Truł pszczoły, bo nie czytał instrukcji

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
dziennikwschodni.pl
Pszczelarz z Łąki Prudnickiej złapał na zakazanych opryskach pracownika szkoły rolniczej.

- Gdybym tego dnia był w pracy, nikt by niczego nie zauważył - opowiada pan Adam, pszczelarz z Łąki Prudnickiej. - To przypadek, że zobaczyłem, jak 500 metrów od moich uli ktoś jeździ po polu rzepaku i w środku dnia prowadzi opryski!

Traktorzysta nie przejął się wołaniem pszczelarza, żeby przestał pryskać. Zrobił to dopiero, kiedy pan Adam zawiadomił Inspekcję Ochrony Roślin i policję.

- Pracownica prudnickiej Inspekcji Ochrony Roślin pojechała na miejsce dopiero po mojej interwencji, bo tego dnia "nie miała służbowego samochodu" - opowiada Krzysztof Głowiszyn, wiceprezes koła pszczelarskiego w Głubczycach, do którego należy pan Adam.

Na miejscu pojawiła się też Inspekcja Weterynaryjna i przedstawiciel urzędu miasta. Szybko okazało się, że opryski na powierzchni 3 hektarów należących do Zespołu Szkół Rolniczych w Prudniku prowadził pracownik ZSR.

- We wszystkich ulach padła mi część pszczół, poszkodowana jest także druga pasieka - denerwuje się pan Adam.

Inspektorzy stwierdzili, że do oprysków wykorzystano środek chemiczny, który przez trzy dni po użyciu truje owady. Te szkodliwe dla rzepaku, ale także pszczoły i inne pożyteczne owady, zapylające rośliny. Takich środków nie można stosować w trakcie kwitnienia. Można tylko środki aktywne przez najwyżej 12 godzin i wyłącznie po zachodzie słońca, gdy owady są już w ulach.

Pracownik ZSR tłumaczył się, że nie przeczytał instrukcji stosowania środka, którym pryskał pole. - To mały błąd człowieka - przekonuje Sławomir Hajdecki, dyrektor Zespołu Szkół Rolniczych. - Po ostatecznym wyjaśnieniu sprawy pracownik poniesie konsekwencje służbowe.

Poszkodowany pszczelarz może dochodzić odszkodowania w sądzie. Będzie to jednak trudne, bo nie przeprowadzono badań laboratoryjnych potwierdzających przyczynę śmierci pszczół.

- Zebraliśmy w pasiece około 250 martwych pszczół - mówi Marek Wisła z Inspekcji Weterynaryjnej. - Gdyby udało się zebrać cztery razy więcej, moglibyśmy to uznać za masowe ginięcie pszczół i wtedy badania są finansowane przez ministerstwo rolnictwa. Sami nie mamy na to pieniędzy ani takiego obowiązku, a to są kosztowne badania...

- Zamiast karać, lepiej edukować rolników o szkodliwości oprysków dla środowiska - komentuje Krzysztof Głowiszyn. - Podobnych przypadków mamy w regionie więcej. Czasem po naszej interwencji rolnicy w porę odstępują od nieprawidłowych oprysków. Ale o wielu z nich nie wiemy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska