Choć latem włoski szkoleniowiec zdecydował się powrócić do ojczyzny i objąć beniaminka Serie A Gas Sales Piacenza, pracę na Opolszczyźnie zakończył w bardzo dobrym humorze. Mimo że w ciągu dwóch lat pracy w ZAKSIE Gardini przeżywał różne chwile, pobyt w niej spuentował doprowadzeniem drużyny do podwójnej korony - Pucharu Polski i mistrzostwa Polski.
- Naszym celem jest zbudowanie drużyny zdolnej do podjęcia walki nawet przeciwko najlepszym klubom na świecie - mówił Gardini, kiedy w 2017 roku obejmował stery w klubie z Kędzierzyna-Koźla.
Zadanie miał niełatwe, ponieważ przejmował zespół po swoim rodaku Ferdinando De Giorgim, który przywrócił ekipie blask z czasów jej największej świetności.
Pierwszy sezon kędzierzynian pod wodzą Gardiniego zakończył się sporym niedosytem. Co prawda awansowali oni do Final Four Ligi Mistrzów, ale zmagania w tym turnieju ostatecznie zakończyła bez medalu. Nie zdobyli też żadnego trofeum na krajowym podwórku, zostając wicemistrzem Polski i odpadając w półfinale Pucharu Polski.
Takie rozstrzygnięcia sprawiły, że przed sezonem 2018/19 przyszłość Gardiniego w ZAKSIE stanęła pod dużym znakiem zapytania. Rada Nadzorcza długo debatowała nad tym, czy Włoch zasłużył na otrzymanie drugiej szansy. Ostatecznie, po szczegółowych analizach, zapadła decyzja, że ją dostanie.
- W osiągnięciu optymalnej formy na decydującą fazę PlusLigi przeszkodziły nam w sezonie 2017/18 głównie kłopoty zdrowotne. Na starcie omijały nas kontuzje, stąd też graliśmy lepiej - tłumaczył Gardini.
Przed rozpoczęciem drugiego roku pracy w ZAKSIE, Włoch otrzymał jednak od swoich włodarzy jasno postawiony cel: odzyskanie tytułu mistrza Polski.
I to założenie udało mu się zrealizować, mimo że w końcówce ligowych rozgrywek kędzierzynianie nie grali wcale swojej najlepszej siatkówki. Wtedy jednak Gardini zdał niejako trenerski „egzamin”.
Mianowicie, w kluczowych momentach udowodnił, że potrafi dokonywać trafionych zmian. Tak było m.in. w drugim półfinałowym meczu w Zawierciu, kiedy to ZAKSĘ od odpadnięcia z walki o złoto dzielił jeden przegrany set, czy podczas trzeciego, ostatniego finałowego starcia z ONICO Warszawa. Te sytuacje dobitnie unaoczniły, że włoski szkoleniowiec sumiennie wyciągał wnioski i w newralgicznych momentach był w stanie odpowiednio pomóc swojej drużynie z boku.
- Po sztabie szkoleniowym gołym okiem było widać, że zupełnie inaczej prowadzi drużynę niż choćby rok wcześniej - oceniał prezes ZAKSY, Sebastian Świderski. - Wtedy być może właśnie przez zbyt małą liczbę roszad przegraliśmy mistrzowski tytuł. Następnie ich większa częstotliwość przyniosła zamierzony efekt. Zdobyty tytuł smakował tym lepiej, że w kluczowych meczach nie brakowało walki, zwrotów akcji i kontrowersyjnych decyzji. Wywalczyliśmy go w najlepszych play-offach od lat.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?