Trzyletni Dawidek Drapacz już po operacji. O jego życie walczyły tysiące osób, które złożyły się na zabieg

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Dawidek Drapacz w szpitalu w Stanford.
Dawidek Drapacz w szpitalu w Stanford. Facebook
Zabieg przeprowadził zespół profesora Hanleya w Stanford w USA. Zdaniem lekarza chłopczyk po operacji będzie żył tak, jak jego rówieśnicy.

W połowie listopada Dawidek Drapacz z Opola świętował swoje trzecie urodziny. Zamiast bawić się na balu z innymi maluchami, chłopiec musiał pojawić się w szpitalu w Stanford, aby rozpocząć przygotowania do poważnej operacji, która ma uratować mu życie.

O trwającej już kilkanaście godzin operacji poinformowali rodzice Dawidka na Facebooku.

- W Stanford wyszła tęcza dla Dawidka. Wierzymy, że to dobry znak! - napisali zamieszczając zdjęcie tęczy, która rozpostarła się nad szpitalem.

Na miejscu jest również doktor Grzegorz Zalewski, kardiochirurg, który uczestniczył w operacji dziecka w Polsce.

- Dzięki temu będzie wiedział, jak zająć się naszym synkiem już w kraju - napisali rodzice, którzy proszą, aby wspierać małego wojownika modlitwą, myślami i pozytywną energią.

Ludzi, którzy z całych sił kibicują malcowi z Opola, nie brakuje. Na operację, wartą ponad 5 milionów złotych, złożyli się dobroczyńcy z całego kraju, a nawet z zagranicy.

Dawid Drapacz urodził się ze skomplikowaną wadą serca i płuc. Jego życie było zagrożone, a w Europie żaden z lekarzy nie podjął się zoperowania chłopca. Nadzieja pojawiła się w Stanach Zjednoczonych. Prof. Hanley ze Stanford uważa, że jest szansa całkowitego naprawienie wady, dzięki czemu maluch mógłby funkcjonować jak jego rówieśnicy. Właśnie teraz zespół specjalistów walczy o to, aby Dawidek mógł żyć bez ciągłego strachu, że któregoś dnia zabraknie mu tchu. Przy jego wadzie istniało zagrożenie, że dziecko udusi się. Im Dawidek był starszy, tym ryzyko stawało się większe, więc z operacją nie można było czekać.

Rodzice wiedzieli, że zabieg jest poważny, więc mieli mnóstwo obaw. Z drugiej strony zdawali sobie sprawę, że tylko on daje ich dziecku szansę na życie.

- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, synek w szpitalu spędzi trzy tygodnie. Później zostanie wypisany do hotelu, ale nie będziemy mogli wrócić do Polski, bo zoperowane serduszko trzeba monitorować - opowiadała tuż przed wylotem do USA Elżbieta Popardowska, mama chłopca. - Święta spędzimy poza domem, ale jeśli wszystko się uda, to i tak będą one dla nas najpiękniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska