W redakcji "NTO" interweniował krewny pacjenta. Mówił, że pielęgniarki informują o nowych porządkach, prosząc rodziny, by pomagały w opiece nad chorymi, bo nie są w stanie same podołać zwiększonym obowiązkom. Oficjalnie w szpitalu i dyrekcji Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej nikt nam tego nie potwierdził.
Dowiedzieliśmy się jedynie, że nie ma żadnych ograniczeń co do godzin odwiedzin na oddziałach, a liczba pielęgniarek na dyżurach zmniejszyła się, co nie ma jednak charakteru stałego, bo wszystko ustalane jest "w zależności od liczby pacjentów na danym oddziale i ich stanu".
- Codziennie na bieżąco monitorujemy liczbę pacjentów i dostosowujemy do niej obsadę pielęgniarek, nie ma norm, które by określały, jaka ona ma być. Ważne, aby opieka nad pacjentem była wystarczająca, i taka jest - mówi Andrzej Mrowiec, wicedyrektor SPZOZ Krapkowice. - Ostatniej nocy na oddziale wewnętrznym było 62 pacjentów i cztery pielęgniarki: po jednej na piętro oraz dodatkowo jedna na izbę przyjęć i jedna na salę intensywnego nadzoru kardiologicznego. Dzień wcześniej było 64 chorych i po dwie pielęgniarki na piętro. Na chirurgii i pediatrii jedna pielęgniarka dyżuruje już od dwóch miesięcy. W nocy pacjenci śpią, nie potrzeba większej obsady!
Dyrektor Andrzej Marcyniuk podaje przykłady innych szpitali: Kędzierzyna, Prudnika, Strzelina, Zielonej Góry. Mówi, że w szpitalu MSWiA w Krakowie na stałe jedna pielęgniarka opiekuje się w nocy 46 pacjentami. Jego zdaniem kryzys w służbie zdrowia jest już tak głęboki, że mało kogo "stać na Amerykę". Jest jeszcze drugi powód ograniczeń: zoz nie chce płacić za godziny nadliczbowe. Teraz jedna pielęgniarka musi pracować za dwie.
- Jeśli ktoś nie daje sobie rady, może zmienić pracę - mówi Marcyniuk.
Anonimowo pielęgniarki przyznają, że trudno im czuwać w pojedynkę nad wszystkimi salami, ale żadna nie poskarży się głośno z obawy o utratę pracy.
Pacjenci z niepokojem obserwują nowe porządki. Według nich w pośpiechu łatwiej się pomylić, czegoś nie dopilnować lub po prostu nie zdążyć na dwa wezwania naraz.
- Dziewczyna biegała całą noc. Ja nie jestem obłożnie chora, mam kłopoty ze snem, więc zaoferowałam jej, że pomogę. Mogłabym podawać leki albo basen. Podziękowała, ale odmówiła - mówi pani Józefa, pacjentka.
- Ja nie narzekam, to nie pielęgniarki są winne, że nie ma dla nich pieniędzy, one bardzo się starają - broni personelu inna pacjentka, Krystyna Dzwonowska. - Chociaż kobieta była sama na dyżurze, sześć razy zaglądała do naszej sali.
Dyrektorzy szpitala są już zniecierpliwieni ciągłą krytyką wszystkich zarządzeń restrukturyzujących pracę szpitala:
- To są nasze wewnętrzne sprawy, za bezpieczeństwo pacjentów odpowiada dyrektor placówki! W ograniczeniach nie ma przecież złośliwości, wynikają one wyłącznie z możliwości finansowych - argumentuje wicedyrektor Mrowiec.