Trzy tygodnie na motocyklu - harleyem przez Amerykę

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Marian Bednarski (z lewej), Urszula i Artur Żurakowscy w salonie Harleya. Gdzieś w Nevadzie.
Marian Bednarski (z lewej), Urszula i Artur Żurakowscy w salonie Harleya. Gdzieś w Nevadzie.
12 tysięcy kilometrów przejechanych pomiędzy dwoma oceanami. Artur Żurakowski z Prudnika jak "wolny jeździec" przeżył wakacje swojego życia.

Przygotowanie podróży motocyklem przez USA nie jest specjalnie trudne. Wystarczy podstawowa znajomość angielskiego i pieniądze na przelot i pobyt w Ameryce. Artur Żurakowski przymierzał się do rajdu podczas dwóch wcześniejszych wyjazdów do Stanów. Sprawdzał lokalne warunki, pytał znajomych. W ubiegłym roku wybrał się na pierwszy rajd motocyklowy z Nowego Jorku na Florydę, z północy na południe. Zachęcony pierwszymi doświadczeniami w czerwcu tego roku wraz z żoną i przyjacielem przejechał USA w poprzek, od Nowego Jorku do Los Angeles, zahaczając po drodze o Kanadę.

Po pierwsze: nie zabieraj swojej maszyny
- Początkowo chciałem zabrać na wyprawę swój motocykl, ale znajomi szybko mi to odradzili - opowiada Artur Żurakowski. - W Stanach motocykl można wypożyczyć na wschodnim wybrzeżu i oddać tej samej firmie na zachodnim. Cudzoziemcy nie mają z tym żadnych problemów. Jeśli maszyna się zepsuje, firma niezwłocznie podstawia następną, nawet w ciągu kilku godzin. Naprawa własnego pojazdu na pustyni wiązałaby się z ogromnymi wydatkami.

Wypożyczenie harleya kosztuje 70 dolarów dziennie. Samochód jest znacznie tańszy - to wydatek 25 dolarów na dobę. Oprócz opłaty firma blokuje na karcie kredytowej pieniądze na kaucję, w przypadku samochodu jest to 2 tys. dolarów. Koszty benzyny są minimalne. W Ameryce za galon (ok. 4,5 litra) płaci się 3 dolary. W przeliczeniu litr paliwa to wydatek nieco ponad 2 zł. Przejazd motocyklem 12 tys. kilometrów to dla motocyklisty wydatek około 160 dolarów na stacji benzynowej. Porządny hotel można wynająć już za 20 dolarów od osoby. Wcześniejsza rezerwacja nie jest potrzebna. Po wjeździe do miasta przez GPS szukasz najbliższych hoteli i dzwonisz z pytaniem o miejsce. Standard jest podobny w całej Ameryce - klimatyzacja, łazienka, dwa wielkie małżeńskie łoża. Do tego aneks kuchenny, podstawowe wyposażenie domowe, lodówka, żelazko. Jedzenie w przydrożnych barach też nie jest drogie, ale do jego jakości można mieć dużo zastrzeżeń.

Marian Bednarski (z lewej), Urszula i Artur Żurakowscy w salonie Harleya. Gdzieś w Nevadzie.

- Dla mnie ohydne - pan Artur krzywi się na to jedno wspomnienie z podróży - hotdogi, cola, Mc Donalds. Lepiej można zjeść w tzw. steak house'ach, gdzie serwują dobre steki. W Arizonie trafiliśmy do restauracji, gdzie podawano steki o wadze 2,5 kilograma. Jeśli zjesz danie w ciągu godziny, nie płacisz. Chętnych jest wielu, ale mało komu udaje się ta sztuka. Nad barem wiszą fotografie zwycięzców.
Jadąc przez Chicago, zaopatrywali się w polskich sklepach, gdzie można kupić wszystko naszej produkcji, łącznie z polskim piwem. Jadąc przez Kalifornię, od rolników kupowali warzywa czy pomarańcze na worki. Plantacje pomarańczy ciągną się tam kilometrami wzdłuż dróg. Na poboczach leżą opadnięte, wygrzane w słońcu, soczyste owoce. Można stanąć i się objadać.

- Jak wszędzie, są dzielnice w wielkich miastach, gdzie nawet policja obawia się wjechać. Generalnie jednak Ameryka to kraj bardzo bezpieczny i przyjazny - opowiada Artur Żurakowski. - Ludzie są bardzo życzliwi. Wystarczy zatrzymać się gdzieś, żeby zrobić sobie pamiątkową fotografię. Zaraz ktoś podchodzi i proponuje: ja wam zrobię zdjęcie, będziecie mogli wszyscy stanąć. Na parkingach wszyscy do siebie podchodzą, pokazują mapy, komentują, co ciekawego można obejrzeć w okolicy.

Po drugie: nie igraj z policją
Symbolem surowego prawa jest amerykańska policja. Maksymalna dozwolona szybkość na drodze za miastem wynosi 75 mil na godzinę (120 km). Przy 85 milach (135 kilometrów) nikt się nie czepia, ale większe przekroczenie czy niebezpieczna jazda zaraz ściąga na kierowcę pościg. Zatrzymany najpierw zostaje skuty, sprawdzony dokładnie, czy nie ma broni, narkotyków, niebezpiecznych przedmiotów. Dopiero potem zaczyna się rozmowa.

- Dwa razy widzieliśmy, jak policjant zmieniał kobiecie koło przy drodze, bo miała awarię - opowiada pan Artur. - Jeśli wszystko jest w porządku, policjanci bardzo chętnie pomagają w każdej trudnej sytuacji.

Po trzecie: zostaw motocykl na brzegu kanionu
Dwa harleye z polskimi chorągiewkami wyruszyły z Nowego Jorku, skierowały się na wodospad Niagara i przez Kanadę do Chicago. Za Denver całe 1,5 tys. mil jechali wzdłuż plantacji kukurydzy i to był najbardziej nużący odcinek drogi. Przepiękna Ameryka zaczyna się w Kolorado i ciągnie przez Nevadę, Kalifornię, Utah. Drużyna z Prudnika po drodze zwiedziła 7 parków narodowych. W tym Sequoia National Park z największym drzewem świata, 84-metrowym Generałem Shermanem, który liczy 2,2 tys. lat. Wielki Kanion Kolorado oglądali ze szklanej półki, wybudowanej nad 1,5-kilometrową przepaścią. Na dno kanionu wybrali się pożyczonym samochodem. Motocykl ma silnik chłodzony powietrzem, a ono w kanionie ma temperaturę 130 Fahrenheitów (ponad 50 stopni C). Nie chłodzi, tylko dodatkowo grzeje. Ryzyko awarii rośnie. Jeśli pojazd wysiądzie dziesiątki kilometrów od ludzkich domów, na środku gorącej patelni, kierowca może tego nie przeżyć.
- Ameryka jest dzika i przepiękna. Rzeki pełne pstrągów. Czysta, nieskażona przyroda. Wędkarze, którzy całą noc łowią obok tabliczki: uwaga niedźwiedzie! - opowiada Artur Żurakowski. - Widzieliśmy stado bizonów. Dwa razy stado bydła wybiegło nam na autostradę, bo tam nikt nie jest w stanie ogrodzić tysięcy kilometrów dróg. Jadąc przez bagna Florydy, widzieliśmy duże ilości rozjechanych aligatorów. Nie wiadomo, dlaczego nikt nie sprząta ich truchła z poboczy. Do Key West prowadzi najdłuższy most w Ameryce - 27 mil od wyspy do wyspy. Z motocykla wrażenie jest bajeczne.

Polskie ślady spotykali bardzo często. Dwa dni łazili po Chicago, gdzie jest 80 polskich kościołów, z najbardziej znanym kościołem św. Jacka (Odrowąża, tego z Kamienia Śląskiego). Polskie kościoły w Ameryce pękają w szwach, przebijają znacznie frekwencje w amerykańskich świątyniach. Od Polonusów w Stanach moglibyśmy się także uczyć przywiązania do polskiej tradycji, kultury. Na święto bluesa w Chicago przyszła polska młodzież, często już trzecie pokolenie od wyjazdu z kraju, w polskich strojach regionalnych. Zajęcia w polskiej szkole niedzielnej, to dla dzieci polskich emigrantów codzienność.

Turystom z Prudnika najbardziej zapadła w pamięć mało znana u nas pamiątka polskości. Dzieło "Golgota" lwowskiego malarza Jana Styki, znanego nam z Panoramy Racławickiej. Obraz ma 60 metrów długości i 15 wysokości. Styka namalował go namówiony przez Ignacego Paderewskiego, który w 1904 roku zabrał malowidło na światową wystawę do Stanów Zjednoczonych. Tam jednak z powodu problemów finansowych wystawiono obraz na licytację, potem trafił do magazynów, popadł w zapomnienie. Odkupił go milioner filantrop Hubert Eeaton, który w 1951 roku za ponad milion dolarów wybudował w Los Angeles specjalny pawilon do prezentacji "Golgoty".
- Robi ogromne wrażenie - opowiada pan Artur. - To polski wkład w kulturę światową, o którym mało kto u nas w kraju słyszał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska