Tunezja apeluje: Nie zostawiajcie nas samych wobec zagrożenia terroryzmem

Redakcja
Dr Said Edaich: – Po zamachu na WTC "byliśmy Arabami” i nikt nam nie ufał.
Dr Said Edaich: – Po zamachu na WTC "byliśmy Arabami” i nikt nam nie ufał. Sławomir Mielnik
Gdybym miał pieniądze, to już dziś wsiadłbym do samolotu i poleciał do Tunezji - mówi dr Said Edaich, wykładowca prawa i jego unifikacji na Politechnice Opolskiej. - Ataki terrorystyczne są obce tunezyjskiej mentalności. Stąd ludzie proszą, aby nie dać się zastraszyć takim czynom jak atak na muzeum Bardo.

Od czasów tzw. Arabskiej Wiosny Ludów Tunezja wydawała nam się najbezpieczniejszych krajem w tym rejonie. Było tak do 18 marca.
Ja nie jestem pewien, czy to była arabska wiosna… Ale ważne, że w Tunezji najszybciej skorzystano z możliwości, jakie ona daje. Autokracja prezydenta i sekt zamieniona została na demokrację. Naród miał możliwość wybrania swoich reprezentantów, szanuje się prawa człowieka. W pracy Tunezyjczyk może teraz mówić to, co myśli. Coraz rzadziej spotykamy się z przypadkami dyskryminacji kobiet na uczelniach, w pracy, ale i w sądach - podczas spraw rozwodowych. Naród stał się wolny, a dowodem na to jest, że po zamachu Tunezyjczycy wyszli na ulicę zamanifestować swój sprzeciw wobec terroryzmu. To nie były manifestacje sterowane przez władzę, tylko spontaniczne. Jednak proces demokratyzacji wymaga czasu i spokoju oraz możliwości ekonomicznych, bo nie ma demokracji bez rozwiniętej gospodarki i przyzwoitego dochodu krajowego, jak i dochodu każdego obywatela. Tunezja - czy chcemy, czy nie chcemy - to Trzeci Świat. Ludzie wciąż są biedni i - bywa - podatni na różne wpływy. Z jednej strony Tunezyjczycy mają marzenia: o zasobnym domu i wykształceniu swych dzieci. Z drugiej - biedę. To trudna sytuacja, wiem, bo sam marzyłem o wykształceniu, a marzenia swe spełniłem tylko dzięki finansowemu wsparciu całej rodziny. Niestety, takich jak ja jest niewielu. Między marzeniami a rzeczywistością Tunezyjczyków jest wciąż przepaść.

Powiedział pan, że wątpi, czy wiosna była arabska.
W zbliżonym czasie w paru krajach regionu doszło do przewrotów - czy to był oddolny ruch? Owszem, pięć lat temu bezrobotny Tunezyjczyk podpalił się w proteście i w rozpaczy spowodowanej swą biedą i brakiem perspektyw i to dało początek demonstracjom. W ich wyniku obalony został wieloletni prezydent Zin Al-Abidin Ben Ali. Ale czy naprawdę tak łatwo obalić dyktatora?
Stracił on poparcie Zachodu. Podobnie było w Egipcie…
No właśnie, i tu jest odpowiedź na pytanie, czy wiosna była arabska. Była w tym sensie, że naród skorzystał z okazji wejścia na drogę demokratyzacji.

Jest pan prawnikiem?
Tak, udało mi się skończyć studia prawnicze w Maroku dzięki wsparciu rodziców i krewnych i dzięki własnej ciężkiej pracy i nauce, zawsze byłem w pierwszej trójce studentów. Mogłem pracować w jednej z lepszych kancelarii marokańskich. I pracowałem jakiś czas. Szybko zrozumiałem, że zawód adwokata, który walczy o kogoś wtedy, gdy ten ktoś ma pieniądze - nie jest dla mnie. To był zbyt - jak to się mówi - interesowny biznes. Pojechałem do Włoch studiować na kierunku harmonizacji i unifikacji prawa. Udało mi się podjąć pracę jako asystent na Uniwersytecie La Sapienza - to uniwersytet z 700-letnią tradycją, jeden z największych na świecie. Byłem dumny i szczęśliwy. Aż do 11 września 2001 roku.

Zamach na WTC?
Byłem - przebywając w Rzymie - jedną z ofiar tego zamachu terrorystycznego. Nie wiedziałem, kim jest Ben Laden, co to Al Kaida. Tak jak inni po zamachu na WTC - uczyłem się tego, czytając gazety, doniesienia w internecie… Nie zgadzaliśmy się z terrorystycznym zamachem, podobnie jak cała Europa i cały cywilizowany świat. Ale byliśmy Arabami i nikt nam wówczas nie ufał. Ja i wielu innych straciło wówczas pracę w Rzymie. Mój szef wezwał mnie i powiedział: "Mówili do mnie: "Albo ty, albo ten doktor. Przykro mi, musisz odejść". To była dla mnie tragedia.

Trafił pan do Polski, bo...
Bo pokochałem Polkę. Przyjechałem do Polski, do Opola, urodziło nam się dziecko, dostałem pracę na Politechnice Opolskiej. Jestem Polakiem. Jestem szczęśliwy.
Chciał pan teraz jechać do Tunezji na wakacje?
Znam Tunezję, to postępowy kraj. Wciąż chcę tam jechać na wakacje.

Nawet po 18 marca? Kiedy okazało się, że Tunezja nie jest aż tak bezpieczna i że są tam aktywni dżihadyści? Szacuje się, że w ostatnim czasie przybyło do Tunezji nawet 500 przedstawicieli Państwa Islamskiego.
Tunezja ma złe położenie geograficzne. Państwo Islamskie funkcjonuje głównie na terytorium Syrii i Iraku, nie ma spokoju w Algierii, to obok Tunezji. W biednym kraju takim jak Tunezja ludzie są słabi, zawieszeni w pustce pomiędzy swymi marzeniami, które zakiełkowały pięć lat temu, a obecną rzeczywistością. Wśród słabych i nieco zawiedzionych ludzi można trafić na podatny grunt ze skrajnymi ideologiami. Tym bardziej że i w Tunezji nie brakuje przeciwników demokracji, pochodzą oni z różnych środowisk, na przykład z kręgów, które straciły swe dawne wpływy, albo są to osoby, które wolą wojnę od pokoju. Dżihadyści wykorzystują sytuację, prowadzą indoktrynację, "pranie mózgów". Często najbliżsi nie wiedzą, że ofiarą takich działań pada ktoś z ich kręgu.

W telewizji pokazali krewną jednego z zamachowców spod muzeum Bardo, powtarzała: "To był taki dobry chłopak, co mu się stało".
On prawdopodobnie wyjechał na jakiś czas z domu, trafił w środowisko przedstawicieli Państwa Islamskiego, dał sobie wmówić te idee, a potem nie miał już odwrotu. Problemem dla państw arabskich, których władze chcą mieć pokój, a nie wojnę, jest ów system indoktrynacji. Rządy postępowych państw muszą nad nim zapanować. Zamachy, także ten w Tunisie, są czymś na kształt proklamacji. Istnieje w języku polskim takie słowo, proklamacja?

Tak, znaczy tyle co uroczyste oświadczenie.
No więc dla terrorystów zamachy to proklamacja: istniejemy i działamy, istnieć będziemy i działać będziemy. Ale za taką proklamacją stoi słabość. Wcale nie są tacy silni. Dlatego decydują się na akty terroru w demokracjach młodych i w krajach na granicy stabilności. Ich idee stanowią margines przekonań całego społeczeństwa. Podobnie było w latach 70 i 80. w Europie. Przypomnijmy sobie, co robiły włoskie Czerwone Brygady, nie mając wcale powszechnego wsparcia społecznego.
Tunezyjczycy apelują do Europejczyków, aby ci przyjeżdżali do Tunezji na wakacje, nie dali się zastraszyć. Proszę się nie gniewać, ale to wydaje się naiwny apel. On pada znad plam krwi turystów, które są wciąż widoczne na murach i ulicy pod muzeum.
To nie jest naiwność. Tunezyjski sposób myślenia i kultura nie przewidują zgody na zamachy terrorystyczne, na strzelanie do niewinnych ludzi. Tunezyjczycy są pod tym względem stuprocentowo - nazwijmy to - europejscy. Apel, o którym pani mówi, należy zrozumieć tak: "Nie zostawiajcie nas samych. Pokażcie, że jesteście z nami przeciwko terroryzmowi. Nie dajmy się zastraszyć". Patrzyłem na serwisach ekonomicznych na ratingi Tunezji, jako kraju, po zamachu. Spadły w ciągu ośmiu godzin o 2 punkty. To może oznaczać bezrobocie dla kilku tysięcy ludzi: hotelarzy, kierowców, handlarzy... O to także chodziło terrorystom. Ale Tunezji i Tunezyjczykom na pewno nie o to chodzi, tylko o spokojne budowanie demokracji.

Turystyka to skarb Tunezji, główne źródło dochodu państwa. Dlatego terroryści wybrali taki, a nie inny cel. To, że do ataku doszło, jest odbierane jako słabość rządu i państwa, który nad tym nie zapanował. Rząd winien strzec bezpieczeństwa turystów jak oka w głowie. Sam prezydent Tunezji Bedżi Kaid Essebsi przyznał w prasie francuskiej, że służby specjalne nie działały wystarczająco systematycznie.
Rozumiem, ale pamiętajmy, że ten rząd, ta władza są młode. Pewnie to będzie wyjaśniane, czy błąd popełnili ochroniarze, którzy nie zauważyli terrorystów, czy służby bezpieczeństwa nie miały sygnałów, czy może je zbagatelizowały. Ale do zamachu na WTC też doszło ku ogólnemu zaskoczeniu. Poza tym już w czasie zamachu w muzeum służby bezpieczeństwa działały jednak bardzo dobrze i szybko zlikwidowały terrorystów, zapobiegając detonacji przez nich ładunków wybuchowych. Ale pytanie: Co robicie, by muzeum Bardo się nie powtórzyło? - jest zasadne.

Kto powinien zadać to pytanie? Europa? Kraje, których obywatele zginęli w Tunisie, a więc i Polska?
Cały cywilizowany świat ma prawo pytać. Tunezja ma obowiązek odpowiedzieć. Ale powiem coś jeszcze: Zachód powinien wesprzeć Tunezję w rozpoznaniu dżihadystów, którzy działają w Tunezji, w prowadzeniu działań profilaktycznych przeciw terroryzmowi. Terroryzm to zagrożenie globalne, wymaga więc wspólnego globalnego przeciwstawienia się mu. Interes Tunezji, ale i wielu innych krajów wymaga współpracy, kooperacji i ze Stanami Zjednoczonymi, i z Europą Zachodnią. Tunezji nie można zostawić samej sobie i jedynie rozliczać. To byłby cios dla młodej tunezyjskiej demokracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska