Guśniowska wyjęła „Trzech muszkieterów” z przykurzonej półki z książkami i dała im szansę na nowe życie. W jej autorskiej wersji Atos, Portos i Aramis to już nie są bohaterowie pełni wigoru, skłonni do bitki i wypitki (chociaż koniaczkiem nie pogardzą). Niedosłyszą, niedowidzą, końskie siodło zamienili na wygodną kanapę. Ten czwarty - d’Artagnan - też nie przypomina młodzika z powieści Dumasa. Jest raczej żywcem wyjęty z naszego tu i teraz. Rodzice wyekspediowali go do Paryża, żeby to ich 35-letnie dziecko wreszcie dorosło.
Czy uda mu się odnaleźć swoje przeznaczenie i poderwać podstarzałych muszkieterów do nowych wyzwań? Nie zdradzę, bo to koniecznie trzeba zobaczyć. I docenić maestrię Marty Guśniowskiej we wplataniu w dumasowskie wątki aluzji do dzieł innych wielkich autorów i do współczesności (te tropy to gratka dla widzów dorosłych), w budowaniu atmosfery dobrej zabawy, podszytej jednak refleksją nad tym, co zawsze w życiu ważne. To jednak taki... efekt uboczny, bo w interpretacji Pawła Aignera, reżysera opolskiego spektaklu „Trzej muszkieterowie”, to przede wszystkim kapitalna komedia pełna gagów, fajerwerków, przebieranek. Aktorzy dwoją się i troją (dosłownie, aż 15 postaci gra 8-osobowy zespół i brawa należą się wszystkim), żeby widz ani na moment nie poczuł znużenia.
Scenograf Pavel Hubicka stworzył na scenie imponującą rozmachem salę muzealną (Luwr!). To tu współczesność krzyżuje się z historią, starość z młodością. I tu wybrzmiewa motyw z piosenki Edith Piaf: warto żyć tak, by „niczego nie żałować”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?