jeśli nie miałem racji, potrafię się do tego przyznać. Ambitni ludzie, którzy pracują w Polonii w różnych rolach, to ogromna siła tego klubu. Dlatego też jestem generalnie pozytywnie nastawiony do każdego kolejnego dnia i staram się jak najmniej narzekać.

Zaakceptowanie tego, że pana obecni podopieczni zapewne nie zawsze są w stanie wykonać to samo, co piłkarze Śląska, też nie było dla pana problemem?
Zdecydowanie nie, bo generalnie jestem pod wrażeniem tego, jak szybko zespół załapał mój pomysł na grę. Podoba mi się też, jak zawodnicy wyglądają pod względem technicznym, taktycznym czy motorycznym. Czasami śmieję się, że nawet gdybym poszedł trenować klub występujący o dwie klasy rozgrywkowe wyżej, to połowę składu Polonii zabrałbym ze sobą. Ci gracze mają dużo podobieństw do tych z najwyższej półki. Czy wskoczą na jeszcze wyższy poziom, zależy od tego, czy z czasem będą w stanie zniwelować swoje drobne niedociągnięcia, czasami związane po prostu z aspektem genetycznym. Niejednokrotnie wystarczy chwila, by piłkarz zrobił przeskok do znacznie wyżej notowanego klubu. I w Polonii jest spora grupa takich, którzy są w stanie go wykonać.

Jakim jest pan typem trenera?
Przede wszystkim stawiającym na grę zespołową. Praca dla drużyny jest dla mnie absolutnie rzeczą kluczową na każdej pozycji. Będą występować u mnie zawodnicy, którzy wzajemnie się szanują i biorą odpowiedzialność za to, co robią na boisku. Mam pewne zasady, które nie podlegają negocjacjom. Nie ma na przykład u mnie odstępstwa od gry w defensywie. Nie akceptuję też sytuacji, kiedy ktoś nie pokazuje się do gry bądź zaczyna rządzić się w szatni. Ale jednocześnie bardzo mocno stawiam na komunikację z całą drużyną. Rozmawiam często nie tylko z kapitanami czy wiodącymi piłkarzami w drużynie, ale również i z tymi, którzy grają mniej. Mam swoje pomysły, ale ich uwagi są dla mnie bezcenne i bardzo pomocne. Czasami się kłócimy, ale robimy to w odpowiedni, wyważony sposób. Poza treningami, staram się natomiast regularnie podpatrywać różnych szkoleniowców z całego świata. Jestem szczególnie fanem Pepa Guardioli. Miałem też przyjemność podglądać na żywo treningi Marcelo Bielsy czy brać udział w stażach w Viktorii Pilzno, VfB Stuttgart, 1. FC Nuernberg czy Ruchu Chorzów. Regularnie szukam obszarów, na których mogę się jeszcze rozwinąć.

To prawda, że ma pan w głowie milion pomysłów na minutę?
Generalnie mogę się pod tym podpisać. Mam też świadomość, że czasami jest to atut, a innym razem może być problem dla moich współpracowników. Są różne typy trenerów: jedni lubią mieć wszystko poukładane od A do Z, drudzy wolą do ostatniej chwili wymyślać coś z przysłowiowego „chaosu”. Ja zaliczam się bardziej do tej drugiej grupy. Kiedyś się tym trochę denerwowałem, dopóki nie przeczytałem wypowiedzi pewnego niemieckiego psychologa, która uświadomiła mi, że nie jest to nic złego. Po prostu trzeba to zaakceptować. Dlatego też właściwie do ostatnich chwil obmyślam scenariusz pod konkretne spotkanie. Decyzję o wyjściowym składzie podejmuję czasem niemal najpóźniej, jak to możliwe. Ale to też „wina” zawodników (śmiech). W niektórych momentach miałem nawet 20 graczy gotowych do gry, więc problem był już z wyborem meczowej „osiemnastki”, a co dopiero pierwszej „jedenastki”. To, że każdy dawał z siebie maksimum, zaowocowało tak dobrymi wynikami w całym sezonie.

Po roku obserwacji z bliska BS Leśnica 4 Ligi Opolskiej, znalazł pan w niej kandydatów do zasilenia Polonii w kolejnym sezonie?
Tak, kontaktowaliśmy się już z paroma młodymi graczami. Jesteśmy jeszcze na początku okienka transferowego, ale 4-ligowy opolski rynek jest jednym z tych, które bacznie sprawdzamy. Nie można wykluczyć, że już wkrótce kogoś z niego pozyskamy.

Podejrzewam, że poszukujecie do waszej młodej drużyny również paru doświadczonych graczy.
Parę rotacji na pewno jest potrzebnych, żeby podnieść poziom rywalizacji i tym samym siłę całej drużyny. Szukamy zawodników, którzy pomogą nam wygrywać, a zarazem odgrywać ważne role w 3 lidze tym, którzy wywalczyli do niej awans. Bo mamy w składzie kilku graczy, którzy mają już za sobą grę w 3 lidze i wiedzą, czego można się po niej spodziewać. Mają oni po około 25 lat, więc są w idealnym wieku do tego, by pokazać pełnię swoich możliwości i stać się liderami zespołu. Zmian kadrowych nie będzie dużo. Około 75 procent piłkarzy pozostanie w klubie.

Na ten moment, Polonia jest już gotowa na 3 ligę?
Jesteśmy na dobrej drodze, ale potrzebujemy wykonać jeszcze trochę pracy na każdym polu, szczególnie transferowym i treningowym. Niezwykle ważnym miesiącem będzie dla nas lipiec. Musimy w nim dać z siebie wszystko. Jestem jednak przekonany, że w sierpniu będziemy już gotowi na to, co czeka nas w przyszłym sezonie.

Łukasz Czajka
Kariera piłkarska: LKS Elkon Goświnowice (1996-1998), SMS Sport Contact Wrocław (1998-1999), LKS Elkon Goświnowice (1999-2003), Inkopax Wrocław (2003-2004), Motobi Kąty Wrocławskie (2004-2005)
Kariera trenerska: Ślęza Wrocław - trener dzieci (2006-2007), Top Talent Wrocław - trener młodzieży (2007-2009), trener kadry wojewódzkiej Dolnego Śląska (2008-2009), Śląsk Wrocław - asystent trenera (2009-2015), trener kadry wojewódzkiej Dolnego Śląska (2016), Śląsk Wrocław - koordynator akademii (2017-2018), Śląsk Wrocław - asystent trenera (2018-2021), Polonia Nysa - pierwszy trener (2021-?)

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska