Trzyma w domu ponad 700 ptaków, dwie kozy, 20 świnek morskich, 7 kotów i 2 psy

Klaudia Pokładek
Trzyma w domu ponad 700 ptaków, dwie kozy, 20 świnek morskich, 7 kotów i 2 psy - Mam z tego przyjemność – tłumaczy pan Ferdynand. - Zyski miałem kiedyś z pracy zawodowej. Teraz, kiedy jestem na emeryturze, nie muszę już na siebie pracować. Teraz kolej na moje ukochane zwierzęta!
Trzyma w domu ponad 700 ptaków, dwie kozy, 20 świnek morskich, 7 kotów i 2 psy - Mam z tego przyjemność – tłumaczy pan Ferdynand. - Zyski miałem kiedyś z pracy zawodowej. Teraz, kiedy jestem na emeryturze, nie muszę już na siebie pracować. Teraz kolej na moje ukochane zwierzęta! Klaudia Pokładek
Oto Ferdynand. Ferdynand Trojan z Niwnicy pod Nysą. Jego domu trudno nie znaleźć. Nie dość, że zwariowanego hodowcę ptactwa oraz innych stworzeń znają wszyscy, to jeszcze odgłosy dobywające się z jego posiadłości pomagają namierzyć adres bez pudła.

 

- Tirli-tirli, ćwir, uhuu, meee, bee, twit, bzz - wita każdego zbłąkanego człeka, który zechce przestąpić progi domu Trojana. Po posesji spacerują kury, kaczki, gołębie, koty. Psy dla bezpieczeństwa pochowane gdzieś po kątach. Coby nie pokąsały wścibskich.

 

Powietrze pachnie słodką wonią kwiatów, których gatunków nie da się ot tak policzyć.

Czerwone pelargonie - 50 skrzynek. A co! Do tego fioletowe surfinie, róże, passiflory, cały arsenał ponad 40-letnich kaktusów i czort raczy wiedzieć, co jeszcze.

 

Nad rabatami, skrzynkami i grządkami bzyczące bractwo bije się o nektar. Ludzie mówią, że Lato Kwiatów w Otmuchowie trwa trzy dni, a u Ferdynanda w Niwnicy cały rok!

 

- Dziennie ze sześć beczek wody mi schodzi na zaspokojenie pragnienia całego tego towarzystwa – przyznaje pan Ferdynand. - Czyli z 600 litrów. Od 4.30 rano podlewam, doglądam, poję. Ale nie tylko kwiaty. Cały dobytek przecież chce pić. Sumienia nie mam, żeby im żałować.

 

Na oko trudno stwierdzić, ile wiosen liczy sobie gospodarz, kruczoczarne włosy zmyliłyby każdego przeciwnika.

Na pewno jest gdzieś pomiędzy 60. a 70. rokiem swego życia. Obowiązkowy wąs, trochę zmarszczek i ogromna energia, która zaraża każdego wokoło.

No i wiedza. Może nie tyle książkowa, co wynikająca ze świetnie opanowanej umiejętności obserwowania otaczającej przyrody.

 

- Ptaki i zwierzęta są jak ludzie, czasem nawet mądrzejsze - dodaje pan Ferdynand

 

Dobytek Trojana nie jest bezimienny. Kubuś i Balbina to kozy. Ale nie, że zwierzyna kopytna. Kozy to ptaki, gatunek papug.

- Kubusia kocham chyba najbardziej i mówię mu to, a on twierdzi, że z wzajemnością – uśmiecha się gospodarz. - Oczywiście, żona puka się delikatnie w czoło, jak tak z nimi rozmawiam, ale akceptuje całe to tałatajstwo. Kiedyś mówiła, że jak nie zlikwiduję tego dobytku, to się ze mną rozwiedzie. Ale jak widać miłość jest silniejsza...

 

Po podwórku drepce kaczka mandarynka, za nią Karolinka i kazarka.

Jest też kura jedwabista, która zamiast piór ma włosy, a w ogromnej klatce koza modrolatka, świergotki seledynowe, nimfy i nierozłączki.

Gdzieś dalej spaceruje srebrny bażant, kurki gołoszyjki, kokin lokowany, który wygląda, jakby przed chwilą wyszedł od fryzjera z „mokrą włoszką” na głowie.

I jeszcze gęsi, gołębie oraz dwa pawie.

 

- Łącznie będzie ponad 700 ptaków, 70 gatunków. Ale których ile jest, dokładnie trudno mi już zliczyć, bo ciągle się rodzą, przemieszczają. Trudno to ogarnąć - śmieje się pan Ferdynand.

Zwłaszcza że nie wszystkie zwierzaki Trojan kupuje i hoduje z pełną świadomością. Z własnej woli. Zdarzają się i takie, które trafiają do niego na kwarantannę. A później zostają.

 

- Gołąbka ze złamanym skrzydełkiem i biegunka przygarnąłem, bo osłabiony był biedaczek – opowiada. - Młody jastrząb w tym czasie też się tu jakoś zaplątał i niedomagał, to mu wątróbkę serwowałem, serduszka, aby wydobrzał. Razem w jednej klatce siedzieli, ale w zgodzie. Żadnych kłótni, fruwającego pierza i wzajemnych prób pożarcia.

 

 

Swego czasu u Trojana stacjonowały również bociany. Nie żeby gdzieś na wyniesionym na kominie gnieździe. Po prostu - na pokojach.

Basia, bo tak miała na imię bocianica, najbardziej lubiła przesiadywać w kuchni i towarzyszyć gospodarzom podczas codziennych obowiązków.

Powody jej umiłowania do domowych izb były oczywiste - zawsze trafił jej się jakiś smaczny kąsek surowego mięsa. Bo wbrew obiegowej opinii żab nie jadała.

 

Był też Wojtek. Niestety po kilku latach Barbara odleciała, a Wojciecha zeżarł lis. Albo na odwrót. Na odwrót z Baśką i Wojtkiem rzecz jasna. Lis przeżył i ma się dobrze.

- Nawet gąski garbonose nie pomogły, chociaż to stróże mojego gospodarstwa – podkreśla pan Ferdynand. - Jak wyczuwają niebezpieczeństwo z daleka, to krzyczą: Proszę pana, szybko, szybko, lis idzie! No i faktycznie. Trzeba pilnować ptactwa, bo inaczej podusi i tyle. Ostatnio wymordował mi 15 perliczek, kwokę z kurczakami i kaczki czubate. Najgorsze, że draństwo zadusi i zostawi. Żeby chociaż zeżarł, bo głodny był, to może bym zrozumiał. Ale mordować, ot tak sobie? Płakać się chce...

 

Na szczęście pawie chytrusek zostawił w spokoju. Jeden z nich to Wojtuś. Pewnie imię odziedziczył po bocianie.

- Wojtek, pokaż no ogon pani...

- A kiedy rozkłada?

- Diabli wiedzą. Jak to z facetami. Nie zawsze się uda...

 

Pawiom może ciężko idą „te sprawy”, ale papugi radzą sobie świetnie. W dodatku nie zważają na międzygatunkowe różnice.

- Przyłapałem kiedyś Kubusia jak bzykał się z nimfą. A on przecież koza – kwituje. - A nimfa poszła później do swojego i całowała się z nim jak gdyby nigdy nic. Zupełnie jak ludzie…

 

Najbardziej porządne są gołębie, nie myślą o jedzeniu, piciu i obcych cyckach

 

Gołębie - zdaniem Trojana - mają w sobie zdecydowanie więcej przyzwoitości. Dla nich najważniejsza jest rodzina.

- Nie myślą o jedzeniu i piciu, obce cycki nie robią na nich żadnego wrażenia – chwali.- Zależy im tylko na tym, by jak najszybciej dofrunąć do rodzinnego gniazda. Bo tam jest ktoś, kto czeka. Ludzie, bierzcie z nich przykład!

Z kóz również. Bacząc, jak radośnie brykają po Trojana podwórku.

Zwłaszcza Majkel - cap, który - wedle oficjalnej wersji - miał być tutaj tylko na chwilę. Coby pokryć kozicę Baśkę (prawdopodobnie imię również odziedziczyła po bocianie).

 

- Nakłamałem żonie, bo inaczej by się nie zgodziła - śmieje się pan Ferdynand. - A teraz sama kocha Majkela i wieczorami przytula się z nim na kanapie.

Ile Trojanów kosztuje utrzymanie całego inwentarzu? Gospodarz przyznaje, że nawet się nie zastanawia, bo inaczej pewnie dawno by się tego wszystkiego pozbył.

 

Faktem jest na przykład, że tylko w tym roku ptaki zeżarły dwie tony prosa. Nie wspominając o tynku w ścianach, glinie, zieleninie i innych przysmakach.

- Mam z tego przyjemność – tłumaczy pan Ferdynand. - Zyski miałem kiedyś z pracy zawodowej. Teraz, kiedy jestem na emeryturze, nie muszę już na siebie pracować. Teraz kolej na moje ukochane zwierzęta!

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska